Jeszcze będzie przepięknie. Agnieszka Olejnik
trudem dokuśtykał do biurka. Wyrwał kartkę z dużego zeszytu w kratkę, po czym starannie obciął jej brzeg. Uznał, że od biedy może to posłużyć za papier listowy.
ROZDZIAŁ 3
Igor kręcił się bez celu po kuchni. Czuł, że musi nieco ochłonąć, zupełnie jakby był naczyniem, do którego ktoś nalał za dużo płynu i teraz niósł je na tacy. Za chwilę się wyleje. Tyle się wydarzyło, myślał gorączkowo, tyle zmian w jeden wieczór! Radek przemówił – nawet jeśli to były tylko trzy słowa, to przecież właśnie o to chodziło: o tę pewność, że chłopiec potrafi mówić, że to tylko kwestia czasu, kiedy od pojedynczych wyrazów przejdzie do zdań… A potem wszystko się ułoży: mały pójdzie do szkoły, nawiąże pierwsze przyjaźnie, będzie się uczył tabliczki mnożenia, śpiewał, grał w piłkę…! Igor zaśmiał się głośno, choć w pustym pomieszczeniu zabrzmiało to trochę tak, jakby oszalał.
Głos mojego synka, pomyślał i niespodziewanie wprost od śmiechu przeszedł do szlochu. Głos dziecka, które od trzech lat nie widziało powodu, by się odezwać. Igor zapomniał już, jak brzmi głos jego syna. Był dźwięczny, delikatny, jeszcze bardzo dziecięcy i nieco wylękniony, jakby Radek bał się go używać. Czy tak właśnie było? A może kiedy zostawał sam, szeptał do siebie, może czasem rozmawiał z sobą samym? Skoro kiedyś przemówił do pana Antoniego, to mógł również mówić do siebie.
Na schodach rozległy się kroki i po chwili do kuchni weszła Monika. Miała zmęczone oczy i nieco rozmazany makijaż. Widać było, że ona także płakała.
– Zasnął – powiedziała. – Ale legowisko Funi musiałam ułożyć przy jego łóżku i jedną rękę wciąż trzyma na jej grzbiecie.
– Wiedziałem, że ją pokocha.
– Tak – potwierdziła cicho. – Ty wiedziałeś. W ogóle w wielu rzeczach jesteś ode mnie mądrzejszy.
Zrobiła kilka nieśmiałych kroków w jego kierunku.
– Gdyby nie ty… – zaczęła.
– Nie mów tak – przerwał jej szybko. Wciąż czuł we włosach dotyk dłoni Ady, a na ustach smak jej pocałunku. – To nie był mój pomysł. W końcu pies był sugestią tej psycholożki, a jeśli już komuś trzeba dziękować, to twojej kuzynce.
– Tak, wiem. Ada jest cudowna.
Cudowniejsza, niż możesz sobie wyobrazić, pomyślał Igor, ale nic nie powiedział. Odwrócił się i zajrzał do piecyka, w którym suszyła się beza.
– Teraz wszystko będzie inaczej – odezwała się znowu Monika, stając obok męża. W szybie piekarnika widział odbicie jej sylwetki. – Mój Boże, po raz pierwszy od tak dawna znowu mam nadzieję! Znowu cieszę się, że nadejdzie wiosna… Będzie można chodzić na długie spacery. Kupimy Radkowi rower. Patrycja w jego wieku już dawno jeździła, a z nim… Jakoś nam to umknęło. Wiele rzeczy nam umknęło, Igor. Przecież to, że dziecko nie mówi, nie czyni go mniej sprawnym fizycznie. Zupełnie jakby Radek nie rozwijał się normalnie! Dlaczego tak go zaniedbaliśmy?
– Każde z nas zajęło się sobą – odparł gorzko. – Ty zamknęłaś się w tej swojej miłości do… Huberta. – Wypowiadając to imię, nie potrafił powstrzymać skrzywienia, jakby poczuł nieprzyjemny smak w ustach. – Żyłaś jedynie tym. Pamiętasz to jeszcze? Wiecznie nie było cię w domu, twierdziłaś, że umawiasz dodatkowe klientki…
– Proszę, nie rozdrapuj tego, co się zaczyna goić.
– A kiedy wreszcie wracałaś, zachowywałaś się jak robot sprzątający. Wykonywałaś setki czynności; teraz wiem, że jakoś musiałaś zabić czas spędzony bez niego… Wszystko lśniło, każdy drobiazg był odkurzony, każdy na swoim miejscu… A potem kładłaś się w pokoju Patrycji i leżałaś tak, zwinięta w kłębek.
