Uwierz w Mikołaja. Magdalena Witkiewicz
włączone. Agnieszka śmiała się, że wygląda to jak latarnia morska pośród morza zieleni lasu. A teraz bieli, bo sypało coraz mocniej i wokół naprawdę zaczynało pięknie wyglądać. Choinki okrywały się błyszczącymi, skrzącymi się płatkami śniegu, w blasku reflektorów przed przednią szybą rozciągał się magiczny świąteczny widok.
Agnieszka dojeżdżała już na miejsce, ale pierwszy raz ukryty między drzewami dom wyglądał, jakby stał pusty. Nie paliło się żadne światło. Nawet to niewielkie przy drzwiach szopy, które babcia zawsze zostawiała włączone.
– Nie boisz się, babciu, że w nocy ktoś zobaczy to światło i przyjdzie? – zapytała kiedyś.
– A czego to się bać? – zdziwiła się babcia Helenka.
– Wszystkiego! W nocy ktoś będzie się błąkał po lesie, to zobaczy, że tu jesteś! Światło go do ciebie zaprowadzi.
– To chyba dobrze?
– Dlaczego dobrze? – Agnieszka zmarszczyła brwi.
– No, jak błądzi po nocy, to chyba dobrze, że mnie znajdzie, a ja go nakarmię i mu pomogę. Jakbym światła nie paliła, nie znalazłby mnie. I całą noc by się biedak włóczył między drzewami.
Agnieszka dotarła na miejsce, gdy już świat przykryła biała kołderka. Wyjęła klucz z samochodowego schowka pomiędzy siedzeniami. Zawsze go tam trzymała. Zwykła mawiać, że dom jest zawsze po drodze i czasem może zupełnie nieoczekiwanie znaleźć się w jego pobliżu. Zdarzało się, że nadrabiała drogi, by chociaż uściskać babcię i chwilę z nią porozmawiać. Kiedyś to Agnieszka sięgała babci do górnego guzika fartucha, teraz babcia jakby się skurczyła i to Agnieszka otaczała ją ramionami.
Wyłączyła silnik i wysiadła z samochodu. Uzbrojona w latarkę w telefonie podeszła do drzwi. Otworzyła je i zapaliła małe światełko. To dla zbłąkanych wędrowców. Od razu lepiej się poczuła. Weszła do środka. Babci naprawdę nie było. Zajrzała jeszcze do garażu. Samochód stał na miejscu. Zatem babcia faktycznie musiała z kimś gdzieś wyjechać. Ale z kim? Dokąd ona pojechała?
– Babciu, jestem w domu, jesteś?! – zawołała.
Oczywiście nikt jej nie odpowiedział.
Dochodziła dwudziesta trzecia. Babcia pewnie już spała, gdziekolwiek była… Agnieszka spojrzała na ekran telefonu. Jedna kreska zasięgu. Trudno, zresztą i tak nie wypadało chyba dzwonić o tej porze. Szczególnie jeśli babcia była z jakimś podstarzałym amantem, a z każdą minutą ta wizja wydawała się wnuczce coraz bardziej prawdopodobna.
Dom był wysprzątany. Jedynym śladem, że ktoś tam całkiem niedawno przebywał, był stojący na stole talerzyk z maślanymi ciasteczkami. Agnieszka sięgnęła po jedno i ugryzła. Z pewnością miało już kilka dni, czyli można było wywnioskować, że wtedy jeszcze babcia była w domu. Teraz jednak Agnieszka skrupulatnie sprawdziła wszystkie pomieszczenia i nie było tam żywego ducha. Westchnęła, z każdą chwilą bardziej zaniepokojona. Przecież nawet jeżeli staruszka poczuła nagły poryw serca i wyruszyła na rendez-vous z nieznajomym mężczyzną, mogła uprzedzić wnuczkę o swoich planach. Coś tu ewidentnie było nie tak!
