Czas Wagi. Aleksander Sowa

Czas Wagi - Aleksander Sowa


Скачать книгу
dobrej wody kolońskiej, ubrany w drogi garnitur, gustownie dobrany krawat oraz koszulę sprawia pozytywne wrażenie. Tak inny od jej byłego męża, a nawet narzeczonego, z którym się niedawno rozstała.

      – Wagniewski? Dobrze zapamiętałam?

      – Karol. – Mężczyzna podsuwa wizytówkę. – Zakłady Mięsne Wagniewscy to nasza firma.

      Ostatnie zdanie elektryzuje kobietę. Bielecka uświadamia sobie, że rozmawia z synem milionera. Natychmiast zapisuje w notatniku nazwisko i stawia znak zapytania.

      – Kto pana zdaniem porwał siostrę?

      – Nie wiem.

      – Dlaczego to zrobił?

      – Nie mam pojęcia.

      – A ma pan pomysł?

      – Mam mnóstwo hipotez.

      – Mamy czas.

      – Nie, mamy go coraz mniej. Sarę porwano ponad sześć tygodni temu.

      – Czego pan oczekuje?

      – Liczę, że dzięki nagłośnieniu sprawy ktoś się zainteresuje losem siostry. Dzieją się rzeczy, jakie nie powinny mieć miejsca. Śledztwo prowadzi komenda na Grenadierów, konkretnie nadkomisarz Hubicz. Czynności prowadził też komisarz Skalski. Doszło do takiego paradoksu, że jeden przesłuchiwany był przez drugiego. W charakterze świadka.

      – Świadka?

      – Tak. Ponieważ tamtej nocy Hubicz tam był i jest jedynym świadkiem zdarzenia.

      – Będę to musiała sprawdzić – mówi dziennikarka, kreśląc słowo „porwanie”.

      – Hubicz trzykrotnie zmieniał zeznania. Początkowo zeznał, że tam był, ale niczego nie słyszał. Następnie doprecyzował, że niczego nie słyszał, ponieważ w trakcie zdarzenia znajdował się w toalecie.

      – A potem?

      – Do prokuratora przyszedł anonimowy list od osoby opisującej przebieg zdarzenia. W liście znalazła się wzmianka, że Hubicz znajdował się przed lokalem.

      – Pan żartuje?

      – Ani trochę.

      – Co było dalej?

      – Hubicz oświadczył, że nic nie pamięta, ponieważ znajdował się pod wpływem alkoholu.

      – Aha. A jak było naprawdę?

      – Nie wiem.

      Dziennikarka szybko notuje kolejne słówko w notesie. Spogląda zza okularów na mężczyznę w garniturze. Ten pije wodę ze szklanki i gorzko się uśmiecha.

      – Dlaczego Hubicz zmieniał zeznania? – dodaje. – Czy to nie dziwne, że był tamtej nocy w tym właśnie lokalu? I czy w takiej sytuacji to nie ktoś inny powinien prowadzić śledztwo? Do tych pytań można wrócić. Dla mnie jednak teraz najważniejszy jest los mojej siostry.

      – Proszę powiedzieć coś więcej.

      – Cztery dni po porwaniu, we wtorek rano, po osiemdziesięciu trzech godzinach od uprowadzenia porywacze skontaktowali się z ojcem. Siostra powiedziała do słuchawki, że to porwanie dla okupu i żebyśmy nie informowali policji.

      – Pana siostra?

      – Przypuszczamy, że ją zmusili. Potem zresztą kilkakrotnie kontaktowali się z nami w ten sposób.

      – Wróćmy do wtorku po porwaniu. Już poinformowaliście policję?

      – Tak. Policjanci o zdarzeniu i tak wiedzieli.

      – No, tak. – Dziennikarka kiwa głową. – Oględziny.

      – Jedenastego dnia od porwania dostaliśmy kolejny telefon. Zażądali okupu w wysokości stu tysięcy dolarów amerykańskich.

      – Uff. Sporo.

      – Proszę wybaczyć, ale nie dla nas. Nie dla ojca. To niewielka kwota za życie siostry. Dwa dni później mieliśmy pieniądze.

      – No, a co z policją?

      – Poinformowaliśmy Hubicza o telefonie.

      – Hubicza?

      – Prowadził sprawę.

      – No, ale przecież okazało się, że jest w to zamieszany?

      – Dowiedzieliśmy się niedawno.

      – Od kogo?

      – Ustalił to dla nas detektyw.

      – Dobrze. Macie gotówkę. Co było dalej?

      – We wtorek dwudziestego piątego czerwca, piętnaście dni od uprowadzenia, zadzwonili kolejny raz i nałożyli na nas karę.

      – Za co?

      – Za poinformowanie policji. Zwiększyli okup do trzystu tysięcy dolarów.

      Dziennikarka uśmiecha się smutno, ściąga okulary i zaczyna się zastanawiać, czego jeszcze się dowie. Jest piękną, młodą, inteligentną kobietą, której w karierze bardzo pomógł kiedyś pewien polityk.

      – Wiem, o co pani chce zapytać. Nikt o tym nie wiedział poza mną, ojcem, detektywem, prokuratorem oraz policjantami.

      – Sugeruje pan, że ktoś przekazał porywaczom informację o współpracy z policją?

      – A dla pani jak to wygląda?

      – Bardzo nieprawdopodobnie.

      – A jednak to prawda.

      – Skąd do was dzwonili? Sprawdzono numer?

      – Hubicz ze Skalskim nie zdołali tego do dziś ustalić.

      – Skąd o tym wiecie?

      – Od detektywa – odparł Wagniewski.

      – Nie chce mi się w to wszystko wierzyć. Dali wam przynajmniej kogoś? Psychologa, nie wiem, negocjatora, jakiegoś specjalistę?

      – Nie.

      – Założyli podsłuch?

      – Odpowiedziano nam, że to nie amerykański film, proszę pani.

      – A chociaż poinstruowali was, jak rozmawiać z porywaczami?

      – Nie.

      – To co zrobili, do cholery?

      – Nic. Pani redaktor, nie jestem wariatem. To się dzieje naprawdę. Jedyne, co nam dali, to zapewnienia, że pracują nad sprawą operacyjnie. Poprosili, żeby ich o wszystkim informować i nie przeszkadzać. Nie przeszkadzaliśmy. Zebraliśmy trzysta tysięcy dolców i czekaliśmy na telefon.

      – Hubicz o tym wiedział?

      – Przedstawił hipotezę, jakoby siostra upozorowała swoje porwanie dla pieniędzy.

      – Co?

      – Wiem, że to brzmi niewiarygodnie.

      – Co dalej?

      – Dostaliśmy list z dokładnymi instrukcjami, gdzie mamy zostawić okup.

      Kobieta zerka na kopię dokumentu.

      – Zmienili dolary na marki – zauważa.

      – Tak.

      – Sądziłam, że litery będą wycięte z gazety, a nie napisane na maszynie.

      – Hubicz powiedział, że ustalą markę oraz model. Zapis tej rozmowy jest na tej kasecie. – Mężczyzna kładzie kopertę przed dziennikarką. – Od pewnego momentu nagrywaliśmy wszystkie rozmowy: z policjantami, z prokuratorem, z detektywem. Szczerzucki nam to doradził. Proszę się nie dziwić.


Скачать книгу