Złota klatka. Camilla Lackberg
wtedy Faye za rękę i ściskał ją mocno.
– Co takiego?
– Może jednak pojedziemy, będziesz mogła z dystansu spojrzeć na różne sprawy? Wypnij się na imprezę Jacka. Wiem, że żadna agencja na świecie nie potrafi zorganizować tego lepiej od ciebie.
Faye wsunęła wagę na miejsce i przyrzekła sobie, że nie będzie się ważyć przez najbliższy tydzień. Aż będzie widoczny rezultat.
– Przyszło mi coś do głowy – ciągnęła Chris. – Potrzebowałabym w mojej firmie kogoś takiego jak ty. Osoby bystrej, która zna się na biznesie i jednocześnie rozumie, czego chcą kobiety. Nie miałabyś ochoty wyjść z domu i wrócić do pracy? Przecież Julienne i tak jest w żłobku.
– W przedszkolu.
– Co?
– Nie w żłobku, tylko w przedszkolu. A pracy u ciebie nie chcę i nie potrzebuję. Gdybym chciała, sama bym sobie załatwiła, prawda?
– Ale…
– Wiesz, na czym polega twój problem, Chris? Że wierzysz, że jesteś lepsza ode mnie. Wydaje ci się, że wszyscy chcieliby żyć tak jak ty, całkiem bez sensu, ale ja wcale nie uważam, żeby było fajnie spędzać wieczory na pieprzeniu się z dwudziestoczteroletnim trenerem osobistym albo tak się nawalić, że następnego dnia nic się nie pamięta. To wulgarne i żenujące. Nie praw mi kazań, tylko dorośnij. Kocham męża i córkę, mam r o d z i n ę! Chcę z nią być. Uważam, że w gruncie rzeczy zazdrościsz mi mojego życia. I o to chodzi tak naprawdę. I nie dziwię się, że żaden facet nie może z tobą wytrzymać. I…
W tym momencie Chris się rozłączyła. Faye spojrzała na własną twarz w lustrze. Już nie wiedziała, kim jest ta patrząca na nią kobieta.
Sztokholm, sierpień 2001
Domek, w którym odbywał się ostatni etap imprezy, znajdował się w odludnej dzielnicy przemysłowej. W rogu pomieszczenia zbudowano bar. W ogrodzie dudniła muzyka, leciały same przeboje. Wkrótce ludzie zaczęli się ściskać i migdalić po kątach albo wymykali się parami do pokoików na piętrze.
Wytrzeźwiałam już i przewróciłam oczami do Chris, która wydawała się znudzona. Wysłałam esemesa do Viktora z pytaniem, co robi. Pisząc, uśmiechałam się. Parę dni temu rozmawialiśmy o tym, żebym wprowadziła się na stałe do jego nowego mieszkania na Gärdet, skoro i tak prawie nie bywam w maleńkiej kawalerce przy Villagatan, którą od niedawna wynajmowałam z drugiej ręki.
– Nie chce mi się upijać tutaj bez sensu. Jadę zabawić się do miasta – powiedziała Chris.
Rozejrzałam się po tutejszej studenckiej wersji Sodomy i Gomory.
– Mogę z tobą?
– No pewnie, tylko zadzwonię po taksówkę. Podjedziemy do mnie i doprowadzimy się do porządku. Śmierdzimy.
Chris podnajmowała kawalerkę przy Sankt Eriksplan. Ubrania były rozrzucone po całej trzydziestopięciometrowej powierzchni mieszkania, łóżko nieposłane, ściany nagie, z wyjątkiem jednej z półką, z której patrzyły na pokój podręczniki. Gdybym miała wątpliwości, w jaki sposób udało jej się dostać do Handelshögskolan, to odpowiedź znajdowała się na biurku. Między walającymi się rachunkami i ulotkami reklamowymi leżał niedbale rzucony wynik pisemnego testu kwalifikacyjnego na wyższe uczelnie. Dostała 2,0. Maksimum. Nie zdziwiłam się.
Wzięłyśmy szybki prysznic.
– Masz ładne piersi – powiedziała z podziwem, kiedy wyszłam z łazienki w czarnych majtkach, które mi pożyczyła. – I cholernie ładne ciało. Fajnie, jak ktoś nie ulega anorektycznym ideałom.
