Księga życia. Trylogia Wszystkich Dusz. Tom 3. Deborah Harkness
gdyby Phoebe została wampirem, wasze małżeństwo nigdy nie byłoby tradycyjne – stwierdził Matthew. – Z powodu szału krwi w twoich żyłach.
– Jestem pewien, że dziadek pił krew Ysabeau. – Marcus spojrzał na babkę. – Zgadza się?
– Chcesz podjąć ryzyko, wiedząc to, co wiemy o chorobach przenoszonych przez krew? – spytał go ojciec. – Jeśli naprawdę ją kochasz, Marcusie, nie zmieniaj jej.
Gdy zadzwonił jego telefon. Matthew niechętnie spojrzał na wyświetlacz i zmarszczył brwi.
– To Miriam.
Włączył głośnik, żeby ciepłokrwiści też słyszeli rozmowę.
– Miriam?
– Nie, ojcze. Twój syn Benjamin.
Głos po drugiej stronie linii był jednocześnie obcy i znajomy, jak często się zdarza w nocnych koszmarach.
Ysabeau wstała od stołu z twarzą koloru śniegu.
– Gdzie jest Miriam? – zapytał Matthew.
– Nie wiem – odparł Benjamin leniwym tonem. – Może z kimś o imieniu Jason. Dzwonił kilka razy. Albo z kimś o imieniu Amira. Dzwoniła dwa razy. Miriam jest twoją suką, ojcze. Może gdybyś pstryknął palcami, przybiegłaby do ciebie.
Marcus otworzył usta, ale Baldwin syknął ostrzegawczo.
– Mówiono mi, że w Sept-Tours są kłopoty – ciągnął Benjamin. – Jakaś historia z czarownicą.
Matthew nie złapał przynęty.
– Czarownica odkryła sekret de Clermontów, jak rozumiem, ale umarła, zanim zdążyła go wyjawić. Jaka szkoda. – Benjamin cmoknął z drwiącym współczuciem. – Była taka jak ta, którą trzymałeś w niewoli w Pradze? Fascynująca istota.
Matthew odwrócił głowę, odruchowo sprawdzając, czy jestem bezpieczna.
– Zawsze nazywałeś mnie czarną owcą w rodzinie, ale jesteśmy bardziej podobni do siebie, niż chciałbyś przyznać – mówił dalej Benjamin. – Nawet nauczyłem się cenić towarzystwo czarownic.
Poczułam zmianę w powietrzu, kiedy wściekłość zaczęła krążyć w żyłach Matthew. Skóra mnie mrowiła, lewy kciuk tępo pulsował.
– Nie interesuje mnie, co robisz – oświadczył zimno mój mąż.
– Nawet gdyby chodziło o Księgę Życia? – Benjamin odczekał chwilę. – Wiem, że jej szukasz. Czy ona ma coś wspólnego z twoimi badaniami? Trudny temat, genetyka.
– Czego chcesz? – warknął Matthew.
– Twojej uwagi. – Benjamin się roześmiał.
Mój mąż znowu zamilkł.
– Nieczęsto brakuje ci słów, Matthew – stwierdził Benjamin. – Na szczęście teraz jest twoja kolej, żeby słuchać. Wreszcie znalazłem sposób, żeby zniszczyć ciebie i de Clermontów. Ani Księga Życia, ani twoja żałosna nauka ci teraz nie pomogą.
– Z radością zrobię z ciebie kłamcę.
– O, nie sądzę. – Benjamin ściszył głos, jakby dzielił się wielką tajemnicą. – Wiem, co lata temu odkryły czarownice. A ty?
Matthew spojrzał mi w oczy.
– Będziemy w kontakcie. – Benjamin się rozłączył.
– Zadzwoń do laboratorium – powiedziałam naglącym tonem, myśląc o Miriam.
Matthew wybrał numer.
– Najwyższa pora. Czego dokładnie miałam szukać w twoim DNA? Marcus mówił, że markerów rozrodczych. Co to ma znaczyć? – Miriam mówiła ostrym, zirytowanym tonem, bardzo dla niej charakterystycznym. – Twoja skrzynka kipi, a mnie należy się urlop, tak przy okazji.