Było już późno, a Agnieszka czuła się zmęczona po całym dniu i podróży. Poszła więc jeszcze tylko do szopy i przyniosła drewno, które położyła na podłodze obok kominka. Wstawiła wodę na herbatę, do której miała zamiar dolać dla rozgrzewki trochę rumu. Przez moment pomyślała nawet, że skoro babcia postanowiła o niczym jej nie mówić, to powinna uszanować jej decyzję. Po chwili jednak stwierdziła, że to jakiś nonsens i jeżeli działo się coś złego, to każda minuta była na wagę złota. Ale co niby miało się stać babci? Babci, którą każdy lubił? A nawet kochał? Wszyscy znajomi, sąsiedzi, a nawet Karol…
Właśnie, Karol! Spojrzała na zegarek. Dochodziła północ, ale może on jeszcze nie spał…
Kiedyś Karolowi się zdawało, że stworzą z Agnieszką cudowny wspólny świat gdzieś niedaleko Kościerzyny, w pięknym domku nad jeziorem. Agnieszka jednak nie była zbytnio zainteresowana, a i on z czasem przestał zabiegać o dziewczynę, która zamiast zabrać się za normalną robotę, nie wiadomo po co wyruszała na jakieś studia do miasta. Nie zarzucił jednak całkowicie swojego marzenia o wspólnej przyszłości i postanowił cierpliwie czekać. Widywał ją, co prawda, tylko w wakacje, ale miał nadzieję, że jak skończy wreszcie tę uczelnię, to przyjedzie z panią Helenką na wieś i będą mogli porozmawiać o konkretach. Nic z tego jednak nie wyszło. Mimo to Karol do tej pory miał do dziewczyny olbrzymi sentyment, pomimo iż miał żonę, którą kochał nad życie. Z wzajemnością. Miał też troje dzieci i zbudował sobie własny szczęśliwy i nieco beztroski świat.
Agnieszka uśmiechnęła się na te wspomnienia o swoim dawnym adoratorze. Ale to nie był czas, by rozmyślać o życiu rodzinnym Karola. Usiadła przy babcinym stole, nie zdejmując kurtki ani czapki. Wciąż było zimno. Stół znajdował się w pokoju połączonym z kuchnią. Gdy Agnieszki nie było w domu, babcia zamykała pozostałe pomieszczenia i grzała tylko tutaj i w kuchni. Kominek i piec kaflowy szybko ocieplały to niewielkie pomieszczenie, ale w pozostałej części domu było jak w psiarni. Agnieszka namawiała babcię na centralne ogrzewanie, ale starsza pani nie mogła wciąż się zdecydować.
– Cale życie tak mieliśmy i było dobrze. Wiesz, że nie lubię zmian! Gdyby nie ten piec, to w ogóle bym się nie ruszała. A tak? Rano wstać muszę, napalić. Za ciepło też nie jest dobrze dla zdrowia, pamiętaj o tym.
Chwilowo więc w domu panowały bardzo „prozdrowotne” warunki, bo z pewnością nie było tam, łagodnie mówiąc, zbyt ciepło. Dobrze, że babcia przynajmniej złamała się w kwestii zakupu grzejnika elektrycznego, bo istniała szansa, że teraz dzięki niemu jej wnuczce uda się uniknąć odmrożeń. Agnieszka podłączyła grzejnik do prądu, żeby chociaż trochę się nagrzało, nim zapali w piecu i kominku. Potem usiadła z powrotem przy stole i napisała esemesa.
Agnieszka: Karol, śpisz?
Po chwili zabrzęczał telefon.
Karol: Nie.
Agnieszka: Mogę zadzwonić?
Karol: Dzwoń.
Wybrała numer.
– Karol, czy ty może wiesz, gdzie jest moja babcia?
– Ja nic nie wiem! – wypalił, stanowczo za szybko jak na kogoś, kto nie miał niczego na sumieniu.
– Coś tu przede mną ukrywacie. I ty, i babcia – podejrzliwie stwierdziła Agnieszka.
– Nic a nic! – żachnął się. Tym razem zdecydowanie zbyt głośno.
– Gdzie babcia?! Mów!
– No przecież już ci powiedziałem, że kto jak kto, ale ja to nic nie wiem.
– Zakochała się? Wyjechała gdzieś? Coś złego się stało?
– O cholera, w kim się zakochała? – zainteresował się nagle. Tym razem zainteresowanie było jak najbardziej prawdziwe.
– To ja właśnie pytam! – zdenerwowała się Agnieszka.
– A! Myślałem, że czegoś się dowiem.
– Karol, ja po prostu się niepokoję, więc nie baw się ze mną w kotka i myszkę – westchnęła Agnieszka. – Nie wiem, czy babcia żyje, czy nie żyje