Siostra Słońca. Lucinda Riley

Siostra Słońca - Lucinda Riley


Скачать книгу
co zamierzasz robić z resztą dnia i jutro, Elektro?zadałam sobie pytanie. Przez następne dwadzieścia cztery godziny twój kalendarz raczej nie pęka w szwach, co?

      Możliwe, ale jakoś nie ma nikogo, kogo chciałabym zobaczyć, odpowiedziałam.

      A co z Joaquimem?

      Jest w Meksyku, zapomniałaś? I to bardzo niegrzeczny chłopiec.

      Pokiwałam palcem swojemu upartemu alter ego.

      Wróciłam, by popatrzeć jeszcze raz na dwa zdjęcia mojej babki. Zastanawiałam się, czy dziecko na jej rękach to rzeczywiście moja mama. A potem wzięłam głęboki wdech i podniosłam komórkę. Wybrałam numer wypisany na odwrocie fotografii dołączonej do listu Pa Salta i czekałam.

      – Stella Jackson przy telefonie.

      – O, dzień dobry, nazywam się Elektra D’Aplièse i…

      – Elektra! No, no…

      Jej głos brzmiał dziwnie znajomo. Po chwili zdałam sobie sprawę dlaczego. Miała bardzo podobną intonację do mojej.

      – Tak, dostałam twój list. Pomyślałam, żeby się odezwać.

      – Bardzo się cieszę, że dzwonisz. Kiedy mogłabym do ciebie wpaść?

      – Może… jutro?

      – Jutro nie dam rady. To niedziela. A gdyby tak dziś wieczorem? Zresztą jak mogłabym wytrzymać jeszcze jeden cały dzień, nim poznam swoją wnuczkę?

      – No dobrze. – Wzruszyłam ramionami. – Przyjdź dzisiaj. Siódma ci pasuje?

      – Tak, oczywiście. Mam twój adres. Do zobaczenia o siódmej. Pa, pa, Elektro.

      – Tak… pa.

      Rozłączyłam się, zdając sobie sprawę, że pojawi się tu już za godzinę.

      – No dobrze. – Oszołomiona, skinęłam głową, krążąc po mieszkaniu. – Więc dziś wieczorem przyjdzie do mnie babcia, moja prawdziwa babcia. Fajnie, cieszę się… Jezu, jak to się stało?

      Dobra wiadomość jest taka, że nie rozkleiłam się całkiem przez Mitcha i te pudła, myślałam, nerwowo uprzątając salon i zdmuchując ślady białego proszku ze stolika. I to moja terapeutka nazwałaby prawdziwym przełomem.

      Kiedy poukładałam wszystko, na ile mogłam, poszłam zajrzeć do szaf. Co powinna mieć na sobie wnuczka na spotkaniu z babcią? Wyjęłam tweedowy żakiet od Chanel. Żeby nie było zbyt oficjalnie, mogłabym włożyć do tego dżinsy.

      Ale jesteś u siebie w domu, Elektro, i przy tym słońcu świecącym przez okna jest jakieś dwadzieścia siedem stopni.

      W końcu pozostałam przy dżinsach, do których dobrałam gładki biały T-shirt i baleriny od Chanel, by dodać nieco klasy. Następnym przystankiem była kuchnia. Starsi ludzie piją herbatę, prawda? Przeszukałam szafki, ale w tym szpanerskim nowojorskim penthousie nikt jakoś nie zadbał o wybór czajniczków.

      Słuchaj, ona musi zaakceptować cię taką, jaka jesteś, Elektro, powiedziałam sobie. Co oznacza, że dostanie propozycję: woda albo wódka z tonikiem.

      Zachichotałam.

      Zastanawiałam się nad telefonem do Mariam. Mogłaby zamówić herbatę i ciasto, ale z jakiegoś powodu nie chciałam, żeby wiedziała o tym spotkaniu. Wolałam mieć tajemnicę. Miłą.

      Nie było już czasu na wahania, bo zadzwonili z recepcji, że na dole jest pani Jackson. Recepcjonista pytał, czy mój gość może jechać na górę.