– Dzięki – odparłam niepewnie.
Pierwszy raz zostałam przez dziewczynę skomplementowana za moje piersi, w ogóle za ciało.
– Mogłabyś mi pożyczyć jakiś stanik? Bo mój cuchnie kiszonym śledziem…
Podniosłam mój obrzydliwie powalany biustonosz.
– A po co ci stanik? To tak, jakby ktoś chciał jeździć ferrari z założonym pokrowcem. Zrób przysługę wszystkim lesbom i normalsom i uwolnij te fajne cycki.
– Palimy biustonosze? – Uśmiechnęłam się.
– Yeah, sister! – zawołała Chris, kręcąc nad głową swoim, równie cuchnącym stanikiem.
Zaśmiałam się i spojrzałam na swoje odbicie w wąskim lustrze stojącym w jej przedpokoju. Patrząc na siebie oczami Chris, nagle podobałam się samej sobie znacznie bardziej niż dotąd.
– To dokąd idziemy?
– Do któregoś z tanich barów w okolicy naszej szkoły. Tam są te prawdziwe łupy. Oczywiście nie dziedzice fortun i synowie bankierów, bo u nich panuje chów wsobny, ale ci naprawdę interesujący. Masz, przymierz to!
Rzuciła mi kawałeczek szarego materiału.
– A to co? Łapka do garnków? – Z niedowierzaniem przyłożyłam do siebie sukienkę, która ledwie zakrywała mi pośladki.
– Less is more, baby – powiedziała Chris, pracując nad rzęsami, na które nakładała ogromne ilości tuszu.
Włożyłam sukienkę, która nie pozostawiała wiele miejsca wyobraźni. Duży dekolt to mało powiedziane. Zrobiłam obrót. Na plecach też było wycięcie.
– Ale sexy! – zawołała Chris. – Jeśli w tej kiecce nie uda ci się kogoś przelecieć, to nigdy ci się nie uda.
– Mam chłopaka – zaznaczyłam.
– To są szczegóły – zbyła to. – Chodź tu, siadaj, zrobię ci włosy, bo wyglądasz, jakbyś dopiero co wysiadła z autobusu z jakiejś pipidówy.
Stała, wymachując nożyczkami i lokówką.
Mimo wątpliwości zrobiłam, jak kazała. Nie można było jej się sprzeciwić.
Godzinę później weszłyśmy do N’See Bar. Tak jak mówiła Chris, w środku było pełno studentów z wyższych roczników. Rozpoznałam kilka twarzy.
– Zajmij nam miejsca, to ja pójdę po piwo – powiedziała Chris, przeciskając się w stronę baru.
Głupio mi było, bo już zapłaciła zarówno za taksówkę, jak i piwo, ale w tym momencie nie było mnie stać na rewanż. Kredyt studencki wystarczał na jedzenie, czynsz i niewiele więcej, gorączkowo szukałam jakiejś dodatkowej pracy.
Znalazłam stolik w głębi lokalu. Don’t Look Back In Anger zespołu Oasis leciało z głośnika, który stał trochę za blisko, co było niekomfortowe.
Drzwi na ulicę były otwarte. Uliczny ogródek już nie przyjmował gości, kręciło się tam kilka osób, jakby się zastanawiały, czy wejść, czy nie. Zerknęłam na telefon. Żadnej wiadomości od Viktora.
Chris postawiła na stoliku dwa spienione piwa w oszronionych szklankach. W dłoniach wydawały się śliskie. W głowie lekko pulsował mi początkujący kac od wódki wypitej w ciągu dnia, ale piwo go stłumiło. Chris narysowała coś palcem na mojej oszronionej szklance. Odwróciłam ją, żeby zobaczyć, co to jest. Serduszko.
– Po co tak robisz?
– Na szczęście – odparła, wzruszając ramionami.
Zamazałam je. W moim dotychczasowym życiu nie było czegoś takiego jak szczęście.
Chwyciłam szklankę i wypiłam większą część. Żeby zapomnieć. Matyldy nie ma, teraz jestem Faye i tylko Faye. Może ona będzie miała więcej