Sex/Speed. Bb Easton
grzebiąc w swoich kosmetykach i udając, że go sobie przypomniałam.
– Stara, powinnaś pomyśleć o zabezpieczeniu – ostrzegła Juliet. – Ten gość to prawdziwy jebaka.
– Dobrze, mamusiu – mruknęłam. – Ale jak myślisz: tacy jak on wolą szminkę cielistą czy czerwoną?
– To już chyba lepiej cielistą, skoro ma być rozsmarowana na całym jego fiucie.
– Fuj! – oburzyłam się, wywołując u Juliet wybuch diabolicznego rechotu. Dobrze było słyszeć, jak się śmieje, choćby tylko na mój użytek.
– Fak, chyba obudziłam dzieciaka – mruknęła, kiedy się uspokoiła. – À propos, to kolejny powód, żebyś zadbała o zabezpieczenie na tę noc. Nie daj Boże taka wpadka.
– Hej, przecież byłam przy tym, jak wypychałaś go z siebie na świat. Wierz mi, teraz łykam pigułki jak tic taki.
Juliet zachichotała, ale na koniec znów usłyszałam w jej głosie smutek.
– Baw się dobrze – powiedziała, a zawodzenie w tle przeszło w gulgotanie i ciumkanie. – I uważaj na siebie.
– On ma teraz twojego cyca w buzi, nie? – zapytałam, żeby poprawić jej nastrój.
– No ma. Nie myśl, że tylko ty się dziś zabawisz.
5
Mimo że podążałam za wskazówkami, nagryzmolonymi na odwrocie rachunku z A&J Auto Body, przynajmniej trzy razy myliłam drogę. Harley mnie ostrzegał, że tam nie ma drogowskazów, lecz zapomniał dodać, że trasę zaczyna zarastać cholerny las.
Och, jak bezpiecznie, myślałam, czołgając się dziesięć kilometrów na godzinę po czymś, co mogło być zarośniętym podjazdem do opuszczonej chaty, w której gwałcą.
Dorosły facet, którego widziałaś raz w życiu, zaprasza cię na spotkanie na bezdrożach bez drogowskazów i adresu, w pieprzonej leśnej dziczy, a ty się zgadasz, bo liczysz, że da ci poprowadzić swoją brykę. Równie dobrze, idiotko, mogłabyś dać się wciągnąć obcemu na pakę furgonetki za parę cukierków.
Mój irytująco uparty optymizm nie chciał tego słyszeć, więc się odgryzał: Tak, ale widziałam tego cukierka i tego człowieka. Obaj są warci wejścia na pakę.
Wąska droga wspięła się na wzgórze i na moment oślepiły mnie promienie słońca, które o godzinie osiemnastej chyliło się powoli ku zachodowi. Zsunęłam z głowy na nos okulary w oprawce w kształcie czerwonych serduszek, jeszcze bardziej zwolniłam i zajrzałam w krater wielkości stadionu, leżący w dole. Wyglądał, jakby deweloper wyciął go w podnóża góry, szykując się do budowy osiedla. Główna ulica była wyasfaltowana i miała kształt dużego owalu, z którego tu i ówdzie odchodziły boczne drogi, ale nie było widać żadnych domów. Żadnych robotników. Żadnych toi toiów, ciężarówek czy jakiejkolwiek budowlanej aktywności. Tylko błoto, jezdnie i najseksowniejsza bryka, jaką wyprodukowała ludzkość.
Boss był zaparkowany w dole i choć czerwcowe słońce prażyło bez litości, nie błyszczał. Czarny mat chłonął blask i pożerał go niczym piekielna czarna dziura na czarnych matowych kołach.
Oparty niedbale o ten kosmos, paląc papierosa, stał facet w czarnych dickiesach, czarnych butach, w koszulce punkrockowej kapeli NOFX i z portfelem na łańcuszku – jedyny mężczyzna na tyle seksowny, by mógł nim jeździć.
Pieprzony Harley James.
Kiedy usłyszał, jak zjeżdżam z góry, uniósł głowę i błysnął ku mnie szerokim uśmiechem, który sprawił, że zrobiłam się trochę mniej nerwowa. A może bardziej? Albo mniej nerwowa i bardziej podekscytowana? Jakikolwiek to był stan, Harley musiał namieszać mi w głowie, bo zbliżając się, wrzuciłam jedynkę, zaciągnęłam ręczny i puściłam sprzęgło… a wszystko przed wyłączeniem silnika. Samochód podskoczył, silnik się zadławił i spektakularnie zgasł.
