Wspomnienia w kolorze sepii. Anna J. Szepielak

Wspomnienia w kolorze sepii - Anna J. Szepielak


Скачать книгу
zarządziła wesołym tonem.

      Nagle do środka wpadła zdyszana kobieta.

      – Hej, Mariola. Znowu się spóźniłaś. – Marta pomachała przyjaźnie, widząc w drzwiach żonę swojego kuzyna Piotra. – Zaczęłyśmy bez ciebie.

      Mariola zignorowała ją jednak i szybko podeszła do Joanny.

      – Niech się pani ubiera – stwierdziła półgłosem z dziwną miną.

      – Co się stało?

      – Musi pani szybko wracać do domu. Chyba ma pani wyciszoną komórkę, bo na pewno już rodzina wydzwaniała.

      – Wyłączyłam, bo mieliśmy próbę. O co chodzi?

      – Kiedy przejeżdżałam obok domu pani siostry, zobaczyłam, jak zabiera ją karetka.

      – Moją Jankę? – Joanna momentalnie zbladła.

      – Tak. Pewnie rodzi.

      – Jezus Maria! – przeraziła się. – Trzy tygodnie przed terminem? Tylko nie to! Nie po raz drugi!

      Wybiegła w panice, trzaskając drzwiami.

      * * *

      A.D. 1918, miasteczko w pobliżu Radomia

      – Matko! Wypuść mnie! – Przytłumiony chłopięcy głos mieszał się z łomotem walenia w drzwi. – Nie masz prawa mnie zamykać! Muszę spełnić obowiązek wobec ojczyzny! Matko!

      Pomalowane na biało drzwi od sypialni trzęsły się pod ciosami silnych młodzieńczych pięści. Tuż obok framugi stała tęga kobieta w prostej czarnej sukni sięgającej do ziemi. Spoconymi dłońmi trzymała mosiężną klamkę.

      – Walek, uspokój się w tej chwili! Nigdzie nie pójdziesz, słyszysz?! Wojna nie jest dla dzieci!

      – Nie jestem dzieckiem! – Młody głos zatrząsł się z oburzenia. – Mam prawie siedemnaście lat i chcę się zaciągnąć! Nie zatrzymasz mnie! – Mocne kopnięcie szarpnęło zawiasami, ale drzwi nie puściły.

      – Boże, mój Boże! – jęknęła kobieta z rozpaczą. – Za co to wszystko? – lamentowała, ściskając klamkę coraz mocniej. – Mąż zginął na służbie, pierworodny syn do wojska poszedł, a teraz jeszcze na to dziecko spadło szaleństwo. W kim znajdę oparcie?

      – Co tu się dzieje? – Tubalny męski głos przywrócił ją do przytomności. – Cóż to za brewerie w moim domu?

      – Szwagier! – Oderwała się od framugi i z nadzieją spojrzała na siwego mężczyznę, który pojawił się w przedpokoju. Nie czekała, aż zdejmie płaszcz i kapelusz. – Jak to dobrze, że szwagier już wrócił! – Rzuciła się ku niemu z wyciągniętymi rękami. – Może przemówisz do rozsądku temu wariatowi, bo mnie już całkiem sił brak. – Demonstracyjnie zawisła mu na ramieniu całym ciężarem swego korpulentnego ciała. – Może stryja posłucha, bo matkę własną, co mu życie poświęciła, za nic ma! Za nic! Samą mnie chce zostawić na tym świecie. Bez opieki! Boże, mój Boże! – desperowała.

      Postawny mężczyzna z pewnym trudem podparł rozszlochaną kobietę, usiłując nie stracić równowagi.

      – A powie mi Matylda, co się stało? Bo w tym harmidrze trudno pojąć.

      – Walek chce do wojska uciekać, jak jego brat! Skaranie boskie z tymi chłopakami! Tylko im mundur pokazać i oczy honorem zamydlić, a już o matce swojej i siostrze nieletniej zapominają – wyrzekała rozemocjonowana. – Myślałam już stróża na pomoc wzywać, ale udało mi się Walka podstępem zamknąć w sypialni – tłumaczyła przejęta. – Jeśli szwagier nie pomoże, to już nie wiem, co będzie dalej.

      Mężczyzna kulturalnie, ale stanowczo odsunął od siebie roztrzęsioną bratową.

      – Ach, więc to taka sprawa – mruknął i spojrzał na zamknięte drzwi, zza których co jakiś czas dobiegały gniewne okrzyki młodego człowieka.

