Złota klatka. Camilla Lackberg

Złota klatka - Camilla Lackberg


Скачать книгу
na spółki obrotu energią, ale również na usługi: domy opieki senioralnej, mieszkania chronione i szkoły. Z tym samym skutkiem co poprzednio. Wydawało się, że czegokolwiek się tkną, zamieniają to w złoto, więc wszyscy pragnęli choćby otrzeć się o młodych Midasów. Początkową nazwę, tę wymyśloną przez Faye, zachowali. Nie wprowadza się zmian, kiedy kostka ciągle wyrzuca szóstkę.

      Wydawało się, jakby wczesne lata, kiedy Faye utrzymywała Jacka, a jednocześnie pomagała w tworzeniu fundamentów Compare, zostały wymazane. Zastanawiała się czasem, czy Jack i Henrik w ogóle o tym pamiętają, czy może na własny użytek przemodelowali przeszłość. Bo jej opowieść nie pasowała do medialnego obrazu dwójki młodych, odważnych i upartych przedsiębiorców, Jacka Adelheima i Henrika Begendahla. W dodatku ta historia była wręcz znakomita, w swoim czasie sama to podkreślała. Jack, ze swoim arystokratycznym pochodzeniem, urodą i wizerunkiem dandysa, i Henrik, pochodzący z robotniczej rodziny z przedmieścia, przystojny na swój plebejski sposób, wręcz uosobienie człowieka z awansu społecznego. Stanowili wprost idealną kombinację. Faye pozostała w cieniu, żeby nie komplikować tego prostego przekazu medialnego.

      Reporter towarzyszył Jackowi w porannej przebieżce po Djurgården i z entuzjazmem odnotował czas uzyskany na tym dystansie. Natomiast próbę wysondowania, czy Compare wkrótce będzie notowana na giełdzie, Jack zbył wybuchem śmiechu.

      Na ostatniej stronie znajdowało się zdjęcie Jacka w jego biurze. Stał pochylony nad biurkiem, pogrążony w rozmowie, wskazując na jakiś papier. Obok niego, bliżej obiektywu, stała Ylva Lehndorf. W wąskiej błękitnej spódniczce, z włosami ściągniętymi w koński ogon.

      Ylva odniosła przedtem sukces w branży wydawniczej, gdzie straty zamieniła w zyski. Zwiększyła efektywność, zaczynając od kwestionowania stwierdzeń, że „przecież zawsze tak robiliśmy”. Zmieniała struktury i burzyła mury. Faye poznała ją trzy lata temu na jakiejś imprezie. Ylva wspomniała, że szuka czegoś nowego, zaimponowała jej swoją energią i bystrością. Dwa tygodnie później Jack, za radą Faye, zatrudnił ją u siebie. Po roku została dyrektorem finansowym Compare. Pewną rolę odegrało to, że ze względów wizerunkowych dobrze było mieć kobietę w zarządzie firmy. Co Faye również podkreśliła w rozmowie z mężem. Nie mogła to być ona, ponieważ oboje zdecydowali, że pierwsze lata po urodzeniu córki spędzi w domu.

      Faye przesunęła palcem po zdjęciu wzdłuż figury Ylvy, po wygięciu pleców, pupie, szczupłych opalonych nogach aż po czarne czółenka. Ylva była dokładnie taka, jaka chciała być Faye. Różnica wieku między nimi wynosiła zaledwie pięć lat, ale równie dobrze mogłoby to być dwadzieścia. I zamiast znajdować się w centrum wydarzeń w firmie, błyszczeć urodą i odnosić sukcesy, siedzi teraz w Mocco, pijąc niesmaczną zieloną herbatę i marząc o drożdżówkach leżących na ladzie przy kasie. Z posępną miną zamknęła gazetę. Dokonała wyboru. Dla Jacka. Dla rodziny.

      Faye ćwiczyła na macie przed telewizorem, kiedy Jack wrócił do domu. W nowych ciuchach treningowych wykonywała figurę sikającego psa. Mąż rzucił teczkę i stanął za nią. W pokoju rozszedł się zapach perfum i alkoholu. Faye dokończyła ćwiczenie, wstała i podeszła. Odwrócił głowę, kiedy chciała go pocałować.

      – Dobrze się bawiliście? – spytała.

      Znów ścisnęło ją w żołądku.

      Jack złapał pilota i wyłączył telewizor, w którym leciał film z YouTube’a z ćwiczeniami jogi dla początkujących.

