Miasto luster. Justin Cronin

Miasto luster - Justin Cronin


Скачать книгу
nadzieję, że zachowujesz ostrożność.

      – Nie, wcale nie to chcę powiedzieć! – Spojrzała na brata. – Chodzi o Lore? Czy ona jest powodem?

      – Lore nie ma z tym nic wspólnego.

      – Więc powiedz mi, dlaczego to robisz. Bo naprawdę chcę zrozumieć, Michael.

      Jak mógłby to wyjaśnić? Powody wydawały się tak splątane, że nie byłby w stanie sklecić z nich rozsądnego argumentu.

      – Po prostu uważam to za właściwe. Nic więcej nie mogę powiedzieć.

      Sara wróciła do nadgorliwego szorowania.

      – Więc zupełnie ci nie przeszkadza, że przez ciebie bezustannie żyję w śmiertelnym strachu.

      Wyciągnął do niej rękę, ale ją odtrąciła.

      – Saro…

      – Nie. – Nie chciała na niego spojrzeć. – Nie mów, że jest w porządku. Nie mów mi, że cokolwiek jest w porządku. Cholera jasna, obiecałam sobie, że utrzymam język za zębami. Muszę wcześnie wstać.

      Hollis stanął za nią. Położył rękę na jej ramieniu, drugą na ścierce i delikatnie wyjął ją z jej dłoni. Przyciągnął ją do siebie.

      – Już o tym rozmawialiśmy. Musisz dać mu spokój.

      – Och, posłuchaj, co mówisz. Pewnie myślisz, że jest wspaniale.

      Sara się rozpłakała. Hollis obrócił ją twarzą do siebie i przytulił. Spojrzał nad jej ramieniem na Michaela, który stał niezgrabnie przy stole.

      – Jest po prostu zmęczona, to wszystko. Dasz nam chwilę?

      – Tak, jasne.

      – Dzięki, Michaelu. Klucz wisi przy drzwiach.

      Michael wyszedł z mieszkania i z budynku. Nie mając dokąd pójść, usiadł na ziemi kawałek od wejścia, żeby mu nikt nie przeszkadzał. Od dawna nie czuł się tak paskudnie. Wiedział, że Sara od zawsze zamartwiała się z byle powodu, ale nie lubił jej denerwować. Między innymi dlatego tak rzadko bywał w mieście. Chciałby ją uszczęśliwić – ustatkować się, pracować jak wszyscy inni, znaleźć sobie żonę, mieć dzieci. Siostra zasłużyła na trochę spokoju umysłu po wszystkim, czego dokonała, opiekując się nim po śmierci rodziców, choć przecież sama była wówczas dzieckiem. Nie rozmawiali o tym, ale to było obecne we wszystkim, co robili, co sobie mówili. Gdyby tak życie potoczyło się inaczej… Może wtedy byliby jak inni bracia i siostry, z więzią rozluźniającą się w miarę upływu czasu, kiedy pojawiają się nowe związki. Z nimi było inaczej. Nowi ludzie mogli pojawiać się w ich życiu, ale każde miało w sercu miejsce zarezerwowane wyłącznie dla tego drugiego.

      Gdy uznał, że odczekał dostatecznie długo, wrócił do mieszkania. Świeczki były zgaszone, Sara zostawiła dla niego matę i poduszkę. Rozebrał się w ciemności i położył. Dopiero wtedy zauważył kartkę opartą o plecak. Zapalił świeczkę i przeczytał.

      Przepraszam. Kocham. Czuwam. S

      Tylko trzy słowa, ale były wszystkim, czego potrzebował. Te same słowa powtarzali sobie wzajemnie każdego dnia życia.

▪ ▪ ▪

      Zbudził się i zobaczył buzię Kate tuż nad swoją twarzą.

      – Wujku Michaelu, pobudka.

      Podciągnął się na łokciach. Hollis stał przy drzwiach.

      – Wybacz. Mówiłem, żeby dała ci spokój.

      Michael po dłuższej chwili zebrał się w sobie. Nie przywykł do spania do późna.

      – Jest Sara?

      – Wyszła dawno temu. – Hollis skinął ręką na córkę. – Chodź, bo się spóźnimy.

      Kate przewróciła oczami.