      – Tak, jasne – rzuciłam i znów przez minutę z walącym sercem obchodziłam mieszkanie.

      Zadźwięczał dzwonek. Wzięłam głęboki wdech, starając się nie myśleć już, co będzie. A jeśli okaże się okropna? Każdej z moich sióstr odnalezienie biologicznej rodziny przyniosło ulgę i szczęście; gdyby w moim wypadku stało się coś przeciwnego, to byłoby typowe, myślałam, idąc otworzyć drzwi.

      – Cześć. – Uśmiechnęłam się, bo byłam przyzwyczajona uśmiechać się do obiektywu, a właściwie robić dokładnie taką minę, jakiej wymaga sytuacja.

      – Witaj, Elektro. Jestem Stella Jackson, twoja babka.

      – Proszę, wejdź.

      – Dziękuję.

      Kiedy szła przede mną, doświadczyłam takiego déjà vu jak jeszcze nigdy w życiu. Tommy nie żartował, mówiąc, że ta kobieta wygląda jak ja. To było jak patrzenie na własne odbicie, tyle że starsze.

      – Wyglądasz tak młodo! – wyrwało mi się.

      – Dziękuję. Mam prawie sześćdziesiąt osiem lat.

      – Dałabym ci najwyżej czterdzieści pięć. Usiądź, proszę.

      – Dziękuję. – Patrzyłam, jak się rozgląda. – Masz ładny apartament.

      – Tak, bardzo wygodny.

      – Kiedyś mieszkałam po drugiej stronie parku. Dobra dzielnica. Bardzo bezpieczna.

      – Mieszkałaś na Upper East Side? – spytałam, gapiąc się na nią.

      Teraz, kiedy stała przede mną, zauważyłam, że ma na sobie porządną bluzkę i dobrze uszyte czarne spodnie. Na szczupłej szyi zawiązała fantazyjnie chustkę, chyba z kolekcji Hermèsa. Włosy były podstrzyżone na krótkie afro. W sumie emanowała naturalną elegancją i pięknem. I wyglądała na bogatą!

      – Tak, jakiś czas, owszem – odparła.

      Zdałam sobie sprawę, że przygląda mi się równie uważnie jak ja jej.

      – Ila masz wzrostu? – spytała.

      – Trochę powyżej metra osiemdziesięciu.

      – To jestem lepsza. – Wyraźnie się ucieszyła. – Ja metr osiemdziesiąt siedem.

      – Mogą ci zaproponować coś do picia?

      – Nie, dziękuję.

      – Dobrze. Więc przygotuję coś dla siebie.

      Podeszłam do barku i udawałam, że przez chwilę muszę szukać wódki, nim nalałam sobie i dodałam trochę toniku.

      – Lubisz wódkę? – spytała.

      – Czasami. A ty? – odparłam, biorąc długi łyk.

      – Nie, nigdy nie rozsmakowałam się w alkoholu.

      – No tak – wybąkałam z braku lepszego pomysłu. – Pisałaś w liście, że chcesz się ze mną zobaczyć?

      – Tak.

      – Dlaczego?

      Patrzyła na mnie chwilę, nim uśmiechnęła się lekko.

      – Pewnie zadajesz sobie pytanie, czego chcę, prawda? Myślisz, że chcę skorzystać z twojej sławy i bogactwa?

      Poczułam, jak policzki zaczynają mnie palić. Ta dama zdecydowanie nie owijała niczego w bawełnę.

      I kogo ci to przypomina, Elektro…?

      – Może masz trochę racji… – Uznałam, że powinnam odpłacić jej tym samym.

      – No to mogę cię zapewnić, że nie mam zamiaru prosić cię o pieniądze. Mam dość swoich.

      – To świetnie – powiedziałam, wsłuchując się w jej amerykański akcent. Bardzo wyrafinowany. Krótko mówiąc, to była kobieta z klasą. – Usiądziemy?

      Wskazałam kanapę, ale Stella Jackson wybrała jeden z dwóch foteli o prostych oparciach.

      –


Скачать книгу