Hrabina Cosel. Józef Ignacy Kraszewski
dla króla i jego towarzyszów, ministra od akcyzy schwytać w takim stanie ubłogosławionym, gdy rozum języka powstrzymać nie może.
– Koléj na Hoyma! – rzekł król. – Hoym – dodał – znasz mnie, niéma wymówki. Wiemy wszyscy żeś wielkim znawcą i wielbicielem wdzięków niewieścich, że bez miłości żyć nie możesz; poza te ściany nie wychodzi nic. Spowiadaj się!
Hoym głową na wszystkie strony wykręcał, a ręką z próżnym bawił się kielichem.
– Hę! hę!, zaśmiał się.
Z cicha nalał mu wina Kyan.
Minister machinalnie podniósł kielich do ust i wypił z tą bezrozumną chciwością właściwą już napiłym, których szatańskie pali pragnienie.
Lice mu zaszło purpurą.
– Hę! hę! – począł bełkocząc – chcecie wiedziéć jak wygląda moja kochanka… ale ja mili panowie niémam i nie potrzebuję miéć kochanki, bo mam za żonę boginię!
Rozśmieli się wszyscy chórem, król tylko ciekawie, poważnie wpatrując się w niego, słuchał.
– Śmiejcie się – mówił Hoym – kto jéj nie widział, ten nie widział Wenery, a myślę że i Wenus obok niéj wydałaby się praczką z przedmieścia. Mogęż ja ją opisać? W jedném jéj oku czarném jest tyle potęgi i wdzięku, iż żaden śmiertelny oprzéć mu się nie potrafi. Postać jéj Praxytelesa dłutoby zawstydziła… na jéj uśmiech niéma wyrazu, ale to bóstwo surowe i straszne i ten uśmiech nie rozkwita co dzień.
Kiwali głowami przytomni niedowierzająco, Hoym chciał przerwać, król uderzył o stół. – Opiszże ją lepiéj: to są westchnienia, nie obrazy.
– Któż opisze doskonałość – dodał Hoym z podniesionemi w sufit oczyma…
Wszystkie piękności ma, a żadnéj wady.
– Gotowem uwierzyć że piękna – zawołał Lagnasco – jeśli niestały Hoym od trzech lat się w niéj kocha i po cudzych kniejach nie poluje.
– Przesadza! pijany jest! – przerwał Fürstemberg. Jakto? piękniejsza od księżnéj Teschen?
Hoym ruszył ramionami, trwożliwém okiem mierząc króla; ale król rzekł spokojnie:
– Tu niéma innych względów nad prawdę… piękniejsza od Lubomirskiéj?
– Najjaśniejszy Panie – krzyknął unosząc się Hoym – księżna jest kobietą piękną, a moja żona jest boginią. Na całym dworze, w całém mieście, w całéj Saksonii, w Europie drugiéj takiéj niéma!
Śmiechem ogromnym, olbrzymim, szalonym zabrzmiała sala.
– Jaki zabawny Hoym pijany!
– Jaka pocieszna akcyza pijana!
– Co za nieoszacowany człowiek…
Król się nie śmiał, Hoym widocznie był pod wpływem ambrozyi i zapominał się gdzie był i przed kim to mówił.
– Śmiejcie się – zawołał – znacie mnie przecie wszyscy: sami mnie Don Żuanem nazywacie: oddajecie mi tę sprawiedliwość że na piękności niewieściéj nikt się lepiéj nie zna nademnie. Dlaczegóżbym miał kłamać?… to bóstwo nie kobieta; dość jednego jéj oka, aby w najzimniejszém łonie pożar zapaliło; jéj uśmiech… To mówiąc spojrzał mimowolnie na króla… Wyraz twarzy Augusta chciwie słuchającego wykrzykników i śledzącego każde jego słowo, przeraził go tak, że niemal się z trwogi wytrzeźwił. Radby był się cofnął… lecz nie mógł sobie zadać kłamu, i jak stężały, zamilkł pobladłszy…
Próżno śmiechami i wywoływaniami starano się go zmusić by szedł daléj: Hoym ze strachu oprzytomniał, ręka jego machinalnie obejmowała kielich, ale oczy trzymał wlepione w ziemię i zamyślił się dziwnie.
