Słowik. Janusz Szostak
innych przestępstw, między innymi wymuszanie haraczy. Do tego wątku wrócę pod koniec książki.
Jak już wspomniałem, odwiedzałem białołęcki areszt dość często, zbierając materiały do książek („Byłam dziewczyną mafii”, „Komando śmierci” i „Gangsterskie egzekucje”). Podczas jednej z rozmów z Wojciechem S. – znanym jako „Kierownik” vel „Wojtas” – wspomniałem, że chętnie napisałbym książkę o „Słowiku”. Wówczas domniemany boss komanda śmierci obiecał, że wspomni o tym legendarnemu gangsterowi z „Pruszkowa”. Jednak nadal nie robiłem sobie zbyt wielkiej nadziei. W zasadzie niemal zapomniałem o rozmowie z „Wojtasem”.
Kilka tygodni później ponownie odwiedziłem areszt na Białołęce. Oczekiwałem rozmówcy w pomieszczeniu, w którym osadzeni zwykle spotykają się z adwokatami. To swego rodzaju cela przystosowana do widzeń. Na Białołęce jest ich kilka. Odwiedziłem wszystkie: stół, krzesła, wieszak, kosz na śmieci – to całe wyposażenie. W oknach, które można uchylić, kraty. Jednak brak blind [przyciemnionych szyb – przyp. aut.] pozwala obserwować świat na zewnątrz budynku. Znudzony obserwowałem snujących się po więziennym dziedzińcu osadzonych, gdy nagle otworzyły się drzwi i stanął w nich nieznany mi mężczyzna. Widząc moje zaskoczenie, przedstawił się, uważnie mi się przyglądając. Dopiero wtedy rozpoznałem go po głosie – wcześniej kilka razy rozmawialiśmy przez telefon. Przede mną stał człowiek uważany za jednego z najbardziej bezwzględnych warszawskich gangsterów. Przed laty z drogi schodzili mu praktycznie wszyscy, a do dziś na jego temat krążą legendy. We mnie jednak nie wzbudził lęku i sprawił dość sympatyczne wrażenie. Jako że nasze spotkanie nie było oficjalne i zapewne nie do końca legalne, przemilczę jego ksywkę. Rozmawialiśmy przez kilkanaście minut, głównie na temat, którego się nie spodziewałem.
– Powiedzmy, że jestem swego rodzaju menedżerem, tudzież agentem literackim pana Andrzeja – zaprezentował się z poczuciem humoru mój rozmówca.
– „Słowika”? – upewniałem się mocno zaskoczony.
– Tak, pan Andrzej byłby skłonny wydać z panem książkę – usłyszałem. – Jest jednak pewien warunek – zaznaczył były postrach Warszawy i okolic.
Aby uprzedzić spekulacje, wyjaśnię, że w tym przypadku nie chodziło o pieniądze.
Dlaczego Andrzej Z. zdecydował się na współpracę akurat ze mną? Prawdopodobnie, oprócz rekomendacji niektórych osadzonych na Białołęce, zaważyła na tym lektura moich książek krążących po tym areszcie.
„Cieszę się z naszej współpracy dlatego, że pobieżnie zapoznałem się z pana działalnością dziennikarską. Oczywiście po łebkach, wedle moich możliwości (…)” – napisał do mnie Andrzej Z., zwięźle wyjaśniając motyw swojej decyzji.
Zamysłem „Słowika” było, aby część tej publikacji stanowiła książka „Skarżyłem się grobowi”, wydana w niewielkim nakładzie w 2001 roku. To właściwie jedyna jego publiczna wypowiedź na tematy związane z życiem i działalnością w grupie pruszkowskiej. Nie tylko niski nakład, lecz także ingerencja Urzędu Ochrony Państwa sprawiły, że była to książka trudna do zdobycia. Co miał do tego UOP, wyjaśnia sam Andrzej Z.: „Nie wiem, czy pan wie, ale moja poprzednia książka została wycofana przez Urząd Ochrony Państwa ze wszystkich księgarń i punktów sprzedaży”.
Początkowo niezbyt entuzjastycznie podszedłem do pomysłu wznawiania debiutanckiej książki „Słowika”, i to po tylu latach. Jednak po jej ponownej lekturze stwierdziłem, że nadal jest aktualna, zaś przedstawione w niej fakty są przeciwwagą dla barwnych opowieści Jarosława Sokołowskiego. Trzeba przy tym pamiętać, że „Słowik” stał znacznie wyżej w gangsterskiej hierarchii niż „Masa”. Zatem także jego wiedza na temat działalności grupy pruszkowskiej (i nie tylko jej) jest niewątpliwie pełniejsza.