– Jesteś bezpieczna? – Głos Matthew był ochrypły.
– Tak. Dlaczego?
– Wiesz, gdzie jest twój telefon?
– Nie. Gdzieś go dzisiaj zostawiłam. Pewnie w sklepie. Jestem pewna, że ten, kto go znalazł, zadzwoni.
– Zadzwonił do mnie. – Matthew zaklął. – Twój telefon ma Benjamin.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Twój Benjamin? – spytała z przerażeniem Miriam. – Myślałam, że on nie żyje.
– Niestety nie – odezwał się z prawdziwym żalem Gonçalves.
– Fernando? – W głosie Miriam dało się słyszeć wyraźną ulgę.
– Sim, Miriam. Tudo bem contigo?
– Dzięki Bogu, że jesteś. Tak, tak, wszystko u mnie w porządku. – Głos Miriam drżał, choć próbowała nad nim panować. – Kiedy ostatnio ktoś słyszał o Benjaminie?
– Wieki temu – odparł Baldwin. – A jednak Matthew jest w domu od zaledwie kilku tygodni, a Benjamin już znalazł sposób, żeby się z nim skontaktować.
– To oznacza, że go obserwował i na niego czekał – wyszeptała Miriam. – O, Boże.
– Czy w twoim telefonie było coś o naszych badaniach? – zapytał Matthew. – E-maile? Dane?
– Nie. Wiesz, że kasuję maile zaraz po ich przeczytaniu. – Miriam zrobiła pauzę. – Moja książka adresowa. Benjamin ma teraz wasze numery telefonów.
– Zmienimy je – pośpiesznie zapowiedział Matthew. – Nie jedź do siebie. Zatrzymaj się w Old Lodge z Amirą. Nie chcę, żebyście były same. Benjamin wymienił jej imię. – Matthew się zawahał. – I Jasona.
Miriam wciągnęła z sykiem powietrze.
– Syna Bertranda?
– Wszystko w porządku, Miriam. – Matthew starał się mówić kojącym tonem. Byłam zadowolona, że nie widzę wyrazu jego oczu. – Benjamin zauważył, że Jason dzwonił do ciebie kilka razy, to wszystko.
– Zdjęcie Jasona jest w mojej galerii. Teraz Benjamin będzie mógł go rozpoznać! – Miriam była wyraźnie roztrzęsiona. – Tylko on został mi po moim partnerze. Gdyby coś mu się stało…
– Dopilnuję, żeby Jason zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa. – Matthew spojrzał na bratanka, a on natychmiast sięgnął po telefon.
– Jace? – rzucił cicho Gallowglass, wychodząc z jadalni i zamykając za sobą drzwi.
– Dlaczego Benjamin pojawił się akurat teraz? – zapytała Miriam.
– Nie wiem. – Matthew spojrzał w moją stronę. – Wiedział o śmierci Emily, wspomniał o naszych badaniach genetycznych i Księdze Życia.
Czułam, że jakiś ważny fragment układanki trafił na swoje miejsce.
– Benjamin był w Pradze w tysiąc pięćset dziewięćdziesiątym pierwszym roku – powiedziałam z namysłem. – Właśnie wtedy musiał usłyszeć o Księdze Życia. Miał ją cesarz Rudolf.
Mąż posłał mi ostrzegawcze spojrzenie.
– Nie martw się, Miriam. – Teraz mówił zdecydowanym tonem. – Dowiemy się, o co chodzi Benjaminowi, obiecuję. – Upomniał ją jeszcze, żeby była ostrożna, powiedział, że zadzwoni, kiedy dotrzemy do Oksfordu.
Gdy się rozłączył, cisza wydawała się ogłuszająca.
Gallowglass wśliznął się z powrotem do pokoju.
– Jace nie zauważył niczego niezwykłego, ale obiecał, że będzie się pilnował. Co teraz robimy?
– My? – Baldwin uniósł