Jeszcze będzie przepięknie. Agnieszka Olejnik
i wujek”. Ostry ból w okolicy serca powrócił.
– Przeciwna? Sama nie wiem.
Ada naprawdę nie była pewna, co sądzi o projekcie kuzynki. Właściwie nie pomyślała o tym, że skoro Igor sypia z Moniką, skoro próbują posklejać swoje małżeństwo i być może spodziewają się kolejnego potomka, to ten pomysł może być całkiem niezłym rozwiązaniem dla ich rodziny. Pracowaliby razem, Igor przestałby się czuć niepotrzebny, Monika realizowałaby własne ambicje, będąc przy tym blisko dziecka. Albo dzieci. Pan Antoni rzeczywiście mógłby zająć się ogródkiem warzywnym, zresztą już wcześniej o tym wspominał – teraz miałby dodatkową motywację…
– Sama nie wiem – powtórzyła, podsumowując na głos własne myśli, bo Dawid wyraźnie czekał na jej odpowiedź. – To dobry pomysł, aby Sucheccy robili coś razem, oczywiście. Ale z drugiej strony, synku… Wyobraź sobie, że po parku kręcą się obcy ludzie. Że oprócz domowników w dworku są klienci.
– Goście. To brzmi lepiej.
– Tak, goście. Ale nie tacy, których zaprosiłeś, bo ich lubisz, tylko ci, którzy ci płacą. Czyli właśnie klienci.
– Pewnie masz rację.
– Ale…? – zawiesiła głos. – Przecież wyraźnie widzę, że chciałbyś coś dodać.
– Bo widzisz, mamo, ty masz swoje zajęcia, redagujesz książki, a kiedy czujesz przesyt lub zwyczajne zmęczenie, to idziesz na spacer czy na trening, bawisz się w rękodzieło. Ale wujek i ciocia? Oni nie robią nic. Kiedyś się zastanawiałem, po jakim czasie zaczną wariować. Żyjemy w odcięciu od cywilizacji, trochę jak w Lśnieniu…
– Daj spokój! Nie opowiadaj takich głupot, bo będę się bała wyjść po zmroku do parku! – Ada zaśmiała się tym razem zupełnie szczerze. – Wujek nie zacznie za nami biegać z siekierą. Ale może masz rację, że ich rodzinie bardzo się przyda, jeśli wezmą się za coś konkretnego. Ja nie muszę w to wchodzić, zresztą nie jestem im do niczego potrzebna. Ale na pewno nie będę stawać na przeszkodzie.
– To dobrze. Bo nie chciałem ci mówić, ale ja… wpadłem na pewien pomysł co do Zuzy. Ciocia wspomniała, że trzeba by kogoś zatrudnić, a wiem, że Zuza zamierza się uniezależnić od matki, gdy tylko skończy osiemnaście lat. Jak myślisz, może mogłaby pracować u cioci? A gdyby jeszcze udało się to połączyć z nauką? Żeby nie musiała rzucać szkoły… To byłoby przecież idealnie!
Ada zastanawiała się przez chwilę. Pomysł nie był głupi. Oczywiście pod warunkiem, że dziewczyna byłaby zainteresowana taką pracą.
– Wiesz co? – powiedziała. – Bardzo mi się podoba twój sposób myślenia. Szukasz plusów i możliwości, zamiast skupiać się na potencjalnych trudnościach. Spróbuję się tego od ciebie nauczyć.
ROZDZIAŁ 10
Ada nie chciała jeść obiadu. W obawie, aby Igor nie przyszedł do niej do oficyny i nie próbował się tłumaczyć (czuła, że tego by nie zniosła), szybko spakowała kilka najpotrzebniejszych rzeczy, pożegnała się z synem i wsiadła do auta.
– Zadzwonię, gdy będę na miejscu – obiecała. – Na pewno nie jedziesz ze mną?
– Mamo, już ci mówiłem, ja uwielbiam zostawać sam. Nie widzisz, że przebieram nogami, kiedy wreszcie pojedziesz? – Mrugnął zawadiacko.
– Z tym przebieraniem to lepiej uważaj, nie wolno ci nadwerężać stopy – zaśmiała się Ada. – No to jadę. Wrócę za dwa, trzy dni, w każdym razie na pewno sylwestra spędzimy razem.
– Jeśli wolisz u cioci Gosi…
– Nie ma mowy! – ucięła. – Gdybym wiedziała, że chcesz się gdzieś wybrać, z Zuzią czy z kimkolwiek, to owszem, brałabym to pod uwagę. Ale nie pozwolę na to, aby najważniejszy dla mnie człowiek na świecie siedział sam w tę noc.
