Głębia. Powrót. tom 2. Marcin Podlewski
w stan stazy. A zatem AmbuMed zgodnie z poleceniem nie wybudził jej w trakcie operacji, ale po wprowadzeniu w stan stazy dokonał późniejszego wskrzeszenia. Wszystko przez pieprzoną automatyzację!
Już po mnie, zrozumiał.
AmbuMed wciąż piszczał – jednostajny, denerwujący odgłos sprawił, że Fim zaczął się pocić. Nie miał przy sobie żadnej broni. To było jakieś szaleństwo. Wycofać się po nią? Oblizał nerwowo wargi. Jeśli da radę dobiec do zbrojeniówki... nie, tam Janis poszła w pierwszej kolejności. Czeka już na mnie, uzbrojona po zęby. Jedyna broń, do jakiej on miał dostęp, została w stazo-nawigacji. Elektrosztylet Malkolma i pistolet laserowy – oba zabrane najemniczce, kiedy znalazł ją leżącą na asteroidzie.
Cofnął się jeden krok i właśnie wtedy usłyszał kaszel. Dźwięk niemal poderwał go do góry; tłumiąc w sobie jęk strachu, wyciągnął szyję i dojrzał najemniczkę leżącą po drugiej stronie AmbuMedu.
Wyglądała na półprzytomną. Jej ciałem wstrząsały drgawki, efekt uboczny trudnego wskrzeszenia, będącego zapewne skutkiem wcześniejszego urazu głowy. AmbuMed do końca jej nie wyleczył? Niemożliwe... a jednak, jeśli Fim nie poczekał na jej wyzdrowienie, a narzucił stazę przed skokiem.
Jest bezbronna, uznał. Ale podchodzenie do niej bez broni wydawało mu się szaleństwem. Widział już, jak Tsara wstaje, ciągle kaszląc, i jak spojrzenie jej pięknych, zielonych oczu staje się prawie przytomne. Uwaga – w tym samym momencie dojrzał napis AmbuMedu, błyskający ku niemu tuż obok czerwonej lampki panelu. Podejrzenie efektów ubocznych. Niżej płynęły mniejsze, gęsto upakowane literki, ale Fim nie miał czasu ich czytać. Wyskoczył z kajuty i nacisnął przycisk zamykania drzwi, które cicho wsunęły się na miejsce.
– Tartus! – usłyszał jeszcze krzyk, na wpół wymieszany z kaszlem. – Tartus!
– Zamknij się! – jęknął, otwierając płytkę przy drzwiach, za którą znajdował się panel kontroli.
Słyszał, jak najemniczka wstaje: szybko, szybciej, niż mógłby się spodziewać, i podbiega do wejścia. Drżącą ręką wybrał opcję blokady i potwierdził. Po drugiej stronie usłyszał coś jak głuchy odgłos i ponowny krzyk. Dopiero wtedy poczuł, że uginają się pod nim nogi.
Powoli osunął się na podłogę, wciąż słysząc przytłumione okrzyki i walnięcia w drzwi, których jego zamknięty anioł nie potrafił otworzyć.
Panel z drugiej strony, zrozumiał nagle i to poderwało go z powrotem na nogi. Graniczyło z naiwnością sądzić, że Tsara się z nim nie upora. Drzwi do małego ambulatorium nie były drzwiami więziennymi, Fim musiał więc dokonać głębszej blokady z poziomu konsoli nawigacyjnej. Inaczej jeśli Janis coś uszkodzi, system po stwierdzeniu usterki odłączy zasilanie, a wówczas drzwi elegancko rozsuną się z powrotem.
Tartus pobiegł do SN, potykając się o zostawione wieki temu śmieci leżące na korytarzu skokowca – stare puszki po piwie, przepalone karty pamięci czy opakowania po regenerykach. Kondycję miał kiepską, ale tym razem pobił wszelkie możliwe rekordy, niemal dolatując do konsoli i włączając odpowiedni program wykastrowanej SI. Nie bawiąc się w szczegóły, wybrał awaryjną blokadę wszystkich przejść na „Krzywej Czekoladce”, stosowaną z reguły przy rozdarciu poszycia. Nie było to oczywiście wystarczające – musiał odciąć jeszcze dojście komputerowe przy AmbuMedzie, izolując całą kajutę od reszty statku.
Oznaczało to, że Tsara znalazła się w martwej strefie, która jednak nie mogła trwać wiecznie – odłączając wszystko, odciął jej także dopływ powietrza. Zostawił tylko łącze komunikacyjne.
