Doczesne szczątki. Donna Leon

Doczesne szczątki - Donna  Leon


Скачать книгу
i drzwi się zamknęły.

      Paola długo przypatrywała się twarzy męża, zanim zapytała:

      – Jesteś pewien? – Potem, jakby chciała sprawdzić, czy mówią o tym samym, dodała: – Uciec z domu?

      W głębi duszy wiedział, że to ona jest jego domem.

      – W pewnym sensie – przyznał zaszokowany, gdy dotarło do niego, jak to musiało zabrzmieć w jej uszach. – Nie od ciebie. Nie od dzieci. Ale od całej reszty tak. – Żeby jasno zaznaczyć to rozróżnienie, zamaszystym ruchem ręki wskazał na pokój, w którym się znajdowali, jakby prosił, żeby uznała to za dowód wszystkiego, o czym mówił. – Myślę o tym od dawna – ciągnął, odkrywając prawdę z każdym wypowiadanym słowem. – Przez jakiś czas nie muszę wykonywać tej pracy. Nie muszę myśleć o niej ani lądować w szpitalu, bo podejrzany powiedział coś obraźliwego o jednej dziewczynie.

      – Jakiej dziewczynie? – zapytała Paola.

      – Dziewczynie, której na przyjęciu podano tabletki i która zmarła tutaj wczorajszej nocy – odparł, przypominając sobie, gdzie musi się znajdować ofiara.

      Paola odczekała pewien czas, jak to się zwykle robi na wieść o czyjejś śmierci.

      – Gdybyś strzelał do Patty za każdą obraźliwą uwagę, jaką wygłasza, wyglądałby jak ser szwajcarski – powiedziała w końcu i uśmiechnęła się; życie Brunettiego znowu stało się proste i powróciło na normalne tory.

      – Pucetti jest młody – wyjaśnił.

      – Minęło już trochę czasu, odkąd był młodym bystrym rekrutem, Guido. Teraz jest po trzydziestce.

      Brunetti zastanawiał się, czy Paola wyciągnie z tego jakiś wniosek, i tak też się stało.

      – Powinien umieć panować nad sobą. Przecież nosi broń, na litość boską.

      Brunetti chciał wyjaśnić, że tego ranka Pucetti nie miał przy sobie broni, ale uświadomił sobie, że to bez znaczenia. Stracił lub straciłby panowanie nad sobą, czym zasłużyłby na oficjalną reprymendę, ale popis Brunettiego wykluczył taką możliwość. Czy to, co zrobił, żeby uratować podwładnego, nie było wypaczeniem prawdy? Czy różniło się czymkolwiek od kopnięcia broni bliżej leżącego napastnika, który mógł jej zaraz użyć? Lub od fałszywych zeznań, że podejrzany opierał się podczas aresztowania i trzeba go było obezwładnić?

      – Masz rację – przyznał. – Nie myślałem. Chciałem jedynie powstrzymać go, zanim uczyni coś gwałtownego.

      – Jesteś jego szefem, Guido, nie ojcem.

      – Czy zrobiłabyś to samo, żeby powstrzymać jednego ze swoich studentów przed zaprzepaszczeniem szansy na dalszą karierę? – zapytał, wiedząc, że tak naprawdę to nie jest to samo.

      – Przypuszczalnie tak – odparła Paola i wstała.

      Brunetti zdał sobie sprawę, że jej odpowiedź niczego nie zmienia. Zrobił to i uczyniłby to znowu. Tylko gdzie miałby znaleźć kolejnego Pucettiego?

      – Więc? – zapytał.

      Paola odczekała chwilę, po czym odparła:

      – Rozmawialiśmy o twojej ucieczce.

      – Mówisz o mnie jak o jakimś dzieciaku – zauważył z rozdrażnieniem.

      – Wcale nie, Guido. Obserwowałam cię przez kilka ostatnich miesięcy i zgadzam się, że powinieneś uciec od czekania na kolejną potworną sprawę, nad którą będziesz musiał pracować.