– To taka sama noc jak każda inna – oponował jeszcze Dawid, ale już widział, że na nic się to nie zda. – Nawet nie miałbym nic przeciwko temu, żeby zwyczajnie ją przespać.
– Okej, umowa stoi, zwyczajnie ją prześpimy. Przecież wiesz, że ja też nie mam wielkiego nabożeństwa do świętowania nadejścia kolejnego roku. Zresztą pogadamy, kiedy wrócę. A teraz idź na obiad.
Pomachała mu na pożegnanie, podniosła szybę i odjechała. Miała wyrzuty sumienia, że zostawia syna samego, że nawet nie porozmawiała z kuzynką i nie poprosiła o opiekę nad Dawidem, że nie pożegnała się z panem Antonim i Radkiem. Aby uciec przed jednym człowiekiem, zaniedbuję tylu innych, pomyślała. Ale czasem trzeba sobie pozwolić na słabość, na małe tchórzostwo. Ada czuła, że robi to dla własnego dobra – aby móc spojrzeć na całą sytuację z dystansu.
Trzymała się dzielnie aż do chwili, kiedy rozdzwonił się telefon. Była już na przedmieściach Poznania. Właściwie od początku się spodziewała, że Igor zadzwoni – wyobraziła sobie jego minę, kiedy Dawid przyszedł na obiad i oznajmił, że mama pojechała do Poznania. Pewnie wszyscy byli zdziwieni, lecz Igor jako jedyny rozumiał, jaki jest prawdziwy powód jej wyjazdu.
Zamierzała odebrać, aby mieć tę rozmowę za sobą, jednak ręce zaczęły jej dygotać tak bardzo, że nie była w stanie sięgnąć po słuchawkę. Jestem zagrożeniem dla siebie i innych, pomyślała i postanowiła zjechać na pobocze natychmiast, gdy to będzie możliwe. Na szczęście po paru minutach zauważyła drogowskaz obiecujący „kuchnię polską” w przydrożnym barze. Ada uświadomiła sobie, że nic tego dnia nie jadła. Czemu by nie, pomyślała. Przecież w mieszkaniu na Jeżycach mam pustą, wyłączoną lodówkę.
Zamówiła kapuśniak, ale był tak gorący, że długo siedziała nad parującym talerzem w oczekiwaniu, aż zupa wystygnie. To był czas na uporządkowanie myśli. Telefon leżał na stoliku i milczał, lecz Ada wiedziała doskonale, że za chwilę odezwie się znowu. Zastanawiała się, co Igor jej powie, w jaki sposób zechce się tłumaczyć. Po namyśle uznała, że nie chce się wdawać w dyskusję tutaj, w miejscu, gdzie obcy ludzie jedli kiełbasę na gorąco, pierogi i golonkę. Wyłączyła telefon i schowała go do torebki, aby choć przez chwilę nie myśleć o czekającej ją rozmowie.
Po przyjeździe pójdę do sklepu, obiecała sobie, i kupię składniki na jakąś pyszną sałatkę. Potem zadzwonię do Gośki, może akurat będzie miała wolny wieczór i wpadnie na pogaduszki. Możemy też kupić czerwone wino. Igor kiedyś wyczytał, że przy insulinooporności dobrze jest wypić po posiłku lampkę…
To wspomnienie zabolało. To właśnie tamtego wieczoru kochali się pierwszy raz. Nie chciała się rozpłakać, nie tu, wśród obcych. Zjadła kapuśniak, parząc sobie wargi i podniebienie, po czym wróciła do auta i nie włączając telefonu, pojechała dalej. Łzy popłynęły jej po policzkach, a ona uznała, że musi im na to pozwolić. Nie ma sensu walczyć dłużej.
Ostatecznie włączyła telefon dopiero wieczorem, kiedy siedziała już w pustym mieszkaniu nad miską sałatki z roszponki i pomidorków koktajlowych. W międzyczasie zdążyła porządnie wywietrzyć i zetrzeć zalegający na sprzętach kurz. Zrezygnowała z telefonu do Gośki, postanowiła zostawić to na następny dzień, bo bała się, że w tym stanie psychicznym ich spotkanie zamieni się w sesję terapeutyczną podlewaną zbyt dużą ilością wina.
Telefon włączyła właściwie po to, aby zadzwonić do Dawida, ale zanim zdążyła to zrobić, dzwonek zabrzęczał, a na wyświetlaczu pojawiło się imię „Igor”.
– Słucham – powiedziała sucho.
– Boże, nareszcie! Ada, przecież ja odchodzę od zmysłów!