– Słuchaj – odezwał się teraz, nachylając się nad mikrofonem i pozwalając, by jego głos dotarł w każdy zakamarek statku. – Nie wyjdziesz stamtąd. Jeśli nie zrobisz tego, co każę, udusisz się, prędzej czy później.
Nie odpowiedziała, ale miał pewność, że go słucha.
– Chcę, żebyś wróciła do AmbuMedu. Na razie nie będziesz się leczyć – zastrzegł. – Masz wprowadzić się w twardą stazę. Tylko w tym wypadku pozwolę... pozwolę ci żyć, rozumiesz?
– Pierdol się – usłyszał zimny, przesycony nienawiścią głos. Cóż, takiej reakcji mógł się spodziewać. Ponownie nachylił się nad mikrofonem.
– Odłączyłem połączenie komputerowe z twoją kajutą – wyjaśnił. – Powietrza zostało ci na jakieś kilka godzin. Drzwi już się uszczelniły. Nie sprawdzę jednak, kiedy zemdlejesz z braku tlenu. Nie mam jak. Umrzesz. Jeśli chcesz żyć, musisz wejść w twardą stazę.
– Pierdol się.
– Uratowałem ci życie – powiedział. Sam nie wiedział, po co mówi jej to wszystko, ale kiedy już zaczął, nie mógł się powstrzymać. – Zabrałem cię z tej asteroidy. Chociaż chciałaś mnie zabić. I to nie ja zabiłem... twojego męża. Zginął, kiedy mnie ścigał. Musiało coś w niego walnąć w Wypaleniu.
– Pierdol się.
– Jak sobie życzysz – odparł. – Jeśli jednak nie wepniesz się w stazę, to sama już sobie... nie popierdolisz – dodał i dopiero wtedy, kończąc połączenie, półżywy opadł na fotel kapitański.
Plaga z nimi wszystkimi!
Everett Stone spodziewał się wiele, ale nie tego. Wiedział, że zjawi się wysłannik, ale nie przypuszczał, że stanie przed nim wyciągnięty z najgłębszych piekielnych czeluści Walter Dinge. Znał go może niewiele, ale wystarczył jeden rzut oka, by zrozumieć, że to, co przed nim stoi, jest i zarazem nie jest byłym pracownikiem Kontroli.
Na przeklętą Plagę! Jak? Jakim cudem? Czy Dinge nie miał zginąć z innymi na pokładzie „Niani”?! Jak go dorwali? Sam im się sprzedał? Niemożliwe!
– Jest konieczne, abym przed rozpoczęciem oficjalnych rozmów na temat dalszych posunięć poinformował o możliwości zbawienia technicznego – odezwał się komputerowym głosem cyborg. – Zbawienie to czystość. Oferowane jest pełne osiągnięcie czystości. Wybrane jednostki mogą otrzymać zbawienie techniczne stopnia alfa, zachowując specyfikację nazwaniową i otrzymując funkcję w wyższym rejestrze Symulacyjnej Techniki Rozwoju Intelektu Postludzkiego. Tak jak obecny tu wysłannik.
Na Tych, Którzy Odeszli, jęknął w duchu Stone.
– Niestety, muszę odmówić – odezwała się Przedstawicielka Zbioru. – Niemniej jednak, korzystając z okazji, przedstawię kontrpropozycję. Z otwartymi ramionami jesteśmy skłonni przyjąć do Zbioru każdego z tu zebranych i każdego ze Stripsów, oferując nie tylko czystość, ale i drogę, która jest poznaniem.
– Osobiście także podziękuję. Chyba jedynym, który mógłby być zainteresowany którąś z propozycji, jest obecny tu z nami pan Hacks – zauważył, nie bez ironii, Yrt Sode. – Co pan na to, panie sekretarzu? Ma pan ochotę na zbawienie techniczne?
– Niestety, niestety. – Mały człowieczek zamachał rękami. – Z uwagi na moją pozycję, a także pracę, zbawienie nigdy nie będzie mi dane... Sekta tak prężna i mająca tak wielkie ambicje jak Stripsowie potrzebuje do reprezentowania jej interesów także i kogoś zwykłego, dla którego zbawienie techniczne nie jest na razie osiągalne... Rozumieją państwo.
– Aż za dobrze – zachichotał sekretarz Klanu Naukowego, patrząc na Hacksa zza swoich okularków. – Mówiąc krótko, nie śpieszy się panu?
– Na razie nie.
– Tak przypuszczałem.
– Konieczne jest ponowienie propozycji, by uzyskać odpowiedź od sekretarza Kontroli Everetta Stone’a. – Cyborg zwrócił