Czas Wagi. Aleksander Sowa
zdanie – odparł Emil. – Moim kłopotem są służba, plotki i przełożeni.
– Trzymasz formę. Kiedyś cię za to wywalą. Na zbity pysk.
– Bądźmy szczerzy. Mam trzydzieści pięć lat. Nie jestem dzieciakiem. Dobrze wiem, że coś jest na rzeczy. Chciałbym wiedzieć co. Wewnętrzni, statystyka, emerytura? Pan może mi pięknie mówić, ja mogę odpowiadać to, co pan chciałby usłyszeć. Tylko czy nam na tym zależy?
– Piękna perspektywa. Szkoda, że nierealna. Niech będzie. Mógłbym, przepraszam za wyrażenie, pierdolić ci o tym, że naprawdę o nic nie chodzi. Mógłbym, ale tego nie zrobię. Doceń to.
– Doceniam.
– To dobrze. Słyszałeś o tym porwaniu?
– Doleciało do mnie w kuluarach.
– Pracuję dwadzieścia pięć lat, a ostatni raz taką sraczkę w stanie wojennym pamiętam. Zawiesili Skalskiego z Hubiczem. Na Mostowskich zapierdalają po korytarzach jak z piórkiem w dupie.
– Co mam z tym wspólnego?
– To, co zrobiłeś na Śląsku. I to, co robisz każdego dnia. Myślę, że przejrzeli teczki i cię wyłowili. No i to pismo. – Komendant stuknął paczką papierosów w telegram. – Mam cię namówić na przeniesienie. Wiem, że to dziwnie brzmi. Żeby prosić sierżanta o zgodę? Przecież to jest policja, a nie koncert życzeń! Dla mnie to jakaś głupota!
– Czyli mogę się nie zgodzić?
– Przeczytam ci, co stołeczny napisał: Zwracam się z poleceniem o spowodowanie, aby starszy sierżant Emil Stompor bez zwłoki zwrócił się z dobrowolnym raportem o przeniesienie na stan etatowy Komendy Stołecznej Policji, Wydział Kryminalny. Z powodu stawiającej policję w negatywnym świetle sprawy porwania zostanie powołana grupa robocza złożona z wyróżniających się policjantów. Stompor wejdzie w jej skład. – Kraus odłożył pismo, odchylił się w fotelu i zaczął bębnić palcami w biurko.
– Nie zgadzam się.
– Spójrz na to inaczej. Nie jakaś KRP Warszawa VII, ale Komenda Stołeczna.
– Nie podoba mi się to.
– Szesnasta grupa. Detektyw. Maksymalny dodatek – zauważył Kraus.
– To brzmi tak samo jak tamto gówno na Śląsku!
– Przesadzasz.
– Śmierdząca sprawa.
– Uznali, że się nadajesz do najpoważniejszej sprawy kryminalnej w Polsce.
– Raczej najgłośniejszej.
– Tak czy inaczej, priorytetowej. To jak będzie?
– W razie niepowodzenia łeb mi obetną.
– Nie bądź durniem! Tutaj nie możesz liczyć na taki awans.
– Aha. Czyli nie muszę się zgodzić, ale…
– Tak, nie musisz.
– …ale jak się nie zgodzę, to nie awansuję?
– Nie wiesz, jak to wygląda? Każdy wniosek etatowy czy awans podpisuje stołeczny. W piśmie nie ma nic o tym, że jeśli się nie zgodzisz, to cię upierdolą na lata. Tego nie mogli napisać. Zamiast tego napisali, jakimi argumentami mam cię zachęcić.
– Grupa i dodatek. Trzydzieści srebrników.
– Wiesz, że ze stołecznej wszędzie będziesz miał bliżej?
– Uhm. Do cywila, pierdla albo grobu. Wolę Pragę i dwudziestą grupę z Kosarem. Nie podoba mi się ta propozycja. Boję się.
– Ty się boisz?
– Tylko człowiek niespełna rozumu nie czuje strachu.
