Jeszcze będzie przepięknie. Agnieszka Olejnik
temu, że Randke ufał mieszkańcom dworu, kilka razy udało im się przechować przez parę dni jakichś zbiegów, o których mały Antek nie wiedział, przed kim uciekają i dokąd. Podobno byli wśród nich Żydzi, był i powstaniec wielkopolski. Oczywiście chłopca nie wtajemniczano w szczegóły; tak było bezpieczniej.
Dawid chciał się dowiedzieć, co się potem stało z Randkem, ale pan Antoni nie umiał nic więcej powiedzieć.
– Byłem smarkaty – odpowiedział. – Trochę się tego naszego Wilhelma bałem i mówiąc szczerze, unikałem go jak ognia. Panienka Bogna mogłaby pewnie więcej powiedzieć, bo ona miała z Randkem jakiś rodzaj porozumienia. Tak, tak, nie patrz takim zdziwionym wzrokiem. Niemiec też człowiek, a ten był wyjątkowo porządny. Ale po wojnie chyba po prostu wyjechał. Nie mógł wrócić do domu pod Tallinem, bo tam już był Związek Radziecki. O ile wiem, nigdy więcej się nie odezwał.
Że też nie porozmawiałem nigdy z ciocią Bogną, myślał teraz Dawid. Przecież jej życie było gotowym materiałem na książkę.
Następnego ranka zgodnie z wcześniejszym postanowieniem wybrał się do dworkowej piwnicy.
– „Domurowanie ściany” – powtarzał sobie pod nosem. – Pani dziedziczka uparła się, żeby domurować, choć ściana już tam była. Tak twierdzili Sadowscy. Co to może oznaczać?
Kiedy się zeszło schodkami w dół, po prawej stronie miało się ogromną kuchnię z windą, do której można było włożyć potrawy, aby posłać je – wciąż gorące – prosto na parter, do pokoju zwanego kredensem. Z kolei po lewej, za drewnianymi drzwiami, Dawid odkrył długi korytarz. Po jego obu stronach znajdowały się cztery ciemne, chłodne piwniczki, gdzie przechowywano wino, nalewki oraz słoiki z przetworami.
Korytarz kończył się ścianą. Dawid stanął przed nią i próbował ocenić, czy mogła zostać dobudowana później. Skąpe światło sprawiało, że nie widać było wyraźnie odcienia cegieł. Być może były jaśniejsze, nowsze, ale mogło to być jedynie złudzenie.
– Szukasz czegoś? – zainteresował się wujek Igor, którego zaalarmował odgłos otwieranych drzwi. Był właśnie w kuchni, gdzie przyrządzał sos grzybowy, i zajrzał do piwnicy w ślad za Dawidem.
– Szukam. Nie jestem pewien, czy to ważne, ale zainteresowało mnie… Wujku, czy ta ściana mogła zostać dobudowana później?
– Dlaczego? Skąd ten pomysł?
Dawid opowiedział mu, czego dowiedziała się Zuza.
– Po co ktoś miałby dobudowywać nową ścianę? To bez sensu!
– No właśnie też mi się tak wydaje! – rozemocjonował się chłopak. – Ale załóżmy, że tak się właśnie stało. Przecież nie bez powodu. Po co się muruje nowe ściany?
– Żeby wzmocnić stare? – odpowiedział pytaniem wujek.
– Albo żeby coś ukryć! – odparł Dawid triumfalnie.
– Masz na myśli zamurowane pomieszczenie?
– No nie wiem. Ten Sadowski twierdził, że ściana już była, a pani dziedziczka kazała domurować drugą.
– Więc sam widzisz, musiało chodzić o wzmocnienie murów. Ja się na budowlance nie znam, ale mogło być tak, że po wojnie jakieś cegły się kruszyły czy coś… I ciocia Bogna zleciła dobudowanie takiej ściany, żeby mieć pewność, że nic się nie zawali. Robiła przecież generalny remont, może jakieś rury wymieniała?
Cała ekscytacja, którą odczuwał Dawid, zniknęła w mgnieniu oka.
– Możliwe – mruknął z rezygnacją. – Tak, pewnie tak było. No nic, idę jeszcze porozmawiać z panem Antonim, może on coś pamięta.
Wujek wrócił do kuchni, by zająć się sosem, zaś Dawid, wychodząc, zwrócił jeszcze uwagę na długość korytarzyka. Odmierzył ją byle jak, zakładając, że jeden jego krok ma około metra. Korytarzyk miał cztery kroki.
