Gwiazdy Oriona. Aleksander Sowa

Gwiazdy Oriona - Aleksander Sowa


Скачать книгу
rozumiesz, po co to wszystko? – dodał, zapalając papierosa.

      – Aż za dobrze.

      – Cieszy mnie to. Zdajesz sobie sprawę, że jest parcie?

      – Tak duże, że zaangażowaliście nawet słuchaczy szkół policyjnych?

      – To nie jest śmieszne. – Drożdżak wskazał na Emila żarzącą się końcówką papierosa. – Pracuję dwadzieścia siedem lat, ale nie myślałem, że dożyję czegoś takiego.

      Emil nie odpowiedział.

      – Nie radzimy sobie. Jeszcze niedawno był spokój. Minęły dwa lata i strzały na ulicach to norma. I to do nas! Do tego rozboje, pobicia, prostytucja, mafie narkotykowe i złodziei samochodów. I jeszcze stadionowi bandyci. Mamy totalne bezprawie. Jak w westernach o Dzikim Zachodzie, tylko Indian zastępują bracia z Sowieckiego Sojuza. W niektórych miastach są dzielnice, do których lepiej się nie zapuszczać. Przez Polskę płyną tony heroiny i innego gówna na Zachód, z Zachodu kradzione fury. Od Ruskich nie tylko trefne fajki i wódę można kupić, ale nawet kałacha.

      – A co ja mam z tym wspólnego?

      – Człowiek Szafranka wpadł na pomysł ćwiczenia dla słuchaczy szkół policyjnych, a CSP Legionowo nam pomogło. – Inspektor znowu westchnął głęboko. – Pomyśleliśmy, że to nie zaszkodzi, a może pomoże. I twoja praca zwróciła naszą uwagę.

      – Czym?

      – Pomiędzy trzecią a czwartą ofiarą nawiązaliśmy współpracę z Sekcją Behawioralną FBI z Quantico. Amerykanie określili model hipotetyczny zawierający sześćdziesiąt trzy cechy, które posiada morderca.

      Emil pokiwał głową.

      – Ty w swojej pracy z Legionowa wskazałeś czterdzieści cztery. Wszystkie pokrywają się z tym, co wypluł z siebie Psycho-Pass.

      Emil uniósł brwi.

      – Najnowocześniejszy na świecie komputer analizujący dane psychologiczne wykorzystywane w kryminologii, za grube miliony dolarów – wyjaśnił Drożdżak. – Dlatego uznaliśmy, że się przydasz.

      W gabinecie słychać było tylko tykanie zegara.

      – Sprawdziliśmy cię. Masz dwadzieścia pięć lat. Jesteś magistrem psychologii klinicznej. Studiowałeś psychiatrię i prawo. Arkusze szkoleń wskazują ponadprzeciętne wyniki testów sprawnościowych. Według wykładowców byłeś najlepszy z prawa i kryminalistyki. Na egzaminie strzeleckim uzyskałeś maksymalną liczbę punktów.

      – To przypadek.

      – Przestań pierdolić! – uciął inspektor. – Nikt nie strzela sześć razy z rzędu w dziesiątkę z P-64 z dwudziestu pięciu metrów przez przypadek.

      – Tak jest.

      – Przypuszczam, że jesteś kompletnie zielony, jeśli chodzi o robotę. Zapewne nie znasz się na papierach, bo gdzie miałeś się tego jako zomol nauczyć? To zrozumiałe. – Drożdżak pokiwał głową. – Nie szkodzi. Nie będziesz robił oględzin i pisał protokołów. Wystarczy, że umiesz notatkę napisać. Pająk jest niebezpieczny i zabił nieodpowiednią dziewczynę. Sprawa przeciekła do mediów i dłużej nie możemy udawać, że nic się nie stało.

      Policjant zamilkł i zgniótł niedopałek. Emil dostrzegł na popielniczce napis Na pamiątkę trzydziestolecia Polski Ludowej.

      – Medialni powiedzą, że jesteśmy bezsilni jak czterolatek we mgle. A to nas stawia w bardzo złym świetle – mruknął Drożdżak, wyjmując butelkę żytniej z barku. – Chyba rozumiesz?

      – Proszę się nie obrazić, ale...

      – Ale co?

      – Broń mam.