Niestety, nie z mojej winy, nie doszło do przypomnienia pierwszej książki Andrzeja Z. Jednak jej fragmenty i omówienia, dla pełniejszego zrozumienia historii bohatera, znajdą się w tej publikacji. Jej osią są jednak rozmowy z Andrzejem Z., czyli „Słowikiem”, oraz opowieści o nim innych osób. Ta książka rzuca nowe światło na wiele niewyjaśnionych przestępstw i zbrodni popełnionych w Polsce w ostatnim dwudziestoleciu. To także przepełniona goryczą opowieść o młodym człowieku, którego beztroskie życie przerwał fatalny splot zdarzeń. Przypadek sprawił, że wszedł na drogę, której zapewne nie wybrałby świadomie. Został skazany przez los na bycie przestępcą. W efekcie tego spędził w więzieniu ponad 20 lat. „Świat odwrócił się do mnie plecami” – stwierdza z żalem, zdając sobie sprawę, że na zawsze będzie nosił miano gangstera, choć sam zaznacza: „Chciałem zawsze być człowiekiem dobrym, nie chciałem krzywdzić innych”.
Gdzieś w niezbyt odległym tle tych opowieści są wiara i próby budowania szczęśliwej rodziny. „Słowik” opowiada także o swoich relacjach z synem. Odnosi się również do związku z Moniką Banasiak, który przeszedł burzliwe koleje losu. Jak sam mówi: „Chcę, aby Czytelnicy mogli wprost ze źródła dowiedzieć się, na czym polegało moje życie, a nie z opowieści kłamców i kłamczyń, którzy na moich plecach chcieli dorobić się pozycji bądź pieniędzy”.
Zapewne nie wszystkie tematy interesujące Czytelników zostały poruszone w tej publikacji. Tak tłumaczy to bohater książki: „Jak na ten czas forma moich odpowiedzi na pytania nie zawsze jest w pełni rozwinięta, a to dlatego, że do przedawnienia pewnych spraw pozostał nieco ponad rok. Po tym czasie, jeżeli pan będzie miał ochotę ze mną współpracować, to obiecuję prawdziwą bombę, która wstrząśnie wieloma osobami i instytucjami, ale to jeszcze nie teraz. Bo ja może bym sobie z tym poradził, ale czy pan, to tego nie jestem pewien”.
Przypuszczam, że dałbym sobie radę i z tym problemem. Już zapowiedź tej książki poruszyła wiele osób, które wyraźnie wystraszone, usiłowały mnie odwieść od jej wydania. Jak widać, bezskutecznie.
Proszę ocenić, czy miały się czego bać.
Janusz Szostak
7 stycznia 2020 rok
Rozdział 1
Dlaczego to wszystko
Pisanie książek przez gangsterów stało się modne na długo przed tym, zanim Jarosław Sokołowski „Masa” pomyślał, żeby w ten sposób zarabiać na chleb. Gdy zapytałem „Masę”, co mu dało większą popularność: gangsterka czy książki, odpowiedział bez wahania: – Zdecydowanie książki. Ale z kolei bez gangsterki nie byłoby mojej obecnej sławy.
Gangsterkę na sławę, bo raczej nie na pieniądze, przed „Masą” próbowali zamienić inni. Prekursorami tego gatunku literatury byli „Słowik” i „Dziad”.
Gdy Henryk N. zwany Dziadem postanowił napisać książkę „Świat według Dziada” (2002), to „Słowik” był już po swoim debiucie. Jego książka „Skarżyłem się grobowi” ukazała się w 2001 roku, gdy pruszkowski boss, poszukiwany międzynarodowym listem gończym, ukrywał się jeszcze w Hiszpanii.
W lutym 2003 roku nastąpiła ekstradycja „Słowika” do Polski. Książka, którą napisał w Hiszpanii, była tu już od dwóch lat. Ukazała się też publikacja książkowa „Dziada”, przy której wydaniu miał rzekomo pomagać „Słowik”.
– Heniek pozazdrościł Andrzejowi i też chciał napisać książkę – tłumaczy mi Zygmunt, były wspólnik „Dziada”. – W tym celu Jolka, żona Heńka, spotykała się z Moniką, żoną „Słowika”, który tą drogą doradzał z Hiszpanii, jak wydać książkę. Jolka jeździła potem do więzienia do Heńka i przekazywała mu wszystko. Najpierw mieli te swoje książki wydać u jednego wydawcy. A „Słowik” miał pomóc „Dziadowi” przy pisaniu i redagowaniu książki.