MALARZ DUSZ. Отсутствует

MALARZ DUSZ - Отсутствует


Скачать книгу
to ma być? – zapytał, próbując ją objąć.

      Cofnęła się przed nim.

      – Nie powinniśmy się dotykać – ostrzegła. – Czyżby pijarzy nie nauczyli cię dziesięciu przykazań? To posłuchaj: Gniew zwalcza się, trzymając na uwięzi serce. Łatwizna, prawda? Zazdrość można poskromić, dusząc ją w piersiach, i czasem zostaje w nich już na zawsze – zawyrokowała. – Ale z rozpustą jest inaczej: od niej trzeba uciec. – Na poparcie swoich słów zrobiła krok w tył. – Namiętność jest tak nieczysta, że bruka wszystko, czego dotknie, a więc żeby nas nie zbrukała, nie może nas dotknąć.

      – Nie mówisz poważnie, kochanie. – Dalmau próbował zdobyć się na uśmiech.

      – Śmiertelnie poważnie.

      Kontynuowali spacer, jedno z dala od drugiego, nie dotykali się nawet dłońmi.

      – Jak skończy się ta farsa? – zapytała Emma, kiedy dotarli pod uniwersytet, budynek o surowej fasadzie i sylwetce, za to o bogatych wnętrzach, składający się z centralnej części i dwóch skrzydeł flankowanych wieżami. W środku mieściły się wydziały humanistyczny, prawa, nauk ścisłych i architektury oraz Instytut Jaumego Balmesa.

      Dalmau nie umiał odpowiedzieć na to pytanie. Emma mogła zostać w każdej chwili nakryta na oszustwie, a Montserrat aresztowana podczas jednej z częstych obław na anarchistów. Nie był w stanie temu zapobiec. Wiedział, że w takiej sytuacji nie tylko one miałyby problemy – Emma prawdopodobnie niewielkie, jako że jedynie podszyła się pod inną osobę. Ofiarą zemsty don Manuela padłby on.

      – Ochrzczą mnie? – zapytała dziewczyna, wyrywając go z rozmyślań.

      – Nie! – wykrzyknął Dalmau.

      – W takim razie co się stanie?

      ODPOWIEDŹ NADESZŁA SZESNASTEGO GRUDNIA, kiedy pracownicy największych zakładów metalurgicznych w Barcelonie ogłosili strajk. Odlewnicy, ślusarze, kotlarze, lampiarze, mosiężnicy, blacharze oraz rzemieślnicy zatrudnieni w pokrewnych branżach żądali podwyżki wynagrodzeń i w ramach walki z bezrobociem skrócenia dnia pracy z dziesięciu do dziewięciu godzin.

      Robotnicy podzielili się na trzydziestoosobowe pikiety, które przemierzały miasto i zmuszały łamistrajków do zamykania warsztatów. Montserrat zjawiła się wczesnym rankiem w jadłodajni Bertrana. Deszczowy dzień zwiastował zbliżającą się zimę. Właściciel rozpoznał dziewczynę i wpuścił ją do środka, zaniepokoiło go jednak jej dwudziestu dziewięciu towarzyszy, którzy stali pod drzwiami lokalu i odstraszali klientów, wykrzykując rewolucyjne hasła.

      Montserrat nie musiała wchodzić do kuchni: córki i żona Bertrana wyszły na salę, zaalarmowane nagłym zamieszaniem. Emma zdziwiła się na widok podekscytowanej przyjaciółki; nie widziała jej od kilku miesięcy.

      – Dalej, towarzyszko! – Montserrat szła z uniesioną pięścią między stolikami. – Dołącz do walki!

      Większość robotników siedzących przy stołach nagrodziła ją oklaskami. Tylko niektórzy gwałtownie zerwali się z krzeseł. Na podłogę poleciały talerze i szklanki. Do lokalu weszło kilku przemoczonych metalowców. Bertrán spojrzał na Emmę, błagając ją wzrokiem, by zabrała stąd przyjaciółkę. W sali panował coraz większy zgiełk. Jakiś potężny mężczyzna zmusił do wstania klientów, którzy nadal siedzieli przy stolikach. Postawił mu się cherlak o zakazanej gębie. Żona Bertrana popchnęła dziewczynę w stronę Montserrat, świadoma niebezpieczeństwa.

      Emma się wahała, ale kobieta postawiła sprawę jasno:

      – Idź z nią, bo inaczej zdemolują lokal!

      Konus o zakazanej gębie z hukiem poleciał na stół. Śmiechy zmieszały się z wyzwiskami pod adresem księży i burżujów.