      – No i co z tego?

      – No, alkohol i broń – tłumaczył Emil. – Kłopotów możemy sobie narobić.

      – A co, odpierdala po gorzale?

      – No nie, ale...

      – To o co chodzi? Nie chcesz?

      – Nie, ale nie wolno. Postępowanie...

      – Przestań pierdolić – uciął komendant, napełniając kieliszek. – Niejeden twój tak zwany kolega z plutonu, ogniwa czy czego tam jeszcze zabiłby matkę za to, żeby móc się ze mną napić. W tej robocie nie da się nie pić. Jeśli chcesz cokolwiek osiągnąć w mi... w policji – poprawił się – musisz pić.

      – Tak jest.

      – Wciąż nie mogę się przyzwyczaić! A postępowania się nie bój. Po pierwsze, żaden chuj ci nic bez mojej zgody nie zrobi. Będziesz podlegał mnie, a nie debilom bez szkół z Piaseczna. Po drugie, sprawę nadzoruje minister sprawiedliwości. Nie jakiś frajer z Białegostoku albo Łomży, ale człowiek z Warszawy. Z Chrzanowskim rozmawialiśmy, jest zielone światło. Można cię wszędzie delegować. I twoja zgoda nie jest potrzebna. Tyle że z niewolnika nie będzie dobrego pracownika, rozumiesz?

      – Oczywiście.

      – To pij. Najlepiej z kimś odpowiednim. – Uniósł kieliszek. – Na zdrowie.

      Szybko poczuli, jak ciepła wódka rozgrzewa im żołądki. Drożdżak wytarł usta wierzchem dłoni i skinął na Emila. Ten uważnie napełnił kieliszki, z zachowaniem policyjnej fali – najpierw inspektorowi, a potem sobie.

      – Jak go złapiecie, nikt wam tego nie zapomni. Ręczę ci za to pagonem. Przyłóż się do zadania, a nie będziesz chodził z pałą. Po sprawie dostaniesz awans. I nigdy nawet sierżantem nie będziesz. Tylko go złapcie, kurwa.

      – Oczywiście.

      – No to za policję. – Komendant stuknął w kieliszek szeregowego i wypił. – Premier naciska ministra, minister naciska komendanta głównego, a zero-jeden mnie. Wiadomo, gówno zawsze leci z góry. Jakiś szajbus morduje kobiety, a my nic nie mamy. Źle to wygląda. Policja chce zerwać z tradycją milicji, ma teraz służyć obywatelom, a nie władzy jak przed transformacją. Wiesz, zmiany, zmiany, zmiany.

      – Jasne.

      – Tyle że te baranie łby, politycy, tak zwaną weryfikacją – Drożdżak uniósł przy tym po dwa palce na znak cudzysłowu – pozbawili nas ludzi. Ci, co zostali, muszą się jeszcze wiele nauczyć.

      – Naturalnie.

      – Zameldujesz się u Szafranka bez zwłoki. Najlepiej jutro. Masz – rzucił Emilowi teczkę – zapoznaj się po drodze – polecił, chowając butelkę.

      Emil w kilku zdaniach wyjaśnił, że jeśli może, chciałby się zastanowić. W gabinecie zapadło milczenie. Drożdżak zmarszczył czoło, spojrzał w okno, kiwnął głową, po czym oparł łokcie o blat biurka i nachylił się w stronę Emila.

      – Przemyśleć? Czyś ty zwariował?

      – Jeśli mogę.

      – Jasne, że możesz, tylko... Powiedz mi, o co tu, kurwa, chodzi? Boisz się?

      – Nie, ale nie znam się na takiej robocie.

      – Prześpij się z tym. Masz czas do jutra. A potem wsiadaj w pierwszy pociąg i zapierdalaj do Katowic. Tylko bierz drugą klasę, bo za pierwszą Rzeczpospolita ci nie zapłaci.

      20

      Zeszyty się rozsypały. Zacząłem je zbierać, kiedy stanęła obok. Zawstydziłem się, bo podobała mi się od zawsze. Tyle że nie zwracała na mnie uwagi. Nienawidziłem tego, że się czerwienię i że nie potrafię nad tym panować.

      – Wybierasz się gdzieś?

      – Nie twoja sprawa – odparłem.


Скачать книгу