Krzyk do nieba. Mons Kallentoft

Krzyk do nieba - Mons  Kallentoft


Скачать книгу
życio­wego odde­chu, jakby coś głę­boko się w niej zmie­niło. Jed­no­cze­śnie spra­wia wra­że­nie, jakby cze­goś jej bra­ko­wało, może fizycz­nej bli­sko­ści.

      A może tego zawsze potrze­bo­wała? – pyta się w duchu Zeke. Być star­sza. Tylko z wie­kiem może osią­gnąć pew­nego rodzaju wewnętrzny spo­kój. Wiele prze­szła, wydaje się silna, jakby nic nie mogło jej zaszko­dzić. Ale on wie, że Malin jest samotna, a samot­ność więk­szość ludzi z cza­sem ściera na pył. Ma nadzieję, że dobrze układa jej się z Tove, kiedy razem spę­dzają lato, które poda­ro­wał im los.

      Malin opo­wia­dała mu o Tove, kiedy raz w porze lun­chu poszli na pizzę na Vasa­stan. Że prze­śla­dują ją doświad­cze­nia z Konga. Malin nie wie­działa, co powie­dzieć ani co robić. Zeke zapro­po­no­wał, żeby Janne poga­dał z Tove, prze­cież prze­szedł swoje, kiedy pra­co­wał w Rwan­dzie. Ale Malin tylko mach­nęła ręką, pew­nie nie podo­bała jej się myśl, że Tove i Janne mie­liby się do sie­bie zbli­żyć.

      Kur­czowo trzy­mamy się tego, co mamy, myśli. Za wszelką cenę.

      Widzi, że Malin nad­cho­dzi.

      Jestem z tobą. Ta praca byłaby do dupy, gdyby nie ty.

      W sali kon­fe­ren­cyj­nej panuje przy­jemny chłód. Nowo zamon­to­wana kli­ma­ty­za­cja sku­tecz­nie dmu­cha chłod­nym powie­trzem na poli­cjan­tów zgro­ma­dzo­nych w pomiesz­cze­niu.

      Zebrali się wszy­scy.

      Cały Wydział Docho­dze­niowo-Śled­czy w Linköpingu, razem z komen­dan­tem poli­cji Kari­mem Akba­rem. Szef wydziału, Göran Möller, stoi przy sucho­ście­ral­nej tablicy. Jego coraz bar­dziej pomarsz­czona twarz jest teraz opa­lona. Prze­cze­suje pal­cami rzad­kie sza­ro­blond włosy. Popra­wia pasek beżo­wych baweł­nia­nych chi­no­sów i roz­gląda się po sali, nie mówiąc nic.

      Malin patrzy po pozo­sta­łych.

      Karim raczył się pofa­ty­go­wać na spo­tka­nie. Malin wie dla­czego. Sprawa Oli­vera przy­cią­gnie tu media, dla­tego Karim chciał w nim uczest­ni­czyć. Przez jakiś czas był zupeł­nie nie­za­in­te­re­so­wany poka­zy­wa­niem się publicz­nie, ale jakieś pół roku temu znów się w to zaan­ga­żo­wał. Cho­dzą plotki, że jego żona Vivianne, pro­ku­ra­tor, ma zająć jakie poli­tyczne sta­no­wi­sko w Sztok­hol­mie w Mini­ster­stwie Spra­wie­dli­wo­ści. Może Karim stara się być bar­dziej widoczny, żeby i jemu zapro­po­no­wali pracę w sto­licy. Pod­czas tego spo­tka­nia trzyma się jed­nak na ubo­czu, sie­dzi na krze­śle w kącie, ubrany w swój per­fek­cyj­nie pognie­ciony nie­bie­ski lniany gar­ni­tur.

      Börje Svärd i Wal­de­mar Eken­berg sie­dzą naprze­ciwko niej. Oby­dwaj wydają się zmę­czeni. Wczo­raj urzą­dzili sobie nie­wielką wspólną ucztę rakową, tylko oni dwaj w ogro­dzie Börjego, Malin domy­śla się, że wypili sobie po kie­liszku, dwóch, kilku.

      Wal­de­mar ma na sobie nową koszulę w zie­loną kratkę. Pasuje mu. Pew­nie kupiła mu ją żona, ale nawet nowa koszula nie ukryje faktu, że wygląda na strasz­nie ste­ra­nego życiem. Szara cera jest jak prze­tarta gru­bym papie­rem ścier­nym. W zie­lo­nych oczach coraz rza­dziej odbija się uśpiona prze­moc, która zawsze była jego cechą cha­rak­te­ry­styczną.

      Malin nie wie, czy wciąż sobie popala tak jak kie­dyś. Ale w zeszłym mie­siącu prze­szedł obo­wiąz­kowe bada­nie moczu, więc może dał sobie spo­kój z haszy­szem.

      Jest za stary na takie rze­czy.