Wrócił do domu i ubrał się ciepło, bo jeszcze do końca nie przeszło mu niedawne przeziębienie. Potem wyszedł do parku i zaczął obchodzić dworek dookoła. Sam nie wiedział, czego właściwie szuka.
Tuż nad ziemią, częściowo zakryte roślinami otaczającymi dom, widniały małe okienka piwniczne. Dawid naliczył dwa po jednej i dwa po drugiej stronie, od frontu. Poszedł dalej. Za gęstym bluszczem, który piął się po szczycie budynku od strony lodowni, znalazł jeszcze dwa okienka. Były zupełnie niewidoczne; gdyby Dawid ich nie szukał, na pewno by ich nie zauważył.
– Zaraz. Były cztery piwniczki – mruknął do siebie. – Dwie na prawo i dwie na lewo. W takim razie co tu robią te dwa dodatkowe okna?
– Szukasz czegoś? – Pan Antoni użył dokładnie tych samych słów, co wcześniej wujek.
– Dzień dobry! Tak, szukam. Panie Antoni, od czego są te dwa okienka? Te schowane za bluszczem?
– A, to. Kiedyś tu była piwniczka. Ale pan Iwo kazał zamurować wejście, jeszcze pod koniec wojny. Mur był byle jaki, stawiano go w czasach, gdy nie było materiałów, brakowało zaprawy. Kiedy w dworku działał hotel, stała w tym miejscu wielka szafa, taka na całą ścianę. Ale potem, gdy panienka wykupiła posiadłość, wywaliła szafę, bo to już było spróchniałe, skrzypiące. Za szafą były cegły tak położone, że prawie można było wyjąć ręką. Panienka kazała dostawić porządny mur.
– Ale panie Antoni! Nigdy nie korciło pana, żeby zajrzeć do tej piwnicy?! Nie był pan ciekaw, dlaczego ktoś zadaje sobie tyle trudu, aby ją zamurować?!
– Nie – odparł starszy pan z namysłem. – Mówiąc szczerze, nigdy. Uznałem, że jakiekolwiek powody miał pan Iwo, musiały być słuszne. Poza tym pamiętaj, że ja tu nigdy nie byłem i nadal nie jestem u siebie. To nie jest mój dwór. Ja tylko pomagałem, pracowałem… Nie podejmowałem żadnych decyzji.
– Rozumiem, oczywiście. Ale mnie to się wydaje bardzo ciekawe, że ktoś zamurowuje jakieś pomieszczenie…
– Nigdy nie wnikałem w decyzje remontowe panienki Bogny. Tak samo gdy poleciła zbudować nową ścianę w gabinecie stryja. To było jej dziedzictwo i jej decyzje.
– Nową ścianę? To się robi coraz ciekawsze, panie Antoni! I idealnie pasuje do tego, co mówili Sadowscy.
Dawid zatelefonował do mamy natychmiast po powrocie do domu, bo bardzo chciał się podzielić swoją ekscytacją.
– Pomyśl, mamuś, w tym musi być jakaś tajemnica! – podsumował. – Już nawet pal sześć tę piwnicę, może naprawdę mur się sypał i trzeba było go wzmocnić. Choć wydaje mi się, że można wzmocnić stropy i ściany w inny sposób.
– Nie znasz się na tym – przypomniała mu mama. – Więc nie buduj teorii spiskowych.
– No dobrze, ale sama przyznasz, że z tym gabinetem sprawa jest co najmniej dziwna.
– O ile to prawda, co mówi pan Antoni. Mogło mu się pokićkać. Sam często powtarza, że był jeszcze dzieckiem.
– Nie, mamo, nie mówimy o czasach tuż po wojnie. Chodzi o ten ostatni remont, kiedy ciocia odzyskała dworek. Wtedy kazała domurować ścianę w gabinecie stryjka. Dostawiła ścianę. Rozumiesz to? Bo ja nie.
– A może jednak coś się panu Antoniemu pomyliło?
– Nic się nie pomyliło, co ty opowiadasz? Pan Antoni ma taką pamięć, że niejeden maturzysta mógłby mu pozazdrościć!
Po rozmowie z mamą, która zakończyła się jak zwykle pouczeniami w stylu „nie chodź za dużo, pamiętaj, co mówił lekarz, wieczorem nie czytaj do późna” i tak