Była sobie rzeka. Diane Setterfield

Była sobie rzeka - Diane Setterfield


Скачать книгу
czas wymykało mu się coś, w czym brzmiała dziwna nieznajoma nuta. Zaciekawiły ją te niezwykłe dźwięki i kiedyś spytała go o to wprost.

      – Wychowywałem się w Nowej Zelandii – odparł. – Moja rodzina ma tam kopalnie.

      Przyjrzała się przez okno temu zwyczajnemu mężczyźnie i doszła do wniosku, że nie ma w sobie nic specjalnie odpychającego.

      Zsunęła stopy z cokołu urny i przez chwilę zwisając z parapetu, rozkoszowała się przyjemnym kołysaniem, uczuciem rozciągania w ramionach i barkach. Puściła się, usłyszawszy kroki nadchodzącej ciotki Elizy.

      – Pewnie kiedy poślubię pana Vaughana, będę musiała opuścić dom?

      – Wkrótce i tak go opuścisz. Twój ojciec jest naprawdę niezdrów. Twoja przyszłość jest bardzo niepewna. Oczywiście zależy mu na zapewnieniu ci bezpiecznego życia. Jeśli poślubisz pana Vaughana, zamieszkasz z nim w Buscot Lodge, w przeciwnym wypadku…

      – W Buscot Lodge?

      Helena stanęła jak wryta. Znała Buscot Lodge – wielki dom w pięknym miejscu nad rzeką. Obejmował rozległy teren, na którym woda płynęła gładko i spokojnie, a także ten, gdzie rzeka rozdzielała się, aby opłynąć wyspę, oraz miejsce, gdzie woda jakby całkiem zapomniała, że jest rzeką, i rozprzestrzeniała się leniwie niczym małe jeziorko. Stały tam młyn wodny, obok mostu Świętego Jana, i szopa na łodzie… Kiedyś podpłynęła bardzo blisko i balansując niebezpiecznie na palcach w swojej jednoosobowej łódce, zajrzała do środka. Było tam mnóstwo miejsca.

      – Czy będę mogła zabrać swoją łódź?

      – Heleno, to poważna sprawa. Małżeństwo nie ma nic wspólnego z łodziami i rzeką. To kontrakt zawierany w majestacie prawa oraz przed Bogiem…

      Ale Heleny już nie było, co sił w nogach pędziła po trawie w stronę domu.

      Kiedy wpadła do gabinetu, ojciec rozpromienił się na jej widok.

      – I co myślisz o tym zwariowanym pomyśle, hę? Jeśli uważasz, że to stek bzdur, tylko powiedz. Z drugiej strony, jeśli ci się tak spodoba, to i stek bzdur może być dobrą decyzją. Z prądem czy pod prąd, Piracie?

      Anthony Vaughan podniósł się z krzesła.

      – Czy będę mogła zabrać ze sobą łódź? – spytała go Helena. – Czy będę mogła codziennie pływać po rzece?

      Jej ojciec był tak zbity z tropu, że przez chwilę nie odpowiadał.

      – Ta łódź dogorywa, kochanie – zauważył w końcu.

      – Wcale nie jest z nią aż tak źle – zaprotestowała Helena.

      – Miała dziury, kiedy ją ostatnio widziałem.

      Dziewczyna wzruszyła ramionami.

      – Wybieram wodę.

      – Jak sitem. Aż dziw bierze, że udaje ci się gdziekolwiek dopłynąć.

      – Kiedy nabiera się za dużo wody, wychodzę na brzeg i odwracam ją do góry dnem – przyznała. – A potem płynę dalej.

      Dyskutowali na temat łodzi niczym dwie nieśmiertelne istoty, którym nie grozi coś tak przyziemnego jak utonięcie. Podczas tej wymiany zdań pan Vaughan przenosił wzrok z ojca na córkę i z powrotem. Zaczął dostrzegać wielką doniosłość problemu łodzi w tej sprawie.

      – Mogę ją dla pani naprawić – zaproponował. – Albo kupić nową, jeśli pani zechce.

      Helena namyślała się przez krótką chwilę, po czym skinęła głową.

      – Dobrze.

      Ciotka Eliza, która właśnie weszła do gabinetu, spojrzała na nią surowo. Najwyraźniej coś zostało postanowione. Ale co? W końcu ulitował się nad nią Vaughan.

      – Panna Greville zgodziła się, abym kupił jej nową łódź. Uzgodniwszy tę kwestię, możemy przejść do bardziej błahych spraw. Panno Greville, czy uczyni mi pani zaszczyt i zostanie moją żoną?