      Sie­dzący przy nim Börje Svärd wygląda na zado­wo­lo­nego, mimo zaczer­wie­nio­nych oczu i opuch­nię­tej od kaca twa­rzy. Malin wie, że ma nową kochankę. Pew­nie pięt­na­ście lat młod­szą od niego, znów zaczął zapusz­czać pod­krę­cone wąsy. Zasta­na­wia się, o co cho­dzi ze star­szymi męż­czy­znami i młod­szymi kobie­tami. Börje ma pięć­dzie­siąt pięć lat. Kobieta, z którą go widziała, jak szli Hamn­ga­tan, trzy­ma­jąc się za ręce, nie może mieć wię­cej niż czter­dziestkę. No i jest ładna. Ciem­no­włosa pięk­ność. Co takiego widzi w Börjem?

      Pew­nie jest dobry w łóżku, myśli Malin. Tro­skliwy. Może wydaje jej się, że ma pie­nią­dze, ale w takim razie musi być po pro­stu głu­pia.

      Poli­cjanci nie mają pie­nię­dzy.

      Myśli o jutrzej­szej randce. Ma kom­plet­nie gdzieś, czy on jest bogaty, ale lepiej żeby był dobry w łóżku.

      Elin Sand sie­dzi u szczytu stołu. Odsu­nęła krze­sło naj­da­lej jak się dało, żeby zmie­ściły się jej dłu­gie nogi. Ma na nosie oku­lary. Na ogół ich nie nosi. Naj­wy­raź­niej upał tak podraż­nia jej oczy, że nie może zało­żyć socze­wek. W oku­la­rach też jej ład­nie, cien­kie oprawki spra­wiają, że wygląda na bystrą i inte­li­gentną, a rze­czy­wi­ście taka jest. W poli­cji odnosi suk­ces za suk­cesem. Zimą roz­wią­zała sprawę gwałtu nie­mal zupeł­nie sama, a teraz wspo­mi­nała coś o prze­pro­wadzce do rodzin­nego Malmö. Z tego, co zro­zu­miała, u jej mamy roz­po­znano wcze­sne sta­dium Alzhe­imera. To byłaby strata dla wydziału, gdyby Elin musiała wyje­chać, myśli Malin. Zna­le­zie­nie dobrej mło­dej śled­czej gra­ni­czy z nie­moż­li­wo­ścią.

      Bra­kuje tylko Johana Jakobs­sona. Nie wró­cił jesz­cze do zdro­wia po tym, jak pod­czas zeszło­rocz­nego śledz­twa w spra­wie mor­der­stwa pchnięto go nożem. Stra­cił dużo krwi, a trans­port tlenu do mózgu zabu­rzony został na zbyt długo. Johan wró­cił do domu do rodziny w Lin­ghem, ale reha­bi­li­ta­cja wciąż trwa. Musi nauczyć się znów sta­bil­nie cho­dzić, z mówie­niem też wciąż jesz­cze nie jest tak jak powinno, ale leka­rze nie wyklu­czają, że w swoim cza­sie będzie mógł wró­cić do służby. Mózg naj­wy­raź­niej znaj­duje sobie nowe połą­cze­nia, potrafi rege­ne­ro­wać się bar­dziej, niż to wydaje się moż­liwe, jeżeli pewne ośrodki nie są mocno uszko­dzone lub cał­ko­wi­cie znisz­czone.

      Elin wyko­nuje teraz sporą część pracy Johana. Orien­tuje się w sys­te­mach, wie, gdzie w Inter­ne­cie i dark­ne­cie znaj­dują się naj­trud­niej dostępne infor­ma­cje.

      Göran Möller zapi­suje na tablicy nazwi­sko dwu­let­niego Oli­vera Anders­sona.

      Potem zabiera głos.

      – To cho­ler­nie smutna histo­ria, nikt z nas nie chce w tym grze­bać. Ale musimy prze­pro­wa­dzić śledz­two, usta­lić, co dokład­nie się stało. Sprawa nie wymaga zaan­ga­żo­wa­nia całego zespołu, więc pro­po­nuję, żeby tę robotę wzięli na sie­bie Zeke i Malin, jako że pierwsi byli na miej­scu zda­rze­nia.

      Malin wie­działa, że tak to się skoń­czy.

      Spo­gląda na Zekego, ten kiwa głową.

      – Jasne – mówi Malin. – To chyba naj­bar­dziej oczy­wi­ste roz­wią­za­nie.

      – Karin prze­pro­wa­dza wła­śnie sek­cję zwłok – cią­gnie Göran. – Sądzę, że to wszystko wyja­śni. Póź­niej pozo­sta­nie nam tylko usta­lić, co się wyda­rzyło przed połu­dniem, i upew­nić się u rodziny, czy w rela­cji rodzi­ców z chłop­cem nie było niczego dziw­nego.

      Malin czuje, jak gwał­tow­nie wzbiera w niej złość.

      – Chcesz powie­dzieć, że celowo zosta­wiła go w samo­cho­dzie? Żadna matka by tak nie zro­biła.

      Pozo­stali mil­czą, ciszę prze­rywa Karim:


Скачать книгу