Gwiazda Demonów. B.V. Larson

Gwiazda Demonów - B.V. Larson


Скачать книгу
tak będą mieć swoje zdanie, zwłaszcza na temat istot, które wyglądają dokładnie jak ludzie. W tej kwestii też nie chciałbym stanąć po niewłaściwej stronie.

      – Świetne spostrzeżenie. Pewnie ma pan rację.

      To było coś więcej niż pusta pochwała. Niezmiernie mnie cieszyło, że mój zastępca wykonawczy nabiera dystansu do załogi i zaczyna myśleć jak oficer, a nie tylko pilot. Jasne, to brzmi jak wywyższanie się, ale, z drugiej strony – jeśli przywódca nie uważa, że nadaje się lepiej niż ktokolwiek, czemu w ogóle dowodzi?

      Oczywiście nie warto mówić takich rzeczy przy podwładnych.

      – Śledźmy rozwój sytuacji – powiedziałem. – Dowiemy się, z czym mamy do czynienia.

      – W porządku. – Hansen oparł ręce na cokole holowyświetlacza i przyłożył nos do obudowy z inteligentnego szkła, wewnątrz której wirowały w polu magnetycznym świecące nanity. – Jeśli odliczyć prędkość wystrzelenia, ich rakiety mają podobne przyspieszenie co nasze. Nie widzę też żadnych wiązek. Gdybym to ja przeprowadzał atak z zaskoczenia, użyłbym dział elektromagnetycznych i ostrzelał nieruchome cele.

      – Może coś chroni Wieloryby przed salwami z dział EM. Bądź co bądź, aktywne systemy wykrywania działają u nich non stop. Możliwe, że są dostatecznie czułe, żeby wychwycić nadlatującą chmurę metalowych pocisków.

      – Ale okrętów już nie? – zapytał z nutką zwątpienia.

      – Na pewno zaprojektowano je tak, żeby były prawie niewykrywalne. Może mają nawet coś w rodzaju technologii maskującej.

      Hansen prychnął.

      – To mrzonka. Nikt nigdy czegoś takiego nie opracował.

      – Marvin nad tym pracuje. I obstawiam, że mu się uda. A jeśli czegoś się nauczyłem przez ostatni rok, to tego, że dzięki zaawansowanej technologii niemożliwe staje się możliwe. Ot, choćby zdolności teleportacyjne Pradawnych. – Pokazałem palcem interesujący obszar na wyświetlaczu. – Pierwsze rakiety zaraz uderzą.

      Linie trajektorii zaczęły znikać jedna po drugiej, gdy pociski sięgały celów. Zrobiłem zbliżenie i sprawdziłem odczyty – ilość energii, spektroskopia i tak dalej.

      – Tak jak podejrzewałem, głowice jądrowe o dużej mocy. W dodatku bardzo brudne, bo emitują mnóstwo promieniowania. Możliwe, że to celowe, jak w przypadku dawnych bomb neutronowych.

      – Nieustraszony – odezwał się Hansen – potrafisz przewidzieć uszkodzenia celów?

      – W tym momencie bitwa już się rozegrała – powiedział Nieustraszony. – Istnieje dziewięćdziesięciodziewięcioprocentowe prawdopodobieństwo, że wszystkie cywilne jednostki uległy zniszczeniu. Okręty wojskowe odniosły uszkodzenia od lekkich po ciężkie. Instalacje naziemne od braku uszkodzeń do całkowitego zniszczenia. Nie ukończono jeszcze analizy zmiennych. Mam jej przypisać więcej mocy obliczeniowej?

      – Nie – wtrąciłem szybko. – Naprawy wciąż mają najwyższy priorytet. Daj znać, kiedy skończysz tę analizę.

      – Paskudny atak z zaskoczenia – skwitował Hansen. – Aktywne czujniki Wielorybów nie wykryły wroga. Musimy się dowiedzieć dlaczego i skonfigurować nasze systemy tak, żeby nas ostrzegły. Najlepiej przed upływem dziewiętnastu dni.

      – Chodzi o ostrzeżenie od Wielorybów? – Spojrzałem z namysłem na oficera wykonawczego. – Uważa pan, że spodziewają się wtedy ataku?

      – Tak. Myślę, że zobaczyły coś lecącego w ich stronę, oddalonego o dziewiętnaście dni. Może należałoby się za tym czymś rozejrzeć.

      Hansen zaczął manipulować holowyświetlaczem, oddalając obraz i przesuwając punkt widzenia w kierunku brązowego karła.

