Złota klatka. Camilla Lackberg

Złota klatka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
milczała przez chwilę, potem podniosła ręce.

      – Przepraszam, masz rację, nie będę się więcej wtrącać.

      Uśmiechnęła się tym swoim uśmiechem, któremu nie sposób było się oprzeć. Zresztą Faye nie chciała się kłócić, wiedziała, że Chris chce jak najlepiej.

      – Pogadajmy o czymś przyjemniejszym. Może byśmy wybrały się gdzieś na weekend? Tylko we dwie?

      – Byłoby wspaniale. – Faye spojrzała na zegarek. Trzeba się pospieszyć. – Ale muszę się najpierw porozumieć z Jackiem.

      Posłała jej całusa i zaczęła dzwonić po taksówkę.

      Wybiegła, a Chris została, patrząc za nią.

      Sztokholm, sierpień 2001

      Leżałam w łóżku i pisałam pamiętnik, przelewając na papier wszystkie moje emocje. Czułam ulgę, że już nie ma Matyldy. Nikt nie znał mnie z dawnych czasów. Nikt nie wiedział, co się stało. Jeśli ktoś pytał, odpowiadałam, że moi rodzice nie żyją. Wypadek samochodowy. A rodzeństwa nie mam. Przecież to prawda. Już nie mam.

      Jednak Sebastian czasem przychodził do mnie w snach. Zawsze poza zasięgiem. Jeszcze trochę, a dotknęłabym go, gdybym wyciągnęła ręce. A kiedy zamknęłam oczy, czułam jego zapach.

      Zawsze się wtedy budziłam zlana potem. Ciągle miałam go pod powiekami. Jego ciemne włosy i niebieskie oczy. Był taki podobny do taty, chociaż z charakteru bardzo się różnili. Po takich snach długo nie mogłam zasnąć.

      Moja nowa tożsamość jako Faye dodała mi siły wewnętrznej. Na razie nie mówiłam nic Viktorowi, bo może by nie zrozumiał. Przed innymi pozowałam na nową, pewną siebie osobę, niemającą nic wspólnego z Matyldą. A najważniejsze, że już do mnie nie dochodziły listy z więzienia. Nigdy żadnego nie otworzyłam, ale pamiętałam własne przerażenie, kiedy na kopercie rozpoznałam charakter pisma taty. Teraz nie wiedział, gdzie jestem, nie mógł się ze mną skontaktować. Był częścią świata Matyldy.

      Wyciągnęłam rękę po torebkę, włożyłam pamiętnik do wewnętrznej kieszonki i zaciągnęłam suwak.

      Gdyby nie powracające sny, mogłabym sama uwierzyć, że pogrzebałam przeszłość. Sebastian przychodził do mnie w nocy. Najpierw za życia, z tymi jego przenikliwymi oczami. A potem wisząc na pasku.

      Niedzielny poranek. Faye sprzątała pospiesznie po śniadaniu Julienne, żeby Jack nie oglądał pobojowiska, które córka zawsze zostawiała po sobie. Nie było to może Pearl Harbor, jednak Faye rozumiała, co Jack ma na myśli, że nie jest przyjemnie schodzić rano do kuchni, w której jest bałagan.

      Postanowiła, że nie będzie zawracała mu głowy ewentualnym wyjazdem na weekend z Chris, bo skończy się tylko gniewem i awanturą.

      Nie chciała mówić tego przyjaciółce, ale właśnie przechodzili trudny okres. Wszystkie pary czasem tak mają. Praca Jacka była okropnie wymagająca, a Faye nie była pierwszą kobietą, która przekonywała się, że właśnie w pracy mąż sprawdza się najlepiej. Oczywiście wolałaby, żeby zostawało mu więcej czasu i energii dla niej i Julienne. Jednak szybko odsuwała od siebie takie myśli. Należała do garstki najbogatszych mieszkańców Szwecji, być może najlepszego kraju na świecie. Nie musiała pracować, zastanawiać się, jak opłacić rachunki, nawet odbierać dziecka z przedszkola. Cała armia niań i sprzątaczek czekała w gotowości, żeby pomóc jej we wszystkim. Czasem, by nie taszczyć zakupów, korzystała nawet z kurierów Ryska Posten.