Wrzasnęłam z rozpaczy i zakryłam twarz dłońmi, kiedy Harley ruszył w moją stronę.
Wyluzuj, BB. Wyluzuj. Jesteś twardzielką, nie? No to zachowuj się jak twardzielka. Co robi twardzielka, kiedy się zbłaźni przed superzajebistym samcem?, myślałam gorączkowo.
Odjęłam ręce od twarzy i zaczęłam w panice szukać szlugów. Trzęsącymi się palcami zapaliłam camela, zaciągnęłam się, wypuściłam dymek i odmówiłam sekundową modlitwę, zanim otworzyłam drzwi.
Momentalnie owionęło mnie duszne, wilgotne powietrze i usłyszałam dudniący, chropawy śmiech mężczyzny. Obróciłam się na siedzeniu, opuściłam na ziemię ciężkie buty z okutymi noskami i popatrzyłam w górę na długie, silne męskie ciało. Serce mi łomotało i policzki płonęły, ale niespiesznie wydmuchnęłam smugę dymu, daremnie udając, że olewam taki drobiazg jak kursancki błąd w obecności legendarnego jebaki i demona czterech kółek.
– Cześć – powiedziałam.
Zmusiłam się do spojrzenia mu w oczy, dziękując Bogu za te wielkie plastikowe okulary.
Był jeszcze większym ciachem, niż zapamiętałam. Znałam Harleya zaledwie od paru godzin, ale widok tego faceta, ubranego jak luzacki punkrockowiec, postawił na baczność moje sutki. To był najlepszy pieprzony męski towar, jak poznałam w życiu, i tak na mnie działał, a przecież nawet nie ruszył palcem! A ta twarz? Ja pierniczę!
– Cześć – rzucił rozchichotany Harley, wyciągając do mnie ręce.
Wetknęłam papierosa w zęby i włożyłam swoje dłonie w jego, pozwalając się wyciągnąć z samochodu. Zanim mnie puścił, przesunął stwardniałymi kciukami po wierzchu moich dłoni. Poczułam dreszcze w dole brzucha.
– Wiesz, są lepsze sposoby gaszenia silnika – powiedział z uśmiechem.
Wywróciłam oczami za ciemnymi szkłami i wydmuchnęłam dym kącikiem ust.
– Wiem – mruknęłam. – Chciałam być efektowna.
Znów się zmusiłam, żeby na niego popatrzeć, i zadrżałam. W mordę jeża. Kiedy się uśmiechał, wyglądał po prostu rozkosznie z tymi błękitnymi oczami słodkiego psiaka i wydętą zakolczykowaną dolną wargą.
– Mustangi ciężko wysprzęglają – powiedział głosem, który brzmiał słodko jak cukier, a zarazem ostro jak papier ścierny. – Może powinnaś zacząć od vespy.
Prychnęłam z udawanym oburzeniem i palnęłam go w pierś.
– Wyluzuj, kobieto. Pierwsza to powiedziałaś. – Ze śmiechem zasłonił się rękami, jakbym miała ponowić atak.
– Tak, ale ty jeździsz tym. – Pokazałam kciukiem przez ramię. – Jak ktoś ci dogryzie, że to vespa, wypal: „Wybacz, ale nie dosłyszałem, bo mój boss 429 cię zagłusza”.
Zamknęłam drzwi i oparłam się o nie. Potrzebowałam czegoś więcej niż tylko grawitacji, aby utrzymać w pionie siebie i swoje drżące kolana.
Po wargach Harleya przemknął uśmieszek.
– Myślałem, że nie będziesz potrafiła odróżnić, czy to jest 302, czy 429 – stwierdził z demonicznym błyskiem w błękitnych oczach.
– Szczerze mówiąc, gdybym miała tu przyjechać tylko dla gównianej trzysta dwójki, byłabym cholernie rozczarowana.
Harley uśmiechał się non stop i dopiero teraz zauważyłam, że ma szparę pomiędzy przednimi zębami. Niedużą, ale to wystarczyło, żebym się odprężyła. Ja też miałam diastemę, która po dwóch latach noszenia aparatu ortodontycznego nie domknęła się do końca. Ale mnie się to podobało, bo ludzie mówili, że wyglądam jak Madonna. A dokładniej jak bezcyckowa Madonna, ważąca czterdzieści kilo, z podgoloną głową.
– Na szczęście się nie rozczarowałaś