Rodzanice. Katarzyna Puzyńska

Rodzanice - Katarzyna Puzyńska


Скачать книгу
dziennikarka skierowała uwagę na kogoś innego. Niedoczekanie. W swoim artykule napisze o nim niejedno, oj niejedno. Ale była realistką. Jeżeli chciała, żeby mieszkańcy wsi byli bezpieczni, musiała pobudzić do działania policję. A oddech zaangażowanego dziennikarza za plecami działał na nich najlepiej.

      – Zajmujemy się tą sprawą – wyjaśnił Daniel Podgórski. Krótka broda. Włosy w lekkim nieładzie. Wzrostem zdecydowanie górował nad zebranymi. Chyba tylko dobrotliwy Bohdan Piotrowski był od niego wyższy. – Musicie zrozumieć, że nie mamy listu, możemy więc polegać tylko na poszlakach. To utrudnia prowadzenie śledztwa i zajmuje znacznie więcej czasu. Zapewniam jednak, że zrobimy wszystko, aby do ewentualnych wybuchów nie doszło. Proszę się nie martwić.

      Marek Zaręba, Emilia Strzałkowska i Paweł Kamiński pokiwali głowami z aprobatą. Towarzysząca Danielowi Weronika Nowakowska uśmiechnęła się pokrzepiająco. Jej piegowata twarz otoczona była falą rudych pukli. Trzymała Podgórskiego za rękę, jak zakochana nastolatka. Joanna czuła, że nic dobrego z tego nie wyniknie. Kiedy kobiety kochają zbyt mocno, z góry skazane są na niepowodzenie. Może nawet kiedyś to Weronice uświadomi.

      Joanna zaryzykowała spojrzenie w stronę Kopp. Klementyna stała bez ruchu. Trudno było stwierdzić, czy nie zgadza się z Podgórskim, czy też ma wszystko w swojej pomarszczonej dupie. Joanna nie potrafiła odgadnąć.

      – A co to znaczy, że zrobicie wszystko? – zapytała. Ogólnikowe odpowiedzi jej nie satysfakcjonowały. Naprawdę bolały ją nogi i kręciło jej się w głowie, ale nie zamierzała usiąść. Ani tym bardziej odpuścić sprawy. – Poproszę o konkrety.

      – Pani redaktor, jeszcze jest mnóstwo czasu – odezwał się Paweł Kamiński.

      Wysportowana sylwetka. Czarujący uśmiech. Przez ten miesiąc Joanna miała okazję rozmawiać z kierownikiem posterunku w Lipowie kilkakrotnie. Wiedziała już, że pozory mylą. Był ostatnią osobą, której można by ufać.

*

      Joanna poszła raz do jego domu. Był niewielki, nieotynkowany, ale otoczony całkiem zadbanym ogródkiem. Najwyraźniej nie wypadało tu mieć innego. Podeszła do drzwi. Była pewna, że usłyszała krzyki. Kobiece.

      – Wszystko w porządku? – zawołała, pukając do drzwi z całych sił.

      Drzwi otworzyły się dopiero po chwili. W końcu korytarza stała grupka dzieci. Cztery małe dziewczynki i chudy nastolatek.

      – Co tu się dzieje? – zapytała. – Słyszałam krzyk.

      – Nie było żadnego krzyku. – Kamiński wyszedł z pokoju obok z tym swoim uśmiechem na twarzy. – Mówiłem pani, że o sprawach zawodowych rozmawiać będziemy tylko u mnie w biurze. Proszę przyjść na posterunek w godzinach urzędowania. Rozumiemy się?

*

      Joanna obrzuciła Kamińskiego przeciągłym spojrzeniem. Dalej w tłumie zauważyła jego żonę. Włosy zaczesane na twarz. Mina zastygła w niepewności. Grażyna wyglądała jak typowa ofiara przemocy domowej. Pod grzywką zapewne chowała kolejne siniaki.

      – Moim zdaniem do tej pory policja działa zbyt opieszale – powiedziała dziennikarka głośno i wyraźnie, żeby cały tłum na pewno usłyszał. Jeśli nie przypnie im łaty, policja nie kiwnie nawet palcem.

      Joanna podjęła decyzję. Znów należało zastosować zasadę wskazania palcem konkretnej osoby, żeby coś się zaczęło dziać. Zamierzała upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Zmusi policję do konkretnych działań i jednocześnie sprawi, że pieprzony damski bokser zostanie skompromitowany. Paweł Kamiński na razie się uśmiechał. Niedługo Joanna zetrze mu ten uśmiech samozadowolenia z twarzy.

      Rozdział 6

      Sklep w Lipowie.

      Czwartek, 29 września 2016. Godzina 20.15.