– Było mi źle. Nie masz pojęcia…
– Mnie też było źle.
– I też leżałeś zwinięty w kłębek, też milczałeś. Igor, oboje byliśmy w żałobie.
– Tak. Tylko że ja nikogo nie miałem.
Monika położyła mu rękę na ramieniu, a on drgnął i całą siłą woli powstrzymał się, by jej nie strząsnąć. Chciał, żeby dotykała go Ada. Tylko Ada.
– Czy jest szansa, że kiedyś mi wybaczysz? Dziś jest Wigilia, dzień cudów, Radek przemówił, spędziliśmy taki cudowny rodzinny wieczór… Wiem, że nieprędko, ale czy kiedyś… Potrafisz zapomnieć, że cię zdradziłam? Moglibyśmy zacząć wszystko jeszcze raz. Moglibyśmy… naprawdę być razem. Tak jak tamtego wieczoru, kiedy piliśmy nalewkę… – Przesunęła dłoń na jego tors, a potem niżej, w okolice paska spodni.
Igor nie mógł nic poradzić na to, że jego ciało zareagowało podnieceniem. Odsunął się gwałtownie.
– Moniko… – zaczął. – Ja sam już nie wiem…
Czy to był właściwy moment, aby jej powiedzieć o jego związku z Adą? Teraz, kiedy żona sugeruje, że chce się z nim kochać? Igor nie mógł sobie wybaczyć tego jednego razu, kiedy dał się skusić – bo teraz myślał o tym jak o umiejętnym kuszeniu – i spędził noc z żoną.
Znów zrobiła krok w jego stronę. Była teraz tak blisko, że czuł bijące od niej ciepło, ale tym razem go nie dotknęła, choć uświadomił sobie, że podświadomie tego pragnął. Chciał być kuszony, nawet jeśli rozum podpowiadał mu, że nie przez tę kobietę.
– Rozumiem – szepnęła. – Jeszcze nie jesteś gotowy. Chociaż tamtej nocy… Wydawałeś się nie mieć żadnych wątpliwości, czego chcesz i jak chcesz to robić. – Zaśmiała się cichutko. – Ja także nie wątpiłam, że tego chcę. W każdym razie, gdybyś kiedyś jeszcze…
Urwała, ostatni raz spojrzała na niego przeciągle i wyszła z kuchni. Igor stał przy piekarniku jeszcze dobre kilka minut, wściekły na swoje ciało, które reagowało zupełnie nie tak, jak by sobie życzył. Wreszcie wyłączył grzanie w piekarniku, uchylił lekko drzwiczki, zablokował je złożoną ściereczką, aby beza się dosuszyła, i poszedł na górę.
Długo nie mógł zasnąć, może dlatego, że wziął chłodny prysznic, by zmyć z siebie nadmiar wrażeń tego dnia. Zajrzał jeszcze do Radka i uśmiechnął się na widok małej rączki, od chwili zaśnięcia spoczywającej na polarowym kocyku Funi (bo suczka wpełzła pod okrycie). Potem wrócił do swojej sypialni, zgasił światło i długo wpatrywał się w sufit, myśląc o tym, o co spytała Monika: czy on kiedykolwiek będzie w stanie naprawdę jej wybaczyć.
Gdy wreszcie zasnął, przyśniły mu się obie: Monika i Ada, zupełnie nagie, zbierające dojrzałe maliny. Igor chciał kochać się z Adą, ale Monika wciąż patrzyła, więc tylko przyłączył się i zbierał wraz z nimi, a wówczas żona podeszła do niego i zaczęła wkładać mu do ust napęczniałe od soku owoce. Były słodkie i ciepłe od słońca, ale nie mógł nadążyć z przełykaniem. Wpychała wciąż nowe, zanim on zdołał rozgnieść językiem poprzednie; zaczął się dławić i zachłystywać sokiem, a Ada patrzyła na to wszystko i uśmiechała się jakby z satysfakcją…
Obudził się zlany potem i przez resztę nocy przewracał się z boku na bok, aż wreszcie parę minut po trzeciej wstał i zszedł do kuchni, żeby zająć się szykowaniem smakołyków na świąteczne śniadanie.
ROZDZIAŁ 4
Dziękuję Ci za list!