      Wolnym ruchem zdjął płaszcz, jakby celowo opóźniał swoją interwencję. Przygładził włosy, z pewnym zniecierpliwieniem pociągnął się za siwy wąs, po czym znów popatrzył w stronę sypialni.

      – Bratowa doskonale wie, że popieram ideały chłopców. Choć przyznaję, że takie zachowanie jest niedopuszczalne – dorzucił z potępieniem na odgłos kolejnego kopnięcia. – Tę zapalczywość dyktują im młodość i otwarte serca. Ale bez tego ojczyzny na nowo nie zbudujemy.

      Kobieta załamała ręce.

      – To już mi chyba przyjdzie iść na żebry w tej wolnej ojczyźnie, kiedy mnie tak synowie opuszczają! – jęknęła z rozpaczą. – Po to ich do szkół posyłałam? Po to sobie i córce od ust odejmowałam ostatnie kęsy, żeby wolę nieboszczyka mojego świętej pamięci wypełnić i przyszłość im zapewnić? Teraz na starość mam zostać bez opieki? – wpadła w histeryczne tony i zalała się łzami.

      Mężczyzna pokręcił głową. Spokojnie objął bratową ramieniem i zaprowadził do salonu. Posadził ją na sofie, nalał do szklanki wody i w milczeniu poczekał, aż kobieta wypije zawartość.

      – Niech się Matylda uspokoi i o nic nie martwi. Czy u mnie czegoś Matyldzie albo dzieciom brakuje? – spytał rzeczowo.

      – Boże broń! – żachnęła się, pociągając nosem. – Ale jak długo szwagier zamierza nas, sieroty, utrzymywać? W tych okropnych czasach, kiedy los nasz taki niepewny.

      – Niech Matylda nie narzeka, bo na naszych oczach dzieje się historia. I nic w tym dziwnego, że po tylu latach niewoli o granice naszej ojczyzny trzeba się upomnieć siłą. Naczelnik państwa wie, co robi – tłumaczył spokojnie.

      – Naczelnik daleko, a puste garnki tuż obok. Samą ojczyzną brzucha się nie napełni. Czasy dla kupców nastały trudne. Niech szwagier nie zaprzecza! Czy pokój, czy wojna, skład apteczny w miasteczku zawsze był potrzebny, ale teraz i ceny, i konkurencja rosną jak grzyby po deszczu. Więc z czego żyć?

      Mężczyzna już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale potok rozgorączkowanych słów płynął dalej.

      – Z dobrego serca nas pod swój dach przygarnąłeś, ale nie możemy tak bez końca tu siedzieć. A przy okazji: mydła by szwagier przyniósł i proszku do zębów, bo się skończyły – dodała zupełnie innym tonem, ocierając mokry policzek wierzchem dłoni.

      Widząc ten gest, sięgnął do kieszeni i podał jej haftowaną chusteczkę, po czym usiadł obok niej.

      – Jesteście jedynymi krewnymi, jakich mam – powiedział. – I raz na zawsze proszę Matyldę, żeby takich głupstw nie wygadywała. – Pogroził jej palcem z żartobliwym uśmiechem. – Zostaniecie u mnie tak długo, jak zechcecie. W końcu to ja zarządzam spadkiem zmarłego brata i mam obowiązek się wami opiekować.

      – Spadkiem! – parsknęła. – Wielki mi spadek. Mój nieszczęsny małżonek, dopóki żył, zapewniał nam godną egzystencję w leśniczówce, ale oszczędności po sobie wiele nie zostawił. Myślałam, że na pożytek synów je obrócę, wykształcenie dam. A teraz? Nieszczęście za nieszczęściem. – Machnęła ręką w stronę sypialni, krzywiąc się znowu.

      – Zaraz się tym zajmę. – Mężczyzna podniósł się z sofy, w progu jednak przystanął. – Chciałem jednakże powiedzieć, że rozumiem i wielce szanuję zapał twoich chłopców – stwierdził. – I jestem z nich dumny. Dlatego wsparłem Wacława w jego decyzji. Da Bóg, twój najstarszy syn bezpiecznie do ciebie powróci już jako prawdziwy mężczyzna.

      – Jakim cudem szwagier kupcem został, kiedy jest takim idealistą? – przerwała mu zirytowana. – Ja jestem matką i żadne wojny ukraińskie mnie nie obchodzą! Niech sobie prawdziwymi żołnierzami granic polskich bronią, a nie dziećmi. Mało, że mi jednego syna upartego zabrali, to teraz


Скачать книгу