      Joanna Kubiak

      I jak wam się podoba? – zapytała Grażyna Kamińska. Niepewnie. Oczy w dół. Z drugiej strony nadzieja w jej głosie była wyraźnie słyszalna.

      Joanna zaprosiła ją tu nie bez powodu. Jeżeli chodzi o szycie, żona Kamińskiego musiała jeszcze trochę popracować nad swoimi umiejętnościami. Widać jednak było, że krawiectwo sprawia jej satysfakcję i dodaje odwagi. I zapewnia własne pieniądze.

      Jednym ze sposobów, w jaki mężczyźni tacy jak Kamiński próbowali podporządkować sobie swoje żony, było odebranie im możliwości zdobywania własnych środków. Znękanym kobietom wydawało się wtedy, że nie ma wyjścia z sytuacji. Muszą zostać w domu z oprawcą, bo to on zapewnia byt im i dzieciom. Tymczasem rozwiązanie było całkiem proste. Wzajemne pomaganie sobie przez grupę kobiet.

      Joanna spojrzała na Weronikę z uznaniem. Nadal nie potrafiła rozgryźć Nowakowskiej, ale to, co zrobiła dla Agnieszki Mróz, napawało nadzieją, że kobieca solidarność nie zginęła.

      Kiedy Junior Kojarski wyrzucił Agnieszkę z pracy w rezydencji, Mróz znalazła się dosłownie na bruku. Pochodziła z wielodzietnej rodziny w Zbicznie i nie mogła wrócić do rodziców, więc Weronika zaproponowała, żeby Agnieszka zajęła się sprzedażą w sklepie Wiery. Mieszkać mogła nad sklepem.

      Niedługo po śmierci sklepikarki okazało się, że Wiera przepisała sklep na Weronikę. Junior Kojarski trochę pomstował. Chyba bardziej dla zasady, bo niewielki dochód, jaki dawał sklepik, był kroplą w morzu interesów jego rodzinnej firmy. No ale może chodziło o lokalizację. Dokładnie w centrum Lipowa. Na skrzyżowaniu dróg. Naprzeciwko remizy. Być może mógłby tu zbudować hotel albo co najmniej luksusową agroturystykę. Do jeziora Bachotek było niedaleko. Tymczasem matka zrobiła mu psikusa.

      – Jest świetnie! – powiedziała Weronika, poprawiając zasłonę. – Prawda?

      Spojrzała na Podgórskiego pytająco. W jej oczach Joanna widziała miłość. Niebezpieczną miłość. Miłość to zależność. Miłość to było to, co mężczyźni wykorzystywali przeciwko kobietom. Zawsze to powtarzała i tego starała się nauczyć te, które słuchały.

      – Jasne – odpowiedział policjant.

      Daniel wydawał się dobrym człowiekiem, ale Joanna wiedziała, że takich nie ma. Jeżeli plotki, które krążyły o nim po wsi, były prawdziwe, to potrafił zgotować niezłe piekło w domu. Jak każdy alkoholik.

      – A może uszyłabyś mi sukienkę na ślub? – zapytała Nowakowska.

      Grażyna poczerwieniała na twarzy.

      – Ja? Ja… Ja nie umiem aż tak dobrze szyć. Wszystko popsuję. Paweł mówił…

      – Daj spokój! Paweł niech sobie gada – włączyła się do rozmowy Ewelina Zaręba. Miała lśniące włosy i długaśne różowe tipsy. Miejscowa fryzjerka była żoną najmłodszego z policjantów, Marka Zaręby. – Ja Weronice zrobię fryzurę, a ty uszyjesz sukienkę. Co ty na to?

      – Ale ja nie potrafię… – zająknęła się Grażyna.

      – Jasne, że potrafisz – powiedziała Agnieszka Mróz z mocą. – Zresztą ślub ma być w grudniu. Jeszcze zdążysz poćwiczyć.

      Joanna poczuła, że wypełnia ją przyjemna czułość, że one wszystkie tak starały się Grażynę wesprzeć. Dziennikarka przysiadła na krześle przy ścianie i patrzyła, jak wspólnie odnawiają wnętrze sklepu. Daniel Podgórski i Marek Zaręba pomagali, drocząc się trochę z kobietami. Atmosfera zrobiła się swojska i domowa.

      Początkowo sklep Wiery miał pozostać taki jak dawniej. W końcu jednak Agnieszka nieśmiało napomknęła, że chciałaby wnętrze trochę rozjaśnić. Weronika, Daniel, Marek i Ewelina zaoferowali pomoc. Joanna sprowadziła Grażynę. Wspólnie na pewno szybko się uwiną.

      Marek


Скачать книгу