      Tak czy inaczej, przygoda…

      – Zgoda. – Helena skinęła głową.

      Ciotka Eliza czuła, że cała ta scena urąga powszechnym wyobrażeniom tego, jak powinny wyglądać oświadczyny oraz ich przyjęcie, i już otwierała usta, aby powiedzieć coś bratanicy, lecz Helena odezwała się pierwsza.

      – Tak, wiem, „małżeństwo to poważny kontrakt zawierany w majestacie prawa oraz przed Bogiem” przedrzeźniała ciotkę.

      Widywała ludzi zawierających ważne kontrakty. Kierując się tą wiedzą, wyciągnęła rękę, aby uścisnąć panu Vaughanowi dłoń.

      Ten ujął jej palce i skłonił się, aby je ucałować, ale w tym momencie Helena poczuła się zdeprymowana.

      Jej narzeczony dotrzymał słowa. Zamówiono nową łódź, a starą „tymczasem” naprawiono. Nie minęło wiele czasu, a Helena stała się posiadaczką dwóch łodzi, szopy do ich przechowywania, własnego odcinka rzeki oraz nowego nazwiska. Niedługo potem zmarł jej ojciec. Ciotka Eliza zamieszkała z młodszym bratem w Wallingford. Później wydarzyło się mnóstwo innych rzeczy, Helena Greville poszła w niepamięć i nawet pani Vaughan o niej zapomniała.

      Ostatnimi czasy wybierała do pływania raczej swoją starą łódź. Nie oddalała się zanadto. Z prądem czy pod prąd? Nie. Nie szukała przygód. Przepływała zaledwie na drugi brzeg i w zaroślach pozwalała łodzi dryfować.

      – Ach, ta mgła! Co powie pan Vaughan? – dobiegł ją znowu głos.

      Otworzyła oczy. Powietrze było tak nasycone wodą, że stało się nieprzejrzyste i Helena patrzyła przed siebie przez mgłę, która zebrała się jej w kącikach oczu. Nie widziała świata – ani nieba, ani drzew, nawet szuwary wokół stały się niewidzialne. Kołysała się i podskakiwała na rzece, wciągała w piersi wodę rozpuszczoną w powietrzu i obserwowała, jak opary płyną leniwie niczym dopływ gnany własnym prądem, niczym odrębne rzeki, które znała ze snów. Cały świat zatonął, zostały tylko ona i łódź Heleny Greville. I rzeka, która przetaczała się pod nią niczym żywa istota.

      Zamrugała. Łza w oku nabrzmiała, wezbrała, rozciągnęła się, lecz pozostała we własnej, niewidzialnej skórze.

      Helena Greville była nieustraszoną dziewczyną. Tata nazywał ją Piratem i naprawdę nim była. Doprowadzała do rozpaczy ciotkę Elizę.

      *

      – Rzeka ma drugi brzeg – mówiła siostra jej ojca. – Dawno, dawno temu żyła niegrzeczna dziewczynka, która bawiła się za blisko brzegu. Pewnego dnia, kiedy nie patrzyła, z rzeki wyłonił się goblin. Złapał ją za włosy i chociaż wymachiwała ramionami i bryzgała wodą, wciągnął ją do swojego podwodnego królestwa. Jak mi nie wierzysz… – Wierzyła? Teraz już nie wiedziała. – Jak mi nie wierzysz, to posłuchaj. No dalej, zacznij nasłuchiwać. Słyszysz plusk wody?

      Helena pokiwała głową. Jak cudownie było o tym wszystkim wiedzieć. Gobliny żyjące w swoim własnym świecie pod dnem rzeki! Cóż za dziwy!

      – Wsłuchaj się w odgłosy między pluśnięciami. Słyszysz? Z głębi wypływają maleńkie bąbelki i pękają na powierzchni. Te bąbelki niosą wiadomości od wszystkich zaginionych dzieci. Jeśli masz czuły słuch, usłyszysz wołania dziewczynki, a także wszystkich innych dzieci, które tęsknią za domem i płaczą za mamą i tatą.

      Helena nasłuchiwała. Czy usłyszała? Nie mogła sobie przypomnieć, lecz gdyby gobliny zabrały ją pod wodę, tata by po nią przyszedł i zabrał ją z powrotem do domu. To było tak oczywiste, że poczuła nawet lekką pogardę dla ciotki Elizy, która sama się tego nie domyśliła.

      Po latach Helena Greville zapomniała


Скачать книгу