Głód. Graham Masterton
i zesztywniały.
Ogarniające go pożądanie sprawiło, że ciężko oddychał. Jednak całkiem zgrabnie zrzucił z siebie kamizelkę, rozpiął mankiety od koszuli i wreszcie ściągnął samą koszulę. Pod spodem kryło się potężne cielsko o tłustych piersiach tak dużych, że rozmiarami dorównywały niemal piersiom Delli. Brzuch kołysał się własnym, niezależnym od Shearsona rytmem. Mimo swej tuszy senator jeszcze raz pokazał, że jest niezwykle sprawny – w ciągu kilku sekund kilkoma szybkimi ruchami wyskoczył ze spodni i majtek.
– I co teraz? – zapytała Della. – Co zamierzasz teraz zrobić?
Daleko odkopnął wszystko to, z czego przed chwilą się rozebrał. Stał przed nią nagi – niczym potężny Budda – blady, owłosiony i wspaniały. Nogi miał szeroko rozstawione, zaciśnięte pięści oparł o uda, spomiędzy których celowała w Dellę purpurowa, potężna, gruba pała. W przeciwieństwie do wielu grubasów, których życie seksualne zanikało wraz ze wzrostem wagi, Shearson Jones ciągle interesował się kobietami, a legendy o rozmiarach jego penisa krążyły szeroko po Waszyngtonie, rozpowszechniane przez te damy, których mężowie najczęściej wysyłani byli przez Departament Rolnictwa w zagraniczne podróże służbowe, do możliwie odległych krajów.
Pani Gene Bolsover powiedziała kiedyś o nim, że „jest to jedyny maszt, wobec którego salutuje, niezależnie od tego, czy jest na nim flaga, czy nie”.
Shearson ujął Dellę pod rękę i przyciągnął do siebie. Suknię miała opuszczoną do wysokości talii, lecz tylko przez krótki moment, bo zaraz osunął ją do podłogi. Della stała teraz przed nim również naga, nie licząc wąskich, przezroczystych majteczek. Pocałował ją w usta i przyciągnął do swojego miękkiego jak poduszka brzucha. Aż do bólu zaczął ściskać i wykręcać jej piersi.
– Widzisz, jesteś dziwką – wysapał. Twarz miał wilgotną od potu. – Jesteś dziwką, którą należy nauczyć, żeby okazywała właściwym osobom należyty szacunek.
Widziała go już w podobnym nastroju, ale jeszcze nigdy nie był tak gwałtowny. Nie zadał jej bólu, gdy się kochali, mimo jego wielkiego, przeszkadzającego brzucha. Teraz jednak zdawało się, że zamierza siłą wyegzekwować na niej swoje zachcianki – łóżkowe i te związane z pracą. Wygięła się do tyłu, aby uniknąć jego grubych, natarczywych ust, ale objął ją swoimi niedźwiedzimi ramionami tak dokładnie, że po chwili nie była w stanie się poruszyć. Poza tym, że był wielki, Shearson Jones był także niezwykle silny.
– Oferuję ci wszystko, czego może pragnąć kobieta – wysapał do jej ucha gardłowym, natarczywym szeptem, który ją przeraził. – Wszystko to, czego kiedykolwiek w życiu pożądałaś. Pieniądze, futra, przyjemności, popularność. Nie udawaj, że masz zamiar powiedzieć „nie”.
– Shearson… – zaczęła, ale przycisnął ją jeszcze gwałtowniej. Odniosła wrażenie, że jej płuca zostały zaciśnięte w imadle.
– Przestań, Della, nie możesz odmówić. Zdobędziesz milion dolarów, może więcej niż milion, i mnie także.
– Shearson, ja nie mogę… – wycharczała. – Shearson, ja nie mogę… oddychać.
Niespodziewanie puścił ją i uniósł ręce do góry, jak bokser pokazujący sędziemu, że to nie on trzyma przeciwnika w klinczu. Jego oczy niczego nie wyrażały. Patrzyły dobrotliwie, nieco wyłupiaste. Przez dłuższą chwilę senator w ogóle nie mrugał powiekami. Cofnął się chwiejnym krokiem; ręce przez cały czas trzymał wzniesione.
– No cóż, Dello – powiedział łagodnie. – Postąpisz tak, jak będziesz uważała za stosowne. Ale jeśli zdecydujesz się pozostać w tej swojej gazecie, to najlepiej będzie, jeśli natychmiast ubierzesz się i opuścisz ten dom. Aha, i wówczas będziesz musiała pamiętać o pewnej bardzo ważnej rzeczy. O moich przyjacielskich stosunkach z panem Wendellem Oliverem i o tym, że moja znajomość z nim może popsuć twoją karierę. Pamiętaj również, że przypadkiem dowiedziałaś się o kilku poufnych sprawach i że w pewnym momencie może to się okazać dla ciebie niebezpieczne. Znałem ludzi, którzy posiadając tego typu informacje, wpadli w cholerne kłopoty.
