Czas Wagi. Aleksander Sowa

Czas Wagi - Aleksander Sowa


Скачать книгу
jest!

      – Nie wiedział pan o tym?

      Emil podchodzi, spogląda na naramiennik policjanta. Nieznajomy mówi coraz głośniej, nie zauważając pojawienia się trzeciego policjanta.

      – I jak ten pana mundur wygląda? Jak z krowiej dupy! Nie miałeś czasu go wyprasować? – Nieznajomy przechodzi z Kosarem na ty. – Odpowiadaj, jak pyta starszy stopniem!

      – Melduję, że…

      – Gówno meldujesz!

      – Melduję, że na dniu wolnym jestem…

      – Znajdujesz się na terenie jednostki organizacyjnej policji. I jesteś umundurowany! Obowiązują cię zasady, które złamałeś!

      – To jednostka liniowa – próbuje się bronić Kosar. – Tu liczą się inne sprawy.

      – Zamknij się! Teraz ja mówię!

      – Tyle że ja…

      – Pali się bez nakrycia głowy.

      – Ale ja…

      – Nie obchodzą mnie twoje wyjaśnienia. I odpowiadaj zgodnie z regulaminem.

      – Tak jest, panie aspirancie!

      – Co to jest, kurwa? Nowe porządki? Honoru też nie oddałeś. Masz starszego stopniem i korpusem przed sobą! Za to postępowanie można ci zrobić! Taki burdel jest nie do przyjęcia!

      Tego Emilowi jest za wiele. Cokolwiek przewinił Kosarewicz, zachowanie policjanta stojącego przed nim nie mieści się w ramach kultury.

      – Zamknij się – mówi. – Ludzie patrzą. I nie do przyjęcia jest sposób, w jaki się odzywasz.

      – A… przepraszam. Z kim mam przyjemność?

      – Z kimś, kto cię nauczy kultury.

      – Proszę podać stopień oraz nazwisko.

      – Nie byłeś przypadkiem kapralem w wojsku?

      – To nie ma nic do rzeczy – odpowiada tamten, a Kosar blednie jeszcze bardziej.

      – Naprawdę?

      – Z kim rozmawiam?

      – Czyli się nie pomyliłem. – Emil kiwa głową. – To widać. Spotykałem takich. Sadysta, kolego, patrzy ci z oczu.

      – Proszę się liczyć…

      – Nie podnoś głosu! Jest takie powiedzenie – dodaje Emil, patrząc w oczy zbitego z tropu aspiranta. – „Daj świni rogi, to świat pobodzie”.

      – Wypraszam sobie!

      – Moim zdaniem krzywdzące dla tych mądrych zwierząt.

      – Ten sierżant naruszył zasady. Moim obowiązkiem…

      – Twoim obowiązkiem jest odnosić się do innych z szacunkiem, kolego.

      – Nie jesteśmy kolegami.

      – Tak – Emil kiwa głową – i nigdy nimi nie będziemy.

      – Proszę podać stopień oraz nazwisko.

      – Dobrze ci radzę – dopowiada Emil, ściszając głos – nie mów mi, co mam robić. Nic bardziej mnie nie wyprowadza z równowagi jak…

      – Powinien pan…

      – Nie przerywaj. Wiem, co powinienem.

      – …ma pan taki obowiązek.

      – Jak zostaniesz moim dowódcą, łachu, będziesz mógł mówić mi, co mam robić. A także, co powinienem i jaki mam obowiązek – odpowiada jednym tchem Emil i uśmiecha się, ani przez sekundę nie spuszczając wzroku z nieznajomego aspiranta. – Jak się nazywasz?

      – Młodszy aspirant Mientkiewicz.

      – Mientkiewicz? To powiem ci coś, Mientkiewicz. Ten policjant jest niepalący.

      – Ale…

      – Nie skończyłem.

      – Oczywiście.

      – A skoro jest niepalący, to czapki zdejmować nie musiał. Czy to jasne?

      – Jestem zmuszony zaprotestować!

      – Czy to jasne? – powtarza Emil, niemal sylabizując.

      – Tak.

      – Kto widział to, co tutaj zaszło?

      – Obecny tu sierżant – odpowiada aspirant – nie oddał honoru, kiedy…

      – Pytam, kto to widział.

      Mientkiewicz widocznie uświadamia sobie beznadziejność położenia, bo spuszcza wzrok i przestępuje z nogi na nogę.

      – Ten policjant nie oddał honoru – wyjaśnia ciszej. – A jestem starszym stopniem… I palił…

      – Już to ustalaliśmy.

      – …wyroby tytoniowe…

      – Wystarczy.

      – …w nakryciu głowy.

      Emil wzdycha i wyciąga camele. Przez kilka sekund cała trójka milczy. Emil spogląda na Kosara.

      – Uważam, że taki stan rzeczy jest niezgodny z regulaminem. I moim obowiązkiem…

      – Twoim obowiązkiem – cedzi Emil – jest zachowywać się jak człowiek.

      – Tyle że…

      – Masz przed sobą policjanta, a nie bandytę.

      – Tak, ale…

      – Twoje zachowanie drastycznie odbiega od tego, jak zachowuje się nie tylko umundurowany policjant, ale w ogóle każdy kulturalny człowiek.

      – Po raz kolejny proszę o podanie…

      – Czyli nie rozumiesz. Tego właśnie się obawiałem. – Emil zbliża twarz do Mientkiewicza na dziesięć centymetrów. – Nie oddał honoru? – pyta, patrząc w oczy aspiranta. – I palił?

      – Bez czapki.

      – Czapkę noszą dzieci w przedszkolu – rozlega się niemal szept. – Bez nakrycia głowy.

      Stompor nie wyróżnia się fizycznie. Sprawia wrażenie szczupłego, co nie znaczy, że jest chudy. Ten średniego wzrostu policjant wygląda na przeciętnego, sprawnego fizycznie trzydziestolatka. Zbliżywszy się do Mietkiewicza, przewyższa adwersarza jednak niemal o głowę.

      – Kosar, tak było?

      – Nie.

      – To kłamstwo!

      – Osobiście widziałem, że to ty zachowujesz się jak bydlak!

      Mientkiewicz otwiera usta, po czym zamyka je i nie odpowiada. Zdejmuje czapkę, odsłaniając łysą niczym kolano głowę, i przeciera skroplony na skórze pot.

      – Kosar? Miałeś nakrycie głowy na miejscu?

      – Nie.

      – A gdzie?

      – W ręce.

      – Prawej?

      – Nie, w lewej – mówi Kosar.

      – Dlaczego?

      – Poprawiałem ją, bo mnie pije.

      – Czy teraz rozumiesz? – zwraca się Emil do Mientkiewicza i spogląda w jego blade oczy. – Nie oddał ci honoru, bo nie mógł. Miał zajęte ręce. Kosar? – rzuca, wciąż patrząc na Mientkiewicza.

      – Melduje się.

      – Oddałeś


Скачать книгу