MALARZ DUSZ. Отсутствует
zakończyła się śmiercią jego siostry.
– Twoim zdaniem Emma chciała, żeby Montserrat zginęła? – zapytał brata, kiedy czekali na wydanie zwłok przed kostnicą szpitala Santa Creu.
– Mówię tylko, że twoja narzeczona zachowała się jak idiotka – oznajmił Tomás. Dalmau bezradnie rozłożył ręce. Nie chciał się kłócić z bratem w takiej chwili. – Oszukałeś mnie, tak jak oszukałeś Montserrat. Powiedziałeś, że niepotrzebny będzie cały ten cyrk z katechezami, na które potem chodziła Emma…
– Wolałbyś, żeby dalej gwałcili ją w więzieniu? – odparował Dalmau.
– A kto powiedział, że nie znaleźlibyśmy innego sposobu, żeby ją wyciągnąć?! – wykrzyknął Tomás, zapominając, że stoją przed kostnicą. – Ludzie wychodzą z więzienia, bracie. Nie trzeba było wcale zawierać paktu z diabłem, a ty to zrobiłeś… w imieniu swojej siostry.
– Gwałcili ją! – powtórzył Dalmau, zaciskając pięści.
– Jeżeli sąd rozpatrzyłby pozytywnie skargę José Maríi, mogłaby wyjść nawet wcześniej. I wyszłaby! Trzymanie jej w areszcie prewencyjnym było bez sensu. Mała nie popełniła żadnego poważnego przestępstwa.
– Fuster złożył skargę? – zdziwił się Dalmau.
– Oczywiście! Nawet kilka…
– Nic mi nie powiedział.
– José María woli nie dawać rodzinom nadziei. Potem robią mu wymówki, jeżeli coś nie pójdzie, ma już tego dość. To ty nie poinformowałeś nas o swoich zamiarach. Gdybyś to zrobił, może teraz by żyła.
Wtedy Dalmau nie przejął się zbytnio wyrzutami brata. Teraz tak. Teraz nurtowała go myśl, że Tomás mógł mieć trochę racji.
Kolejna łopata ziemi. I jeszcze jedna. Dwóch brudnych bezzębnych grabarzy zamknęło grób, zerkając kątem oka na żałobników. Szacowali ich hojność, zastanawiali się, czy mają szansę na napiwek. Nic nie dostali.
Pożegnanie uczestników pogrzebu było dla Josefy prawdziwą torturą, mimo to stoicko zniosła uściski dłoni, kondolencje, słowa otuchy, a także kilka niefortunnych okrzyków ku czci Montserrat, którym towarzyszyły uniesione pięści. Anarchizm odebrał jej męża i córkę. O śmierci Tomasa dowiedziała się z listów towarzyszy, z którymi dzielił wygnanie, i opłakała go na odległość; przysięgła wtedy, że nie zrezygnuje z walki, i wznosiła do nieba rewolucyjne okrzyki. Kiedy już rozeszli się żałobnicy i synowie chcieli zabrać ją z cmentarza, uniosła pięść na wysokość głowy i zaczęła nucić Marsyliankę. Starała się stać prosto nad grobem córki, walczyła z drżeniem nóg i rąk, zwłaszcza ramienia, które z trudem trzymała w górze. Dalmau, Tomás i paru żałobników, którzy jeszcze nie opuścili cmentarza, patrzyli na nią w milczeniu. Wzruszenie ściskało im gardła, nie przyłączyli się do hymnu, jakby bali się, że w ten sposób zakłócą moment intymnego pożegnania matki z córką.
Josefa skończyła śpiewać. Z rezygnacją opuściła rękę i skinęła na synów. Dalmau nie chciał, żeby matka wracała do domu pieszo. Zresztą sam także nie miał siły iść: uginały się pod nim nogi, był zmęczony, przytłoczony śmiercią siostry. Uświadomił sobie nieodwracalność tego, co się stało, dopiero kiedy ją pochowali. Przeszywający ból mieszał się z niepokojem o Emmę. Zaproponował, żeby część żałobników wsiadła do konnego omnibusu i podjechała nim do Rambli. Tomás odmówił.
– Wozy nadal prowadzi i eskortuje wojsko – powiedział z pogardą.
– Tym lepiej – odparł Dalmau, który miał już dość tych politycznych uprzedzeń. – Nie będziemy musieli płacić. Kiedy powożą wojskowi, jeździ się za darmo.
