Millennium. David Lagercrantz
całą swoją sieć. Zadzwonił jego telefon. Odrzucił połączenie. Znowu ten cholerny Kuzniecow. Głupi histeryk.
Jedenasta dziesięć, ogrodnicy zrobili sobie przerwę na drugie śniadanie. Czas uciekał, Bogdanow spojrzał na swoje buty. Był teraz bogaty, nosił garnitury szyte na miarę i kosztowne zegarki. Jednak rynsztok go nie opuścił. Dawniej był narkomanem, wychował się na ulicy i tamto życie pozostawiło niezatarty ślad w jego spojrzeniu i sposobie poruszania się.
Wysoki i chudy, kanciasta, bliznowata twarz, cienkie wargi, samodzielnie wykonane tatuaże na ramionach. Kira wolała wprawdzie nie pokazywać się z nim na salonach, ale był dla niej bezcenny i teraz, kiedy usłyszał stukot jej obcasów na marmurowej posadzce, ta świadomość go umocniła. Podeszła do niego, jak zwykle nieziemsko piękna, ubrana w błękitną garsonkę i czerwoną bluzkę rozpiętą pod szyją, i usiadła na fotelu obok.
– A więc co mamy? – spytała.
– Problem – odparł.
– Dawaj.
– Kobieta…
– Lisbeth Salander.
– Brak potwierdzenia, ale owszem, to musi być ona, przede wszystkim ze względu na poziom hakerskiego ataku.
– A co w nim nadzwyczajnego?
– Kuzniecow ma takiego fioła na punkcie bezpieczeństwa swojego systemu cyfrowego, że bez przerwy sprawdza go od początku do końca i z powrotem. Zapewniali go, że tego systemu nie da się złamać.
– Ale najwyraźniej się mylili.
– Mylili się, a my wciąż nie wiemy, jak ona to zrobiła, chociaż sama operacja – kiedy już się włamała – była stosunkowo prosta. Podłączyła się do Spotify i do głośników zainstalowanych na ten wieczór i włączyła znaną piosenkę rockową.
– Przecież ludzie o mało nie oszaleli.
– Bo tam był jeszcze equalizer, niestety również cyfrowy i parametryczny, podłączony do systemu wi-fi.
– Mów tak, żebym zrozumiała.
– Equalizer ustawia dźwięk, koryguje basy i dyszkanty, Salander się do niego podłączyła i spowodowała koszmarny szok dźwiękowy. Skrajnie nieprzyjemny dla serca. Właśnie dlatego wiele osób łapało się za pierś, nawet nie zdając sobie sprawy, że z powodu dźwięków.
– Czyli chciała wywołać zamieszanie.
– Przede wszystkim chciała dać przekaz. Piosenka nosi tytuł Killing the World with Lies, napisały ją Pussy Strikers.
– Te rude wywłoki?
– Właśnie – odparł Bogdanow, nie przyznając się, że według niego Pussy Strikers są całkiem odjazdowe.
– Mów dalej.
– Piosenka powstała po pierwszych doniesieniach o mordowaniu gejów w Czeczenii, ale właściwie nie opowiada o mordercach, nawet nie o aparacie władzy, tylko o człowieku, który w mediach społecznościowych zorkiestrował kampanię hejtu, poprzedzającą przemoc.
– Czyli o Kuzniecowie.
– Właśnie, tylko że…
– O tym nie miał prawa wiedzieć nikt z zewnątrz – wpadła mu w słowo.
– Nikt nie powinien wiedzieć nawet tego, że Kuzniecow odpowiada za biura informacyjne.
– To skąd wiedziała Lisbeth?
– Sprawdzamy i uspokajamy osoby, których to dotyczy. Kuzniecow szaleje. Jest przerażony i taki schlany, że aż sztywny.
– A to dlaczego? Przecież nie pierwszy raz szczuł ludzi na siebie.
– Może i nie, jednak w Czeczenii przegięli. Bywało nawet, że ludzi zakopywali żywcem – powiedział Bogdanow.
– To jego problem.
– Jasne. Ale niepokoi mnie…
– Gadaj.
– …że tej Salander nie chodzi najbardziej o Kuzniecowa. Nie możemy wykluczyć, że ona wie o naszym zaangażowaniu w biura informacyjne. Ona chce się zemścić na tobie, nie na nim, prawda?
– Trzeba było ją zabić dawno temu.
– Jest jeszcze jedna rzecz, o której ci nie mówiłem.
– Co?
Bogdanow wiedział, że nie ma co tego dłużej odkładać.
– Po tym, jak cię wczoraj popchnęła, potknęła się – ciągnął. – Straciła równowagę i runęła do przodu – w każdym razie tak to wyglądało – i musiała się oprzeć ręką o twoją limuzynę w miejscu dokładnie nad tylnym kołem. W pierwszej chwili wydało mi się to naturalne. Obejrzałem zapis monitoringu jeszcze raz i jeszcze raz i wtedy zobaczyłem, że może jednak nie upadła. Nie tyle się oparła, ile przycisnęła coś do karoserii. To, proszę.
Podsunął prostokątne pudełeczko.
– Co to jest?
– Nadajnik GPS, który przyjechał tu z samochodem.
– Czyli teraz wie, gdzie mieszkam?
CAMILLA MRUKNĘŁA coś przez zaciśnięte zęby, w ustach miała metaliczny smak krwi.
– Obawiam się, że tak – przyznał.
– Idioci – syknęła.
– Przedsięwzięliśmy wszelkie środki ostrożności – ciągnął Bogdanow coraz bardziej nerwowo. – Wzmocniliśmy ochronę, w pierwszym rzędzie systemu informatycznego.
– A więc jesteśmy w defensywie, to chcesz powiedzieć?
– Nie, wcale nie. Po prostu mówię.
– No to ją znajdźcie, do diabła.
– Niestety nie jest to takie proste. Sprawdziliśmy wszystkie kamery monitoringu w najbliższej okolicy. Nigdzie jej nie zauważyliśmy, nie możemy też zlokalizować jej przez telefon albo komputer.
– To przeszukajcie hotele. Ogłoście poszukiwania. Przenicujcie każdą informację.
– Pracujemy nad tym. Jestem przekonany, że ją dopadniemy.
– Żebyście jej tylko nie zlekceważyli.
– Nie lekceważę jej ani trochę, ale naprawdę wydaje mi się, że straciła swoją szansę i teraz sytuacja zmieniła się na naszą korzyść.
– Jak możesz mówić coś takiego, kiedy ona wie, gdzie mieszkam?
Bogdanow zawahał się, szukał słów.
– Myślałaś, że ona cię zabije, prawda?
– Byłam tego pewna. Ale widać szykuje coś gorszego.
– Uważam, że się mylisz.
– Co masz na myśli?
– Sądzę, że naprawdę chciała cię zastrzelić. Nie wydaje mi się, żeby ten atak miał inny sens. Wystraszyła Kuzniecowa, ale poza tym… co osiągnęła? Nic. Tylko się odsłoniła.
– Więc twierdzisz, że…
Spojrzała na ogród. Gdzie, u diabła, podziali się ogrodnicy?
– Twierdzę, że się zawahała, nie była w stanie. Że jednak nie ma w sobie dość siły.
– Przyjemna myśl – zauważyła Kira.
– I wydaje mi się, że mam rację. Inaczej to się nie spina.
Poczuła się nieco lepiej.
– Poza