Umilkł i w tonącym w półmroku marokańskim salonie zapanowała cisza, mącona jedynie jego ciężkim oddechem. Po chwili senator skierował się ku otomanie. Opadł na nią, ciągle ciężko oddychając i wpatrując się uważnie w Dellę onieśmielającym, a jednak pustym wzrokiem.
– Jeśli jednak zdecydujesz się rozpocząć nową karierę u mojego boku, twoje życie odmieni się o sto osiemdziesiąt stopni – rzekł. Jego twarz nie zdradzała żadnego wyrazu. – Odkryjesz zupełnie nowy świat, świat diamentów, futer z norek, cadillaków, świat szmalu.
Położył się na plecach. Jego wielki brzuch rozlał się szeroko, a zachodzące częściowo na siebie szerokie, umięśnione uda przywiodły Delli na myśl dwa wieloryby, ciągnięte przez statek rybacki. Spomiędzy nich wystawał członek, który nie stracił ani trochę ze swej sztywności, a potężne, owłosione jaja wciąż były twarde jak zaciśnięte pięści.
– Podejdziesz do mnie? – zapytał.
Stała w miejscu, a cichy zegar odmierzał kolejną minutę jej życia. Zegar z brązu i hebanu, który wcześniej tykał jakimś nieznanym Marokańczykom z Tangeru, przywieziony przez Shearsona z północnej Afryki z jego regularnych wypraw w poszukiwaniu antyków za półdarmo.
W ciągu tej minuty Della wcale nie wyglądała ładnie, mimo że jej rude włosy lśniły odbitym blaskiem afrykańskiej lampki, a cienie, które padały na jej ciało, nadawały mu łagodne, kuszące rysy.
Gdy ta minuta minęła, Della zbliżyła się do otomany, popatrzyła na cielsko Shearsona i uśmiechnęła się.
Uśmiechem kobiety zmysłowej, uśmiechem, który miał w sobie coś z uśmiechu dziwki. Podjęła właśnie decyzję i uśmiech był teraz częścią tego wszystkiego, co powinna robić.
Wspięła się na leżącego Shearsona i najpierw usiadła okrakiem na jego udach, a potem pochyliła się do przodu, sprawiając, że sztywny członek dotknął jej brzucha. Ujęła go w malutką piąstkę i powoli masowała, w górę i w dół, aż nabrzmiała żołądź napuchła jeszcze bardziej, spurpurowiała i jej czubek zalśnił wilgocią.
– Dobra dziewczynka – jęknął Shearson ciężko. – Dobra dziewczynka.
Uniosła się trochę i Shearson zdołał ujrzeć ryże krzaki jej włosów łonowych, przyciśnięte przejrzystym nylonem majtek. Po chwili sięgnęła pomiędzy nogi, szarpnęła mocno majtki i ukazała mu swój lśniący, różowy srom. Szybkim, zdecydowanym ruchem, przypominającym zachowanie jeźdźca dosiadającego rumaka, włożyła członek Shearsona do swojej otwartej pochwy i siadła na niego, całkowicie go w siebie wciągając. Senator wydał z siebie dźwięk przypominający syczenie hamulców wielkiej ciężarówki; jakby w jednej chwili uszło z niego całe powietrze.
– Ty świnio. Ty wielka świnio – powiedziała Della. Jej ust ani na chwilę nie opuścił drwiący uśmiech dziwki. – Ty tłusta, świńska karykaturo człowieka.
Shearson nie mógł kochać się tak, jak większość mężczyzn; był na to za gruby. Uwielbiał, kiedy jego kochanki ujeżdżały go jak konia, a on mógł odpowiadać im rytmicznym potrząsaniem własną dupą. Doprowadzał tym swoje partnerki do wspaniałych orgazmów. Choć większość jego ciała uczestniczyła w zabawie w sposób dość bierny, ruchliwe i wprawne ręce wiele nadrabiały. Ściskały, dusiły, masowały i delikatnie głaskały, sprawiając kobietom nieopisane rozkosze. Teraz, gdy Della ujeżdżała go, unosząc się rytmicznie w górę i w dół, te ręce zacisnęły się na jej pośladkach i zdecydowanym ruchem rozwarły je tak jak rozdziera się na pół okrągłą bułeczkę. Oba środkowe palce wtargnęły do mrocznego wnętrza odbytu. Della zareagowała na to, gubiąc wszystkie myśli i zaciskając swe uda jeszcze