BERTRÁN OTWORZYŁ JADŁODAJNIĘ, ALE Emma nie stawiła się do pracy. „Nie wiem – odpowiedział na pytanie Dalmaua. – Myślałem, że jest z wami, na pogrzebie”. W domu jej stryja nikogo nie zastał. „Emmo!”, krzyknął przez drzwi. Cisza. Zawołał jeszcze raz. Nic. Gdzie mogła pójść? Wiedział, że noc spędzona przy zwłokach przyjaciółki była dla Emmy bardzo ciężka; przez cały czas płakała. Może chce pobyć sama, pomyślał w drodze do jadłodajni.
– Jeżeli się pojawi, proszę przysłać do mnie kogoś z wiadomością – poprosił Bertrana.
Potem udał się do fabryki. Matka została w domu, przy swojej maszynie do szycia.
– Mam robotę – powiedziała.
– Nie chce matka, żebym został? – zapytał.
– Nie. Idź sprawdzić, co z Emmą. Nie przejmuj się mną.
On także był zawalony pracą. Barcelońscy robotnicy i rzemieślnicy nie mieli ostatnio łatwego życia. Znaczna część ludności zmagała się z bezrobociem i biedą. Instytucje dobroczynne, w większości kościelne, nie nadążały z niesieniem pomocy potrzebującym. Wydawały tysiące darmowych posiłków, w przytułkach i schroniskach mieszkały tysiące osób, obu płci i w różnym wieku. Kryzys gospodarczy okazał się dla robotników i bezrobotnych zgubny w skutkach.
Z drugiej strony pośród całej tej nędzy rozkwitała klasa przemysłowców i zamożnych mieszczan obnoszących się ze swoim bogactwem i wywyższających nad zwykłych śmiertelników. Kiedy w połowie XIX wieku zburzono mury otaczające Barcelonę, miasto zyskało hektary dziewiczych terenów, na których wcześniej nie można było niczego budować w zasięgu pocisku z armaty. Plan ich urbanizacji – geometryczny i jednolity – opracował inżynier wojskowy Ildefons Cerdà, człowiek prosty i właściwie nieznany; wielu architektów, intelektualistów i artystów uważało go wręcz za prowincjusza.
Cerdà chciał podzielić Eixample na równe kwadraty, ale architekci zaprotestowali: ta nowa przestrzeń, którą mieli zasiedlić bogacze, powinna wyróżniać się monumentalnymi budowlami. Kataloński modernizm – odpowiednik zachodnioeuropejskiego art nouveau – stał się nowym językiem barcelońskiej architektury.
W roku 1902 realizowano w Barcelonie trzy ważne projekty, za którymi stali dwaj wybitni modernistyczni architekci. Domènech i Montaner podjął się wzniesienia nowego szpitala – Santa Creu i Sant Pau – a także przebudowy Casa Lleó Morera stojącej przy Passeig de Gràcia, niedaleko Casa Amatller zaprojektowanej przez Puiga i Cadafalcha. Ten drugi szykował się do budowy Casa Terrades przy alei Diagonal, olbrzymiego neogotyckiego pałacu z wieżami o stożkowatych dachach, w którym miały zamieszkać trzy siostry właściciela. Trzeci mistrz modernizmu, Antoni Gaudí, nie zajmował się wtedy Eixample; pracował nad projektami wieży Bellesguard, Parku Güell i kościoła Sagrada Familia.
Nie tylko oni zostawili po sobie niezatarty ślad w dzielnicy Eixample, która próbowała walczyć z pospolitością z pomocą architektury. Vilaseca budował przy Rambla de Catalunya i Roger de Llúria; Bassegoda przy ulicy Mallorca; Domènech i Estapà także przy Rambla de Catalunya; niezwykle płodny Sagnier przy Balmes, Diputació, Pau Claris i Rambla de Catalunya; Romeu przy Aribau… Wielu architektów tworzyło wiekopomne dzieła w tym magicznym stylu.
Oznaczało to masę roboty dla fabryki kafelków don Manuela Bella. Jego zastępca, Dalmau Sala, był odpowiedzialny za najważniejsze zlecenia. Zakład wznowił działalność, choć mistrz nie wrócił jeszcze z Camprodon, gdzie ukrył się z rodziną na czas strajku.
Dalmau próbował odsunąć od siebie myśli o porannym pogrzebie. Włożył roboczy fartuch, usiadł przy stole i pochylił się nad rysunkami, które zrobił podczas strajku. Tymi, które przedstawiały twarz Montserrat. Zebrał je, ostrożnie zwinął i schował razem z innymi ważnymi dla siebie szkicami. Po jego policzkach spłynęły łzy, które powstrzymywał podczas pogrzebu. Znów usiadł za biurkiem. Wziął