Niemiecki bękart (wyd. 3). Camilla Lackberg

Niemiecki bękart (wyd. 3) - Camilla Lackberg


Скачать книгу
ust. – Przekrzywił głowę, jakby chłonął każdy szczegół jej wyglądu. Nagle odsunął się od drzwi. – Proszę wejść.

      Erika weszła do przedpokoju i przystanęła.

      – Chodźmy, siądziemy na werandzie.

      Przeszedł przez przedpokój, oczekując, że Erika pójdzie za nim, gdy zatrzymała się, żeby powiesić kurtkę. Wskazał kanapę stojącą na przepięknej przeszklonej werandzie, podobnej do tej w jej własnym domu.

      – Siadaj, proszę.

      Po chwili milczenia – Axel najwyraźniej nie miał zamiaru proponować kawy – Erika chrząknęła.

      – Przyszłam tu… – Zaczęła jeszcze raz: – Powód, dla którego tu przyszłam, jest taki, że zostawiłam u pańskiego brata pewien medal. – Zdała sobie sprawę, że zabrzmiało to dość obcesowo, i dodała: – Oczywiście składam panu wyrazy serdecznego współczucia. Ja…

      Sytuacja wydała jej się bardzo niezręczna. Straciła wątek i nie wiedziała, co robić.

      Axel zbył jej skrupuły machnięciem ręki i powiedział z uśmiechem:

      – Mówiłaś coś o medalu.

      – Tak – odparła, wdzięczna, że przejął inicjatywę. – Wiosną znalazłam w rzeczach matki medal. Hit-lerowski. Nie wiem, dlaczego i skąd go miała, a ponieważ wiedziałam, że pański brat… – Urwała i bezradnie wzruszyła ramionami.

      – Mój brat ci pomógł?

      – Rozmawiałam z nim przez telefon późną wiosną, ale potem miałam mnóstwo spraw i… zamierzałam się z nim skontaktować, ale… – Umilkła.

      – I zastanawiasz się, czy ten medal nadal tu jest?

      Przytaknęła.

      – Przepraszam, że zawracam panu głowę w takiej sytuacji… Ale mama zachowała niewiele rzeczy i…

      Znów zaczęła się wiercić. Powinna była zadzwonić, zamiast przychodzić bez uprzedzenia. Teraz wydało jej się to niedelikatne.

      – Rozumiem cię. Naprawdę. Uwierz mi, wiem bardzo dobrze, jak ważne jest zakorzenienie w przeszłości. Nawet jeśli ogniwem łączącym z tą przeszłością jest martwy przedmiot. Erik doskonale to wiedział. Kolekcjonował tyle różnych przedmiotów, faktów. Dla niego nie były martwe. Żyły, miały do przekazania jakąś historię, czegoś uczyły.

      Zapatrzył się przed siebie i przez chwilę sprawiał wrażenie, jakby był gdzieś bardzo daleko. Potem spojrzał na Erikę.

      – Oczywiście, poszukam. Ale najpierw opowiedz mi trochę o swojej matce. Jaka była? Jakie miała życie?

      Pytania wydały się Erice dziwne, ale spojrzał na nią tak prosząco, że postanowiła odpowiedzieć.

      – Jaka była moja matka? Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie była już taka młoda, gdy urodziła najpierw mnie, potem siostrę i… sama nie wiem… Nie miałyśmy z nią najlepszego kontaktu. A jak wyglądało jej życie? – Erika była zakłopotana. Nie rozumiała, o co mu chodzi, i nie wiedziała, jak odpowiedzieć na to pytanie. Spróbowała: – Chyba najtrudniejsze było dla niej samo życie. Odbierałam ją jako osobę niezwykle opanowaną, nigdy nieodczuwającą… radości.

      Nic innego nie przyszło jej do głowy, chociaż bardzo się starała. Nie pamiętała, żeby matka kiedykolwiek była wesoła.

      – Przykro mi to słyszeć.

      Axel znów patrzył przez okno, jakby nie mógł się przemóc, by spojrzeć na zdumioną jego pytaniami Erikę.

      – A jaka była moja mama wtedy, gdy pan ją znał? – Nie ukrywała ciekawości.