      Natomiast Jack dźwigał na swoich barkach olbrzymią odpowiedzialność, przez co bywał lakoniczny i chłodny. W każdym razie wobec niej. Wiedziała jednak, że to chwilowe. Za parę lat będą mogli więcej być ze sobą. Razem podróżować, marzyć i mieć czas dla siebie.

      – Chyba rozumiesz, że nie bawi mnie taka ciężka praca? – mówił. – Oczywiście wolałbym cieszyć się życiem, siedząc w domu z tobą i Julienne, nie martwiąc się, z czego zapłacę rachunki. Ale już niedługo, kochanie.

      Trochę czasu minęło, odkąd tak mówił. Obiecał jednak, a ona mu ufała.

      Julienne zaszyła się na kanapie z iPadem. Faye włączyła jej bezprzewodowe słuchawki, żeby nie przeszkadzała tacie. Miał lekki sen, więc nauczyła córeczkę, że rano ma zachowywać się jak najciszej.

      Usiadła obok niej i odsunęła jej kosmyk włosów, nie zaskoczyło jej, że Julienne chyba po raz tysięczny ogląda Krainę lodu. Sobie włączyła poranne wiadomości, ściszając maksymalnie telewizor. Przyjemnie jej było czuć obok siebie ciałko córki. Bliskość.

      Drzwi sypialni otworzyły się, usłyszała, jak Jack zmierza do kuchni. Nasłuchiwała jego kroków, by zgadnąć, w jakim jest humorze. Aż wstrzymała oddech.

      Chrząknął.

      – Możesz tu przyjść? – odezwał się chrapliwym głosem.

      Pospieszyła do kuchni. Uśmiechnęła się.

      – Co to jest? – spytał, machając ręką.

      – Co takiego?

      Nie cierpiała sytuacji, gdy nie wiedziała, o co mu chodzi, tego poczucia, że nie ma między nimi porozumienia. Przecież kiedyś stanowili tandem „Jack i Faye”. Byli równorzędnymi partnerami. Znali się na wylot.

      – Na takim blacie raczej nie ma się ochoty robić sobie kanapki – powiedział, przesuwając dłonią po marmurowej płycie. – A na pewno ja nie mam!

      Podniósł dłoń, do której przykleiło się kilka okruszków.

      Zrobiło jej się przykro, że jest taka niedbała. Jakby nic nie rozumiała.

      Złapała ściereczkę. Serce jej waliło, poczuła dudnienie w uszach. Resztę okruszków starła na drugą, wolną rękę i wrzuciła do zlewu. Szybkie spojrzenie na Jacka i odkręciła kran, po czym szczotką do naczyń umyła zlew.

      Powiesiła na miejsce ściereczkę, szczotkę wstawiła do lśniącego stylowego pojemnika.

      Jack wciąż stał.

      – Chcesz kawy, kochanie? – spytała.

      Otworzyła szafkę, gdzie trzymała kapsułki nespresso, i automatycznie sięgnęła po dwie fioletowe, jego ulubione. Jedną lungo i espresso w filiżance z odrobiną spienionego mleka. Jack lubił mocną kawę.

      Odwrócił głowę w stronę salonu.

      – Ile razy ją widzę, zawsze siedzi pochylona nad iPadem. Musisz się bardziej starać. Czytaj jej, baw się z nią.

      Kilka kropel kawy ściekło po białym kubku. Faye starła je palcem i włożyła Jackowi kubek do ręki. Ledwo to zauważył.

      – Wiesz, co mi mówił Henrik? Saga i Carl mogą korzystać z tabletu nie więcej jak godzinę dziennie. Za to chodzą do muzeum, na lekcje fortepianu i tenisa, czytają książki. Saga chodzi również na balet, trzy razy w tygodniu, do szkoły tańca Alhanko.

      – Julienne chce grać w piłkę nożną – odparła Faye.

      – Mowy nie ma. Widziałaś, jakie te dziewczyny mają potem nogi? Jak słupy. I co, ma grać z jakimiś dziewczynkami z przedmieścia, kiedy ich tatusiowie przeklinają i wymyślają na sędziego, tak?

      – Okej.

      – Co „okej”?

      – Julienne nie będzie grała w piłkę nożną.

      Faye położyła dłoń na jego piersi i przytuliła się. Drugą rękę przesunęła w dół do krocza.

      Spojrzał na nią zdziwiony.

      – Przestań.

      W lśniącej


Скачать книгу