      – Tatuś boi się sióstr.

      – Twój tatuś jest mądrym człowiekiem. Na samą myśl o tych paniach skręcają mi się kiszki.

      – Nie pomagasz mi – zwrócił mu uwagę Hollis.

      – Fakt. – Michael popatrzył na dziewczynkę. – Rób, co każe tata, skarbie.

      Siostrzenica zaskoczyła go silnym uściskiem.

      – Będziesz tu, jak wrócę?

      – Pewnie, że tak.

      Słuchał ich kroków cichnących na schodach. Trzeba było przyznać tej małej, że wiedziała, co robi. Zastosowała czysty emocjonalny szantaż, ale co mógł na to poradzić? Ubrał się i umył twarz nad zlewem. Sara zostawiła bułki na śniadanie. Uznał, że w zasadzie nie jest głodny. Znajdzie sobie coś później, jeśli będzie trzeba – i jeśli będzie miał apetyt.

      Zabrał plecak i wyszedł.

▪ ▪ ▪

      Sara kończyła poranny obchód, gdy zatrzymała ją jedna z pielęgniarek. Skierowała ją do recepcji, gdzie przy biurku stała siostra Peg.

      – Dzień dobry, siostro.

      Siostra Peg była jedną z tych osób, które po wejściu odmieniają każde pomieszczenie, przykręcając śrubę wszystkim obecnym. Nikt nie znał jej wieku – miała co najmniej sześćdziesiąt lat, chociaż podobno od dwudziestu ani trochę się nie zmieniła. Powszechnie uważano ją za zrzędę, Sara jednak wiedziała lepiej. Za surową powierzchownością i takim sposobem bycia skrywała się osoba całym sercem oddana dzieciom, które miała pod opieką.

      – Możemy zamienić słówko, Saro?

      Chwilę później wyruszyły do sierocińca. Gdy zbliżyły się do budynku, Sara usłyszała krzyki i piski bawiących się dzieci; akurat trwała poranna przerwa. Skorzystały z ogrodowej furtki.

      – Doktor Sara, doktor Sara!

      Sara nie zdążyła zrobić pięciu kroków na placu zabaw, gdy opadła ją chmara dzieci. Dobrze ją znały, ale wiedziała, że równie radosne podniecenie wzbudziłby każdy inny gość. Wykręciła się obietnicami, że następnym razem zostanie dłużej, i weszła z siostrą Peg do budynku.

      Dziewczynka siedziała na stole w pokoiku, który służył do badania dzieci. Zatrzepotała powiekami, gdy Sara stanęła na progu. Mogła mieć dwanaście, trzynaście lat. Trudno było osądzić, bo pokrywała ją gruba warstwa brudu. Miała na sobie brudny fartuch z grubego płótna, zawiązany na jednym ramieniu, i była boso; powalane ziemią stopy były pokryte strupami.

      – Ludzie ze służby wewnętrznej przyprowadzili ją późno w nocy – wyjaśniła siostra Peg. – Nie odezwała się słowem.

      Dziewczynka została przyłapana na próbie włamania do magazynu z płodami rolnymi. Sara potrafiła zrozumieć jej postępowanie, bo dziecko wyglądało na zagłodzone.

      – Cześć, jestem doktor Sara. Powiesz mi, jak masz na imię?

      Mała, w skupieniu patrząca na nią spod kaptura skołtunionych włosów, nie odpowiedziała. Poruszyła oczami – tylko oczami – czujnie przenosząc spojrzenie na siostrę Peg, i z powrotem utkwiła wzrok w Sarze.

      – Próbowaliśmy się dowiedzieć, kim są jej rodzice – oznajmiła zakonnica. – Ale nikt nie zgłosił zaginięcia.

      Sara przypuszczała, że nikt jej nie szuka. Wyjęła z torby stetoskop i pokazała dziewczynce.

      – Posłucham twojego serca. Mogę?

      Odpowiedź nie padła, jednak dziewczynka wzrokiem wyraziła zgodę. Sara zsunęła węzeł z jej ramienia. Mała była chuda jak trzcina, ale pączkowały jej piersi. Lekko się wzdrygnęła, gdy poczuła chłód słuchawki na skórze. Była


Скачать книгу