Czas Wagi. Aleksander Sowa
porwanie? Są ważniejsze sprawy. Mamy powódź w zanadrzu. Clinton będzie u nas, więc są jeszcze wizy. I obecność wojsk USA, ustawa o świadku koronnym, zniesienie kary śmierci, obojętne. Istotne, żeby zapomnieli. Oczywiście, panowie, znamy się nie od dziś – dodał ciszej. – Ta rozmowa nigdy się nie odbyła.
Kiwają głowami. Minister ma szansę przeciągnąć sprawę, generał – utrzymać stanowisko, a poseł w tym wszystkim ma interes. Na dodatek w przebiegły sposób weźmie odwet za coś, co zdarzyło się przed laty. Kraus dawno temu naraził się temu niebezpiecznemu człowiekowi i teraz za to zapłaci.
9
Policjant zerknął na zdjęcie w ramce i wsunął się pod kołdrę. Uwielbiał spać, kiedy padało. Sen przyszedł natychmiast. Kiedy usłyszał brzęczenie dzwonka u drzwi, był pewny, że zasnął przed chwilą. Zegarek jednak wskazywał za kwadrans jedenastą. Półprzytomny Emil zwlókł się z łóżka. Za drzwiami stał brzuchaty dzielnicowy.
– Co jest?
– Mógłbyś być milszy – zauważył z wyrzutem dzielnicowy. – Nie można normalnie, cześć, dzień dobry?
– Jak będę pracował w dzień i zajmował się wkurwianiem innych, jak ty, to mogę mówić „dzień dobry” każdemu. Na chuj mnie budzisz?
– Stary cię wzywa.
– Nockę miałem.
– Kraus kazał. Nic nie poradzę.
– Powiedz, że przyjdę, jak się wyśpię.
– Musisz się stawić. Kazał cię za wszelką cenę obudzić.
– Za wszelką cenę?
– Myślisz, że wchodziłem po schodach dla treningu? – powiedział dzielnicowy. – Za stary jestem na głupoty.
Emil przeczesał palcami włosy, przetarł dłońmi zaspaną twarz i zaprosił Kalińskiego do środka. W kuchni postawił czajnik na gaz i włączył radio. Z głośników popłynęły ciężkie gitary w Du hast od Rammsteina.
– Niech spierdala! Wolne mam.
– Miałeś. Trzeba było się uczyć, a nie do psiarni iść.
– No… – Emil ziewnął. – Nie da się ukryć.
– Wiesz przecież, jak to u nas wygląda.
– A czego chce?
– Skąd mogę wiedzieć? Kazali mi cię obudzić i przywieźć. Tyle.
– Ty mnie w chuja nie rób. Przestań pierdolić, przecież widzę, że coś wiesz.
– Wiesz, jak to jest z plotkami, nie wiadomo…
– Mów.
– Ale to nie jest pewne.
– Coś się dzieje?
– O tak, dzieje się, dzieje.
– No, a coś więcej? – Emil potarł dłonią policzek i brodę, stwierdzając, że czas się ogolić. – Czy to też jakaś pieprzona tajemnica?
– Radia nie słuchasz? Telewizji nie oglądasz?
– Spać planowałem. Wyjebany jestem jak koń po westernie, więc oszczędź mi rebusów.
– Nowy Jork mamy w Warszawce – odparł dzielnicowy. – Dziki Zachód na Pradze.
– Do czego pijesz?
– Do strzelaniny pod Las Vegas.
– Obiło mi się o uszy.
– Mnie nawet z dyżuru domowego ściągnęli – poskarżył się wąsacz. – Skalski na oględziny pojechał, a Hubicz się zesrał. Blokady zrobił, cyrk na kółkach, pościgi jakieś, kurwa, debil, trzy dni po wszystkim. Wszystko, żeby w papierach grało, bo to od razu było wiadomo, że można szukać wiatru w polu.
– Akurat obrabialiśmy włamywacza. No, ale to stara sprawa, nie? Będzie ze trzy tygodnie.
– Prawie miesiąc.
– No to o co chodzi?
– Podobno stary ma przez to być spuszczony w klozecie. – Kalina ściszył głos.
– Skąd wiesz?
– Dyżurny dostał telefon ze stołecznej. I zaraz do Krausa przyjechali jacyś ważniacy w garniturach, pogadali z nim, a potem stary do kibla wyszedł i rzygał.
– Nie wierzę.
– No mówię przecież. Jak kot po trawie.
– Skąd możesz to wiedzieć?
– Sprzątaczki mówiły.
– A co ja mam z tym wspólnego? – zapytał Emil, ruszając do łazienki. – Przecież mnie tam nawet nie było!
– Nie wiem! Stary ci sam nowinki zreferuje. Wiem, że Skalskiego z Hubiczem zawiesili. I że jak tu jechałem, dyżurny mnie wywoływał i poinformował, że Kraus już czeka. Tak że lepiej się pośpiesz. A! Masz się nie przebierać.
– To co? W piżamie mam się zameldować? – zawołał Emil z łazienki.
– Nie wiem. Zbieraj się i nie pierdol. Masz przyjść w cywilkach. Tyle. Przyjąłeś czy chcesz rozkaz na piśmie? – zdenerwował się dzielnicowy.
Emil wypłukał usta z pasty i zerknął w lustro. Kolejny raz z niezadowoleniem stwierdził, że zarost zdaniem komendanta będzie kwalifikował się do usunięcia.
– Golić się też nie musisz.
– Widać staremu bardzo zależy – mruknął Emil, zakładając koszulę. – Skurwiel – dodał, myśląc o postępowaniu dyscyplinarnym, jakim Kraus groził.
Wsiadając do radiowozu, policjant stwierdził, że z wiszących nisko nad dachami ponurych chmur niebawem coś znów spadnie. Nie pomylił się, bo pierwsze krople deszczu rozbiły się o szyby, gdy tylko ruszyli w stronę komendy na Grenadierów.
10
Detektyw wyszedł zza biurka i podał rękę Wagniewskiemu. Na twarzy milionera rysowały się zmęczenie i rezygnacja.
– Miałem nadzieję, że zamiast tego – wskazał banknoty w czarnej sportowej torbie – zobaczę córkę.
– Zobaczy pan.
– Kiedy?
Detektyw nie odpowiedział. Zamknął torbę i usiadł.
– Nie rozumiem, dlaczego nie podjęli okupu.
– Nie wiem – odparł detektyw. – Widocznie coś poszło nie tak.
– Ale co?
– Panie Włodzimierzu, muszę o coś zapytać.
Wagniewski badawczo spojrzał na detektywa. Szczerzucki pomyślał, że jego klient może obawiać się tego pytania.
– Od początku założyliśmy, że to porwanie dla okupu.
– A pan myśli, że jest inaczej?
– Tak.
– Moja córka miałaby upozorować własne uprowadzenie po to, żeby zdobyć pieniądze? Nonsens! Już to słyszałem – powiedział zmęczonym głosem. – Policjanci to również sugerowali.
– Mogą mieć rację.
– Bzdura! Wystarczyłoby, aby przyszła. Dałbym jej tyle, ile by potrzebowała.
– A jednak pan Kowal wspomniał,