      Montserrat nadal trzymała w górze pięść, ale nie zaciskała jej już tak mocno. Spoglądała na Emmę: niezdecydowanie przyjaciółki nie umknęło jej uwadze. Wreszcie opuściła rękę.

      Żona Bertrana znów popchnęła Emmę, tym razem mocniej.

      Ta pokręciła głową, patrząc na Montserrat; dzieliło je kilka pustych stolików. Nie do końca rozumiała, co się dzieje. Zaledwie kilka godzin wcześniej biegła do przytułku, wystraszona błyskawicami rozświetlającymi miasto. „Co poza łaską zapewniają nam sakramenty święte? Trzy cnoty boskie. Jakie to cnoty? Wiara, nadzieja i miłość”. Potrafiła powtórzyć to bez zająknięcia! Siostra Inés wałkowała to z nią rano w słabo oświetlonym, zimnym pomieszczeniu. Emma trzęsła się w przemoczonym ubraniu przyklejonym do ciała. Robiła to przede wszystkim dla Dalmaua i Josefy, ale także dla swojej przyjaciółki, także dla niej – oczywiście! Żeby don Manuel uwierzył, że pozwala się nawrócić, żeby jej znowu nie zamknęli. A teraz Montserrat stała przed nią rozpłomieniona, pełna energii i zachęcała, by przyłączyła się do strajkujących robotników.

      Chociaż Emma trochę wysuszyła się przy kuchni, dół jej spódnicy nadal był mokry. Przeszkadzał jej: ocierał się o nogi i przypominał o porannym biegu. Po to się tak stara, żeby teraz Montserrat przewodziła pikietom? „Wiara, nadzieja i miłość”. Roześmiała się, kręcąc głową.

      – Nie – odpowiedziała.

      – Stałaś się burżujką? – zakpiła Montserrat.

      Stojące w pobliżu osoby wyczekująco patrzyły na Emmę.

      Ta rozłożyła dłonie i pokazała swój strój, obrzucając go pogardliwym spojrzeniem.

      – Chcesz mi pomóc w zmywaniu? – zapytała w odpowiedzi. – Niedługo będzie dużo brudnych naczyń – dodała, przebiegając wzrokiem po stolikach.

      – No to sobie zmywaj! – rzuciła lekceważąco Montserrat, po czym ponownie wzniosła pięść. – Strajk! – krzyknęła.

      Uczestnicy pikiety opuścili lokal w ślad za nią. Zapanowała cisza, którą po chwili przerwał Bertrán.

      – Zbierzcie wszystko, co pozwalali! – nakazał kobietom.

      STRAJKUJĄCY METALOWCY NIE ZDOŁALI skruszyć właścicieli fabryk. Po dwóch tygodniach do strajku przyłączyli się furmani, stolarze i węglarze. Dochodziło do krwawych zajść. Jeden z właścicieli zaczął strzelać do pikiety, która próbowała zmusić go do zamknięcia warsztatu; ranne zostały trzy osoby. Manifestanci atakowali tych, którzy nie chcieli przyłączyć się do strajku. Na początku stycznia 1902 roku konny oddział Gwardii Obywatelskiej natarł na trzy tysiące robotników, także kobiet, którzy zebrali się w miejscowości La Mina nad rzeką Besòs. Wiele osób zostało rannych, czterdzieści zatrzymano. Córeczka jednego z metalowców umarła z głodu. Strajkujący nie mieli pieniędzy, żeby wyżywić rodziny. W orszaku żałobnym szły ponad trzy tysiące osób.

      Pod koniec stycznia organizacje robotnicze wezwały ludność do składania datków w wysokości dziesięciu centymów tygodniowo, by wspomóc strajkujących i ich najbliższych.

      Montserrat – do tej pory oddana walce duszą i ciałem do tego stopnia, że nawet sypiała na ulicy – zaczęła znowu zaglądać do matki. Przychodziła wieczorami na kolację i znikała. Jej brat dobrze zarabiał, wiedziała, że ma oszczędności. W domu nie brakowało jedzenia. Początkowo zabierała resztki dla towarzyszy, po kilku dniach zaczęła przyprowadzać ich do domu.

      Dalmau unikał tych kolacji, wolał siedzieć do późna w pracy. Wiedział, jak siostra potraktowała Emmę i że ta postanowiła przerwać naukę u pasterzanek.

      – Niech ją pierdolą! – wykrzyknęła.

      Bał się, że to właśnie czeka jego siostrę. Ksiądz Jacint poskarżył się, że Montserrat przestała


Скачать книгу