      Axel spojrzał na nią, twarz mu się rozpogodziła.

      – Przyjacielem Elsy był właściwie mój brat, byli rówieśnikami. Trzymali się zawsze razem: Erik, Elsy, Frans i Britta. Nierozłączna czwórka.

      Zaśmiał się, ale był to śmiech szczególny, pozbawiony radości.

      – Rzeczywiście, mama wspomniała o nich w pamiętnikach. Pański brat, to już wiem, a kim byli Frans i Britta?

      – W pamiętnikach? – Axel lekko drgnął. Erika pomyślała, że jej się przywidziało. – Frans Ringholm i Britta… – Axel strzelił palcami – jak się nazywała? – Szukał w zakamarkach pamięci, ale nie mógł sobie przypomnieć. – Wydaje mi się, że nadal mieszka we Fjällbace. Ma dwie albo trzy córki, ale chyba sporo starsze od ciebie. Mam jej nazwisko na końcu języka, ale… Zresztą kiedy wyszła za mąż, pewnie i tak zmieniła nazwisko. Już wiem. Nazywała się Johansson, za mąż wyszła również za Johanssona. Czyli nic się nie zmieniło.

      – W takim razie na pewno uda mi się ją odnaleźć. Ale nie odpowiedział pan. Jaka była moja matka? Wtedy.

      Axel milczał przez chwilę, a potem powiedział:

      – Spokojna, zamyślona. Ale nie smutna, nie taka, jaką ją opisujesz. Miała w sobie cichą radość. Nie to co Britta – prychnął.

      – A jaka była Britta?

      – Nigdy jej nie lubiłem i zupełnie nie rozumiałem, dlaczego brat zadaje się z taką… gąską. – Axel potrząs-nął głową. – Twoja matka była z innej gliny. Britta była płytką, rozchichotaną osóbką, uganiała się za Fransem tak… w tamtych czasach dziewczyny po prostu tak się nie zachowywały. Wtedy było inaczej, rozumiesz.

      Lekko się uśmiechnął i mrugnął porozumiewawczo.

      – A Frans?

      Z półotwartymi ustami wpatrywała się we Frankla, chłonęła każde jego słowo. Im więcej się dowiadywała o matce, tym bardziej się przekonywała, jak mało ją znała.

      – Nie byłem zachwycony przyjaźnią mojego brata z Fransem Ringholmem. Miał gwałtowne usposobienie, pewną skłonność do okrucieństwa… wolałbym nie zadawać się z kimś takim. Ani wtedy, ani teraz.

      – A co on teraz robi?

      – Mieszka w Grebbestad. Można powiedzieć, że wybraliśmy zupełnie różne drogi życiowe – powiedział to sucho, z pogardą.

      – W jakim sensie?

      – W takim, że ja poświęciłem się walce z nazizmem, natomiast Frans życzyłby sobie powtórki z historii, najlepiej tu, na szwedzkiej ziemi.

      – A co ma z tym wspólnego hitlerowski medal? – spytała Erika i pochyliła się w jego stronę.

      Wyraz twarzy Frankla zmienił się, jakby opadła zasłona. Wstał.

      – Właśnie, medal. Chodźmy go poszukać.

      Wyszedł z pokoju pierwszy, Erika, speszona, za nim. Zastanawiała się, co takiego powiedziała, że nagle się przed nią zamknął, ale uznała, że nie pora na pytania. Przystanął w przedpokoju przed drzwiami, których wcześniej nie zauważyła. Były zamknięte. Zawahał się, stał z ręką na klamce.

      – Chyba lepiej będzie, jeśli wejdę sam – powiedział drżącym głosem.

      Erika domyśliła się, że za drzwiami jest biblioteka, w której zginął Erik.

      – Może odłóżmy to na kiedy indziej – zaproponowała. Miała wyrzuty sumienia, że zakłóciła mu żałobę.

      – Nie, zróbmy to teraz – odparł szorstko. Ale natychmiast powtórzył to łagodniejszym tonem, jakby nie chciał, żeby zabrzmiało tak szorstko: – Zaraz wracam.

      Otworzył drzwi, wszedł i zamknął je za sobą. Stojąc w przedpokoju, Erika słyszała,


Скачать книгу