Na znak króla Kyan nalał mu ambrozyi, stuknięto w kielichy.
– Piliśmy boskiego naszego Herkulesa zdrowie! – zawołał Fürstemberg – teraz zdrowie Najjaśniejszego Apollina naszego…
Niektórzy pili na klęczkach, inni stojąc; Hoym wstał chwiejąc się i musiał oprzéć się o stół. Skutek wina, który na chwilę trwoga zawiesiła, powracał. W głowie mu się kręciło: wypił duszkiem.
Poza krzesłem królewskiém stał Fürstemberg, którego król Fürstchen przez pieszczotę nazywał i w swych miłosnych wycieczkach zwykle za towarzysza miewał. Apollo odwrócił się ku niemu:
– Fürstchen – rzekł cicho – akcyza nie kłamie; od lat kilku zamyka i tai się ze swym skarbem: trzeba go zmusić aby nam ją pokazał… Użyj takich środków jakich chcesz, niech kosztuje najdrożéj, ale ją trzeba widziéć.
Fürst się uśmiechnął, szło to bardzo i jemu i innym na rękę. Panująca dotąd królewska kochanka en titre, księżna Teschen, miała przeciwko sobie wszystkich przyjaciół obalonego przez nią wielkiego kanclerza Beichlinga, po którego upadku pałac na Pirnajskiéj ulicy odziedziczyła… a Fürstemberg choć w swoim czasie służył Lubomirskiéj przeciwko innym paniom dobijającym się serca króla, gotów był Augustowi służyć przeciw wszystkim w świecie. Piękność Lubomirskiéj nie zbyt świetna, nieco przekwitająca, jéj pańskie obejście się i ton, zaczynały nudzić króla, który wolał rezolutniejsze, śmielsze, żywsze charaktery w kochankach… Fürstemberg odgadł to wszystko z wejrzenia i mowy króla. W jednéj chwili odskoczył od jego krzesła i znalazł się poufale sparty o poręcz Hoyma, nachylony do jego ucha…
– Kochana akcyzo! – zawołał głośno – wstyd mi za ciebie, kłamałaś bezwstydnie i to w obec króla jegomości, żartowałaś sobie z nas i z niego. Przypuszczam chętnie, że żona takiego łotra jak ty i kobieciarza, nie może być koczkodanem, ale do Wenery i bogini, a nawet do księżnéj Teschen ją porównywać, to były żarty!
Hoymowi znowu wino grało w głowie.
– Com mówił – rzekł z gniewem – to była prawda! Tausend donner-wetter! Potz und Blitz!
Śmiano się z rubasznego wykrzyku, ale przy biesiadzie poufałéj król wszystko przebaczał… po pijanemu prości śmiertelnicy chwytali go za szyję i całowali, nie lękając się by ich Goliat zdusił w objęciach…
– Stawię tysiąc dukatów w zakład – o! – krzyknął Fürstemberg – że żona twoja od innych dam dworu piękniejszą być nie może…
Hoymowi dolewano wina… akcyza piła z rozpaczy…
– Trzymam zakład! – zgrzytnął zębami blady i pijany – trzymam…
– Sędzią… ja będę sędzią! wyciągając rękę dodał August.
– A sądu zwlekać się nie godzi – dodał August. – Hoym natychmiast sprowadzi tu żonę i na pierwszym balu u królowéj ją przedstawi…
– Hoym! pisz! Kuryer królewski powiezie list do Laubegast… – dodał któś z boku.
– Pisz list… natychmiast! – zaczęto znowu wołać ze wszystkich stron…
W jednéj chwili podsunięto mu papier, Fürstemberg gwałtem wcisnął pióro, król wzrokiem naglił do wykonania. Nieszczęśliwy Hoym w którym chwilami odzywała się trwoga mężowska i pamięć zalotności królewskiéj, sam nie wiedział jak dyktowany mu rozkaz przybycia do Drezna żonie napisał, i w mgnieniu oka wyrwano mu go z rąk… ktoś po wschodach zbiegł w dziedzińce, aby królewski posłaniec natychmiast z nim do Laubegast wyruszył.
– Fürstemberg – szepnął August – ja widzę po Hoymie że jeśli się wytrzeźwi