Wojna makowa. Rebecca Kuang

Wojna makowa - Rebecca Kuang


Скачать книгу
ma nikogo, kto usłyszałby od Jianga choć jedno dobre słowo. Najczęściej na nas złorzeczy i każe trzymać się z dala od jego żonkili. A Kureel powiedział, że jej warkocze wyglądają jak wyrastające z głowy węże.

      – A ja słyszałem, że w zeszłym tygodniu upił się winem ryżowym i nasikał Junowi przez okno do sypialni – wtrącił Kitaj. – Fantastyczny facet!

      – Od dawna uczy w akademii? – zainteresowała się Rin.

      Mistrz tradycji wydawał się niebywale młody, sprawiał wrażenie mężczyzny dwakroć młodszego od Juna. Ciężko jej było uwierzyć, że pozostali mistrzowie mogą tolerować podobne wybryki ze strony kogoś takiego.

      – Nie jestem pewien. Był już, kiedy ja się tu pojawiłem, ale to niewiele znaczy. Podobno przybył tutaj dwadzieścia lat temu, z Zamku Nocy.

      – To Jiang był cike?

      Spośród wszystkich formacji milicji jedynie cike otaczała zła reputacja. Dywizja ta stacjonowała w Zamku Nocy, wznoszącym się wysoko w górach Wudang, i jedynym ich zadaniem było wykonywanie zleconych przez cesarzową zabójstw. Walczyli, nie stosując wymaganych przez honor reguł. Nie respektowali ani jednej powszechnie przyjętej wśród żołnierzy zasady i byli szeroko znani ze swej brutalności. Działali pod osłoną nocy, wykonywali dla cesarzowej najbrudniejszą robotę, za co nie słyszeli potem jednego słowa uznania. Znakomita większość kadetów wolałaby porzucić służbę na dobre, niż wstąpić w szeregi cike.

      Rin za nic nie mogła pogodzić postaci rozkapryszonego mistrza tradycji z legendą bezlitosnych zabójców.

      – Wiecie, to tylko plotka. Żaden mistrz nie chce o nim rozmawiać. Mam wrażenie, że temat Jianga uważają za nieco wstydliwy. – Raban podrapał się po potylicy. – Ale kadeci lubią sobie pogadać. Każdy rok zabawia się tą szczególną łamigłówką „Kim jest Jiang?”. My na przykład byliśmy przeświadczeni, że osobiście założył Trupę Czerwonej Dżonki. Jedyną prawdą na jego temat jest ta, że nie wiadomo o nim absolutnie nic.

      – Przecież musiał kiedyś przyjmować kadetów – zauważyła Rin.

      – Jiang jest mistrzem tradycji – odparł Raban takim tonem, jakby zwracał się do dziecka. – Tradycji nikt nie studiuje.

      – Dlatego że Jiang nikogo nie przyjmuje?

      – Dlatego że tradycja to jedna wielka pomyłka – sprostował Raban. – Wszystkie pozostałe wykładane w akademii przedmioty służą przygotowaniu nas do objęcia posady w administracji lub dowodzenia oddziałami milicji. A tradycja… Sam nie wiem. Dziwna dyscyplina. Myślę, że w zamierzeniu miała polegać na badaniu zwyczajów mieszkańców Rubieży, sprawdzeniu, czy w opowieściach o ich magicznych rytuałach kryje się choć ziarno prawdy. Ale tym tematem wszyscy szybko się znudzili. Wiem, że Yim i Sonnen domagali się od Jimy zdjęcia tradycji z rozkładu, a jednak wciąż się jej uczy. Nie jestem pewien dlaczego.

      – No przecież ktoś w przeszłości musiał to studiować – zauważył Kitaj. – Co opowiadali?

      – To stosunkowo nowa dziedzina. – Raban wzruszył ramionami. – Pozostałych przedmiotów naucza się, odkąd Czerwony Cesarz założył naszą uczelnię. Tradycja pojawiła się mniej więcej dwadzieścia lat temu i nikt jak dotąd nie ukończył pełnego kursu. Rezygnowali. Słyszałem, że dwa lata temu jacyś frajerzy dali się na to złapać, ale wylecieli z akademii i słuch o nich zaginął. Dzisiaj nikt normalny nie zdecyduje się na studiowanie tradycji. Wyjątkiem był Altan, ale kto wie jakimi ścieżkami podążają jego myśli.

      – Myślałem, że Altan wybrał strategię – zdziwił się Kitaj.