      – Moim zdaniem, to powinno być gdzieś tutaj – powiedział i zaznaczył sferyczny obszar obejmujący spory kawałek przestrzeni. Mniej więcej jeden procent odległości od Tartaru, czyli dwa dni drogi.

      Kiwnąłem głową.

      – Proszę nad tym popracować samodzielnie, żeby oszczędzać moc obliczeniową Nieustraszonego. Może panu pomóc któryś ze speców od czujników. Proszę mnie informować, gdyby pojawiło się coś ważnego, będę w dziale inżynieryjnym albo logistycznym. Zostawiam panu mostek.

      – Dobrze – powiedział nieobecnym tonem, uparcie regulując holowyświetlacz.

      Wyszedłem i udałem się do działu inżynieryjnego, jednego z dwóch centralnych obszarów okrętu. Drugim był dział logistyki, gdzie mieściła się fabryka. Przed rzędem konsoli stała Sakura ze skrzyżowanymi ramionami i kwaśną miną.

      – Jak leci, poruczniku?

      – Nigdy tak dobrze, jak bym sobie życzyła, sir, ale może być – odpowiedziała, nie patrząc na mnie. – Słyszałam, że coś się działo przy planecie Wielorybów.

      – Wieści szybko się rozchodzą. Owszem, zaatakowały je Demony. Tak nazywamy insektoidy żyjące przy brązowym karle, który ochrzciłem Tartarem. Oczywiście bitwa jest za daleko, żeby mieć na nas wpływ.

      Sakura odchrząknęła, nadal wbijając wzrok w konsole i odczyty.

      – Byłoby optymalnie, gdybyśmy zostali tu przez co najmniej tydzień, a najlepiej miesiąc. Mamy pod dostatkiem surowców, ale jest też wiele napraw do wykonania. Nawet Marvin trzyma się z dala od kłopotów. Bez przerwy wprowadza jakieś poprawki w systemach, ale przynajmniej robi to z pokładu Charta, więc nie muszę go oglądać.

      Powiedziała to z wyraźną irytacją. Wiedziałem, że nie lubi, kiedy robot bez nadzoru miesza w systemach, ale kazałem Marvinowi pod pozorem usprawnień szukać dowodów, które wskażą, kto próbował mnie kilkukrotnie zabić.

      – I chce pani, żebyśmy w spokoju odzyskali pełną sprawność – powiedziałem. – Rozumiem.

      Sakura należała do typowych inżynierów – takich, którzy lubią mieć wszystko uporządkowane i zgodne z harmonogramem. W tym przypadku w pełni się zgadzaliśmy. Nie mogłem znieść faktu, że moje niewielkie siły nie są w stu procentach gotowe do akcji.

      – Planuję się stąd nie ruszać, aż okręty nanitów się powielą – oznajmiłem. – To może zająć parę tygodni. Wtedy postanowimy, czy cała czwórka ma kontynuować replikację, czy zająć się czymś innym.

      Sakura wreszcie zaszczyciła mnie spojrzeniem. Jej wyraz twarzy zmienił się tylko odrobinę. Chyba się martwiła.

      – Bardzo by mi pomogło, gdybyśmy wykorzystali jedną z tamtych fabryk do produkcji części zamiennych dla Nieustraszonego i Tropiciela, zamiast konstruować więcej przestarzałych fregat.

      Już miałem jej powiedzieć, że to niemożliwe, ale nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł.

      – Jednostki nanitów zwykle przyjmują na pokład tylko jedną osobę. Jeśli to pani zdaniem bardzo ważne, zezwalam na oddelegowanie jednego z techników w roli personelu dowódczego. Dzięki temu uzyskamy bezpośredni dostęp do fabryki i będzie pani mogła produkować, co zechce.

      Sakura zmrużyła oczy.

      – W ostatniej bitwie nanity poniosły ciężkie straty. Inżynierowie są kiepskimi dowódcami, a ja będę ich potrzebować z powrotem.

      Wzruszyłem ramionami.

      – Kiedy raz umieści się kogoś w jednostce nanitów, trudno go odzyskać żywego. Niech się pani zastanowi i podejmie decyzję. – Zmusiłem się do poklepania jej po ramieniu, bo z każdym innym oficerem postąpiłbym podobnie. Jednak w tej kobiecie było coś, co czyniło takie gesty niezręcznymi. Może dlatego, że w przeciwieństwie do reszty nigdy nie rozluźniała się w mojej


Скачать книгу