      – Rozmawiałaś z Johnem Descentisem, żeby wystąpił na mojej imprezie? – spytał.

      – Myślałam, że…

      – To pijak. Słuchaj, to nie będzie jakaś studniówka. Przyjdą klienci. Inwestorzy. Moja rodzina, która z powodu mojego ojca zawsze miała mnie za nieudacznika. Teraz mają się przekonać, jak daleko zaszedłem. Że nie jestem ofermą jak mój stary!

      Oddychał gwałtownie, głos przeszedł mu w falset.

      – A ty do części rozrywkowej zapraszasz Johna Descentisa. Jakbyśmy byli jakąś hołotą.

      Faye aż się cofnęła.

      – Przecież ciągle go słuchasz. Masz wszystkie jego płyty. Myślałam, że będziesz…

      – Przestań. Jak by to wyglądało, gdyby na mojej imprezie wystąpił John Descentis? Nie możemy być kojarzeni z takimi jak on. Pijakami. Jak mój stary.

      Z głośnym westchnieniem opadł na kanapę.

      – To właściwie moja wina – powiedział. – Nie powinienem ci powierzać tej imprezy. Kurczę, przecież ty pozwoliłaś, żeby urodziny Julienne odbyły się w McDonaldzie!

      Faye chciała argumentować, że takie było życzenie ich córki, że wszystkim dzieciom bardzo się podobało, ale Jack prychnął i od razu poczuła łzy pod powiekami.

      – Jak ja mogłem pomyśleć, że potrafisz urządzić imprezę na trzysta osób w Hasselbacken?

      – Przecież potrafię, dobrze o tym wiesz. Rezygnujemy z Descentisa. Zresztą nawet do niego nie dzwoniłam. Pozwól, że zrobię to dla ciebie. Bardzo bym chciała, żeby to był dla ciebie wspaniały wieczór, wymarzony.

      – Za późno.

      – Jak to?

      – Skontaktowałem się już z agencją eventową, która się wszystkim zajmie. Możesz wrócić do… do tych swoich ćwiczeń.

      Pokazał na jej strój gimnastyczny. Ucisk w żołądku się nasilił.

      Jack podszedł do odtwarzacza CD, wyjął kilka płyt, poszedł do kuchni i wyrzucił je do śmieci.

      Nie musiała sprawdzać, co to za płyty.

      Potarła twarz dłońmi. Jak mogła być taka głupia? Że też się nie domyśliła, że mogła zaszkodzić Jackowi. A powinna wiedzieć. Przecież zna go najlepiej ze wszystkich.

      Zwinęła matę i zgasiła światło. Umywszy twarz i zęby, zobaczyła, że Jack już śpi. Leżał odwrócony do niej tyłem, twarzą do okna. Ostrożnie wsunęła się do łóżka, jak najbliżej niego, ale tak, by go nie obudzić. Wciągnęła jego zapach w nozdrza.

      Bardzo długo nie mogła usnąć.

* * *

      Następnego dnia atmosfera między nimi była wciąż lodowata. Jack siedział w kuchni, pracując, podczas gdy Faye, leżąc na kanapie, oglądała jakąś telenowelę dokumentalną.

      W przedpokoju głośno zadzwonił telefon, ale Faye, choć raz, postanowiła go zignorować. Usłyszała westchnienie w kuchni, potem kroki świadczące o irytacji, wreszcie dzwonienie ucichło.

      Po chwili stanął przed nią z wyrazem niezadowolenia na twarzy.

      – Do ciebie.

      Wyciągnęła rękę po telefon, ale Jack odłożył go na stoliku i wrócił do kuchni. Z jakiegoś powodu zatrzymali telefon stacjonarny. Przyłożyła słuchawkę do ucha i poczuła się jak piętnastolatka.

      – Nie odezwałaś się w sprawie naszego wyjazdu – powiedziała Chris. – Rozmawiałaś z Jackiem?

      – A, cześć. Zaczekaj chwilę.

      Faye wstała z kanapy i poszła do toalety, drzwi zamknęła za sobą na klucz.

      – Halo?

      Usiadła na opuszczonej klapie sedesu.

      – Nie mogę teraz – powiedziała. – Mam mnóstwo spraw w domu, między innymi muszę zorganizować Jackowi urodziny. Może pojedziemy latem?

      Chris westchnęła.

      – Faye, słyszałam od znajomej z agencji


Скачать книгу