      Przez te wszystkie lata Paola nigdy nie krytykowała pracy, którą wykonywał; zawsze była zaciekawioną, oddaną żoną, słuchającą go, kiedy opisywał zamęt, jakiego był świadkiem, oraz konsekwencje przemocy, którą było podszyte ludzkie zachowanie. Słuchała jego relacji z morderstw, gwałtów, podpaleń oraz aktów przemocy i była na tyle uprzejma, że zadawała pytania na ten temat. Często też proponowała, by spojrzał na ludzi i zdarzenia od innej strony.

      Ile uwagi poświęcał w zamian jej pracy, która stanowiła równie ważną część jej życia? Z zamiłowania Paoli do prozy Henry’ego Jamesa uczynił dyżurny żart i raczył przeczytać jedynie kilka jego książek. Morderstwa zawsze były dla prawdziwych mężczyzn, a książki dla dziewczyn. I teraz nie mógł już tego dłużej znieść, a ona zachęcała, żeby od tego uciekł.

      – Niedawno miałem urlop – przypomniał.

      – To było dwa miesiące temu i nie przypadł ci do gustu.

      – Bez przerwy lało – zauważył, pamiętając, jak przez cały pobyt w Londynie, Dublinie i Edynburgu stroił fochy, narzekał na słotę oraz wstrętną kawę i nie dbał o to, że swoim nastrojem psuje humor swoim bliskim równie skutecznie jak pogoda.

      – O tym możemy porozmawiać, jak wrócisz do domu – stwierdziła Paola. – Powiedzieli ci, kiedy to nastąpi?

      – Nie. Dowiedziałem się tylko, że muszą przeprowadzić więcej badań – odparł beztrosko.

      – Czy to znaczy, że coś odkryli? – zapytała Paola, a w jej głosie nie było nawet cienia beztroski.

      Drzwi się otworzyły i do gabinetu weszła dottoressa Sanmartini.

      – Dzień dobry, signora – powiedziała spokojnie. – Mogłabym prosić, żeby zostawiła mnie pani sam na sam z pacjentem?

      Normalnie Paola zareagowałaby na najmniejszy sarkazm kryjący się w tych słowach, ale nie wyczuła żadnego sarkazmu, jedynie prośbę jednej uprzejmej osoby skierowaną do drugiej.

      – Oczywiście, pani doktor – powiedziała i wyszła z pokoju.

      – Zechciałby pan usiąść na łóżku, signor Brunetti?

      Komisarz usiadł i czekał na dalszy ciąg, ciekaw, co cywil myśli o kosztach ich pracy.

      Gdy lekarka zdała sobie sprawę, że pacjent nie zamierza jej prowokować ani wypytywać, ciągnęła:

      – Pewnie ma pan czasem do czynienia z okropnymi ludźmi, którzy dokonali strasznych rzeczy i nie są w stanie tak tego postrzegać.

      Czyżby ktoś puścił jej taśmę z nagraniem rozmowy z Ruggierim? – zastanawiał się pospiesznie komisarz.

      – Z pewnością zaś widział pan skutki tego, co ludzie potrafią sobie nawzajem zrobić – dodała Sanmartini.

      – Przypuszczam, że widziała pani takie same rzeczy – odparł Brunetti.

      – Owszem, tyle że moja odpowiedzialność kończy się wtedy, gdy uleczę rany ofiary. Nie muszę wysłuchiwać, jak sprawca zaprzecza, że to zrobił, lub twierdzi, że miał do tego prawo.

      – I sądzi pani, że to mogłoby pomóc w zdiagnozowaniu moich problemów?

      Lekarka odłożyła dokumentację i skupiła całą uwagę na swoim pacjencie.

      – Signor Brunetti, czy mogę mówić szczerze?

      – A nie jest pani do tego zobowiązana jako mój lekarz?

      Sanmartini wydała z siebie coś pomiędzy prychnięciem i śmiechem.

      – Raczej tak.

      – W takim razie proszę mówić szczerze.

      Lekarka wskazała na kartę badań.

      – Myślę, że wyniki badań zawarte w tej dokumentacji mają niewiele wspólnego z pańskim stanem.

      Brunetti wzruszył ramionami i czekał na dalsze wyjaśnienia. Nie doczekawszy się ich, zapytał:

      – A co ma?

      –


Скачать книгу