      – Altan mógł wybrać dowolny kierunek. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu uparł się właśnie na tradycję, ale to Jiang się rozmyślił i chłopak musiał pójść do Irjaha.

      O tym Rin jeszcze nie słyszała.

      – Często tak jest? Że to studenci wybierają mistrzów?

      – Bardzo rzadko. Większość cieszy się, jeśli zdobędzie zainteresowanie jednego mistrza. Tylko szczególnie uzdolnieni zwracają uwagę dwóch.

      – A ilu mistrzów chciało Altana?

      – Sześciu. Siedmiu, jeśli wliczymy Jianga, który wycofał się w ostatniej chwili. A czemu tak nagle ciekawi cię Altan, co? – Raban rzucił Rin dwuznaczne spojrzenie.

      – Tak tylko… Zastanawiam się – odparła czym prędzej.

      – Szkarłatnooki bohater wpadł ci w oko, tak? Cóż, nie tobie pierwszej – wyszczerzył się Raban. – Ale bądź ostrożna. Altan nie jest zbyt miły dla wielbicielek.

      – A jaki jest? – nie powstrzymała się. – Znaczy jako osoba?

      Raban znowu wzruszył ramionami.

      – Chodziłem z nim na zajęcia tylko na pierwszym roku. Nie znam go zbyt dobrze. Zdaje się, nikt go nie zna. Zwykle trzyma się na uboczu. Milczek. Ćwiczy też sam i raczej nie ma przyjaciół.

      – Znamy ten typ, nie? – Kitaj trącił Rin łokciem.

      – Zamknij dziób! – zjeżyła się. – Ja mam przyjaciół.

      – Masz przyjaciela – sprostował Kitaj. – Liczba pojedyncza.

      Pacnęła go w ramię.

      – Ale Altan jest naprawdę dobry – powiedziała. – We wszystkim. I wszyscy go podziwiają.

      – Tutaj większość traktuje go jak boga. – Raban pokiwał głową. – Co wcale nie znaczy, że jest szczęśliwy.

      W momencie gdy rozmowa zeszła na Altana, Rin wyleciała z głowy połowa przygotowanych zawczasu pytań o Jianga. Razem z Kitajem wyciągali z kadeta anegdoty o Altanie do końca przerwy. Nocą spróbowała wybadać Kureel i Ardę, lecz dziewczyny również nie miały potwierdzonych informacji.

      – Czasami widuję Jianga w lecznicy – powiedziała Arda. – Enro trzyma dla niego odgrodzone parawanem łóżko. Co dwa miesiące spędza tam dzień lub dwa, a potem znika. Może jest na coś chory? Ewentualnie bardzo lubi zapach środków dezynfekujących. Trudno powiedzieć. Kiedyś Enro przyłapała go, jak próbował się odurzyć oparami lekarstw.

      – Jun go nie cierpi – podjęła Kureel. – I trudno się mu dziwić. Co z niego za mistrz, skoro tak się zachowuje? W dodatku w Sinegardzie? – Zmarszczyła nos z dezaprobatą. – Moim zdaniem jego osoba to plama na honorze akademii. A czemu pytasz?

      – A tak, bez powodu – odparła Rin. – Z ciekawości.

      Kureel wzruszyła ramionami.

      – Wszyscy się na to nabierają. Rok w rok. Każdy najpierw myśli, że Jiang skrywa jakąś wielką tajemnicę, że tradycja to prawdziwy przedmiot, wart studiowania. Ale to nieprawda. Jiang to pajac. Trwonisz czas.

      Mistrz tradycji był jednak postacią prawdziwą. Jiang należał do grona wykładowców uczelni, mimo iż nie zajmował się niczym poza spacerowaniem i drażnieniem kolegów. Nikomu innemu podobne zachowania nie uszłyby na sucho, skoro więc Jiang niczego nawet nie uczył, to co robił w akademii?

      Kiedy następnego dnia po południu Rin zobaczyła przy bramie czekającego na nią Jianga, poczuła się nieco zaskoczona. Wszystko, co na jego temat wiedziała, wskazywało, że równie dobrze mógł po prostu zapomnieć. Otworzyła usta, żeby zapytać, dokąd się wybierają, lecz mistrz po prostu skinął na nią dłonią.

      Uznała, że do włóczenia się za milczącym mistrzem tradycji bez słowa wyjaśnienia musi po prostu przywyknąć.

      Ledwie ruszyli ścieżką w dół


Скачать книгу