– Stawiasz mnie w złym świetle.
– Przyzwyczaiłem się do pracy tutaj. Tu mam kolegów.
– W policji nie ma kolegów – rzucił Kraus.
– Więc wrogów, na własnej piersi wyhodowanych.
– Możesz wziąć ich ze sobą.
– Pan idzie ze mną?
Kraus zaprzeczył głową. Emil zrozumiał. Przewidzieli, że może nie chcieć.
– Nie, ale możesz wziąć Kosarewicza. Na tych samych warunkach. Grupa, dodatek i przeniesienie. Dali mi taki argument do ręki. – Kraus wskazał pismo. – I mam upoważnienie, aby zagwarantować ci, że po zakończeniu sprawy pójdziesz do Szczytna.
– Już mam studia.
– Zostałbyś podkomisarzem. Kosarewicz tak samo. Teraz masz starszego sierżanta, drugą grupę, najmniejszy dodatek. I tak do emerytury. Kosarewicz również – zauważył Kraus, wkładając pismo do szuflady. – Zawsze znajdą się tacy, którzy zapamiętają odmowę. Nie ja, bo mnie i tak czeka emerytura, ale inni. Wielu takich, którzy będą nad tobą. I Kosarewiczem. A wiesz, że każdemu może powinąć się noga, prawda? Wystarczy się nie ogolić. To twój wybór.
– Nie mam wyboru.
– Wybieraj z głową.
– Ona mi mówi, że to propozycja nie do odrzucenia.
– To twoje życie, twoja decyzja, twoja kariera. W policji się nie odmawia. Nigdy się takiej samej szansy nie dostaje. Sporo ci zaoferowali.
– Prawie żaden argument mnie nie przekonuje.
– Naprawdę?
– To brzmi zbyt różowo. Nie lubię różowego koloru.
– Nie umiem cię rozgryźć. Drugi by matkę za taką propozycję zabił – westchnął komendant. – To co, mogę oddzwonić, że się zgadzasz?
– Muszę się zastanowić.
– Jeszcze powiedz, że to nie w twoim stylu i że masz zasady, a na to wszystko jesteś za uczciwy. No, ale zrobisz, jak chcesz. Pamiętaj, że nie masz czasu. Jutro musisz się zgodzić. To znaczy, musisz podjąć decyzję – poprawił się komendant. – Jaka by ona nie była, niech będzie właściwa. A to znaczy, że pojutrze rano zaniesiecie raporty do pałacu Mostowskich. Wolne masz, jutro też, więc się wyśpij. Nie wiem, wódki się napij, rodziców odwiedź. W ryj komuś daj. I pomyśl. To wychodzi ci jednak najlepiej. Niestety.
Emil spojrzał w oczy Krausa i zobaczył cień czegoś, czego nie rozumiał. Jakiś czas później zrozumiał tamto puste spojrzenie, gdy przypomniał sobie ów deszczowy i senny poniedziałkowy poranek.
13
Zza chmur przeświecało słońce. A jednak co kilkanaście minut kropiło, więc stając przed barem U Sylwka, wybrali środek zamiast miejsca pod parasolami. Emil zrelacjonował partnerowi rozmowę z Krausem.
– To się nazywa propozycja nie do odrzucenia – rzekł Kosar.
– Raczej śmierdząca sprawa.
– A która sprawa w naszej robocie nie jest śmierdząca? Pomyśl pozytywnie. Po pierwsze szesnasta grupa to nie dwudziesta druga, najmniejszy dodatek na dwudziestej drugiej to nie to samo, co maksymalny na szesnastej.
– Jesteś gliną dla kasy?
– Wolałbym coś zarobić, a nie zapierdalać za damski chuj – burknął urażony Kosar. – Szósta grupa to detektyw, a detektywi to nie jacyś zasrani wywiadowcy jak my.
– Mów za siebie.
– Może zaraz powiesz, że w kryminalnym pracuje