Dżinsy i koronki. Diana Palmer
– Nie sądzę, żebym miała dzieci – powiedziała. – Te perły nie mają dla mnie znaczenia.
– Ale mają dla twojej matki – odparł, wstając. – Tylko mi nie mów, że zgodziła się, żebyś tu przyjechała. Wątpię, żebyś w ogóle jej o tym mówiła.
– Jest w takim stanie, że nawet nie zauważa, co robię – powiedziała nerwowo.
Powoli wyszedł zza biurka i przysiadł na blacie, by zapalić papierosa. Kiedy się pochylił, opięte dżinsy uwydatniły potężne mięśnie jego nóg i wąskie biodra. Wyglądał oszałamiająco.
– Jaka będzie wasza sytuacja finansowa po spłaceniu pozostałych długów? – zapytał.
– Żadna – odparła zwięźle. Hamowała się, żeby nie podejść do niego. Był tak zmysłowy, tak podniecający, że serce waliło jej, jakby chciało wyskoczyć z piersi.
Jego pierś falowała.
– No cóż, nie zamierzam udawać, że będzie łatwo, ale zgodzę się na pięćdziesiąt centów za dolara, a wiem od waszego prawnika, że na tyle was stać. – Patrzył, jak jej twarz oblewa się rumieńcem. – Owszem, już z nim rozmawiałem.
– Powinnam się tego domyślić.
– To po co przyniosłaś mi te perły? Nie wierzyłaś, że pójdę z wami na układ?
– Nie byłam pewna. – Uśmiechnęła się. – Przede wszystkim jesteś biznesmenem, a straciłeś więcej niż inni inwestorzy. Nie chciałam patrzeć, jak tracisz Lariat.
– Nie stracę go – oświadczył stanowczo. – Jakoś dam sobie radę.
Patrzyła na jego zakurzone kowbojki. Harował jak wół. Był twardym facetem, kropka. A jednak pomimo zimnego sarkazmu, który okazywał na zewnątrz, miał w sobie coś, co ją pociągało. Czasami myślała, że pod tą maską ukrywa się mężczyzna rozpaczliwie spragniony miłości. Do tego jednak Cade Hollister za nic by się nie przyznał. Nikomu nie pozwalał aż tak się do siebie zbliżyć.
Patrzył na jej twarz, na której malowały się wszystkie uczucia do niego, co nie ułatwiało mu sytuacji. Bess od lat wielbiła go z daleka, a świadomość tego doprowadzała go do szału. Istniało tak wiele powodów, dla których nie mógł dać upustu z trudem hamowanemu pożądaniu, jakie w nim wzbudzała. Bess nie potrafiła się wyrwać spod kontroli zaborczej matki. A chociaż została bez pieniędzy, to w przeciwieństwie do niego przywykła do życia w luksusie, no i dzieliła ich znaczna różnica wieku. A jakby tego było mało, miał na głowie Lariat i rodzinę. To o nich przede wszystkim musiał się troszczyć, a przez ojca Bess znaleźli się w koszmarnym finansowym dołku.
Poza tym dziwił go nieustający pociąg, jaki do niego czuła. Sądził, że zdołał ją przekonać, że jej nie pragnie. A mimo to nadal patrzyła na niego tymi łagodnymi, pięknymi oczami, i to spojrzenie boleśnie go paliło. Kiedyś nawet niemal go sprowokowało do przemocy i upokorzył ją w sposób, który wciąż prześladował go po nocach. Wówczas pozbycie się jej wydawało się konieczne, ale teraz…
Wstał raptownie i zirytował się, gdy odskoczyła od niego. To wystarczyło, żeby wpadł w szał.
– Na litość boską! – krzyknął, piorunując ją wzrokiem.
Przygryzła dolną wargę i z przestrachem poszukała jego wzroku.
Dostrzegł ten strach, którego tak nie znosił. Musiał powstrzymać dziką żądzę, pragnął porwać ją w objęcia, całować do utraty tchu i uświadomić jej, że nie musi się go obawiać. Jednak nie mógł tak zrobić, a świadomość tego stanu rzeczy doprowadzała go do szaleństwa. Ze złością zgasił papierosa.
– Nie pochlebiaj sobie, skarbie – rzucił uszczypliwie. – Nie wzbudzasz w mężczyznach aż takiej namiętności.
Dał jej to do zrozumienia dawno temu, dlatego się nie obraziła. Wbiła wzrok w swoje stopy, na jej twarzy malowała się świadomość porażki.
– To już wiem – powiedziała.
Najbardziej zaniepokoiło go to, że duch walki całkiem ją opuścił. Była cholernie bezbronna, bezsilna…
Łagodne spojrzenie jej piwnych oczu pozbawiło go jakichkolwiek skrupułów. Ten wzrok palił go jak ogień, odebrał mu siłę woli, pozbawił go zahamowań. Wyciągnął nagle rękę, by złapać ją za ramię. Okręcił ją dookoła i przysunął do siebie, by mogła poczuć ciepło jego twardego, muskularnego ciała, i ujrzeć kropelki potu na gęstych ciemnych włosach na piersi.
– Czy to twoja najwyższa oferta? – zapytał głębokim głosem. Z tak bliska jego oczy wyglądały niesamowicie. Widząc jej zaskoczenie, sklął się w duchu za to, że wyrwał się z czymś takim. Wciąż była kompletnie zielona, nie miała nawet pojęcia, o czym mówił.
– Chodzi ci o perły? – odparła. – No cóż, wszystko inne już przepadło, zostało tylko kilka świecidełek mamy…
Spojrzał na nią z nieskrywaną pogardą.
– A mamusia, rzecz jasna, nie zrezygnuje ze swoich błyskotek nawet na spłatę długów. Zgadza się?
Czuła, że słabnie, nie miała siły dłużej bronić przed nim swojej matki.
– Cade, czy mógłbyś trochę odpuścić i rozmawiając ze mną, powstrzymać się przed kąśliwymi uwagami pod adresem mojej matki? – Spojrzała na niego błagalnie.
I wtedy zobaczył, jaka jest zmęczona. Zobaczył, jak bardzo pogrzeb ją wyczerpał. Jak na kobietę w swoim wieku była stanowczo zbyt blada, za chuda i sponiewierana. Matka wysysała ją jak pijawka i okradła z wszystkich radości oferowanych przez młodość. Zmrużył oczy. Ciekaw był, czy kiedykolwiek przyszło jej do głowy, że jego sarkazm to była obrona, a nie atak.
Obmacywał ją ciemnymi oczami jak dłońmi, badając jej piersi, biodra i wąską talię. Wiedział, co czuła. Nawet teraz dygotała, gdy tylko na nią spojrzał. Pragnęła go.
Ale chcieć i móc to całkiem coś innego. Gussie i Bess musiały pożegnać się z takim stylem życia, do jakiego przywykły, a Bess nie potrafiła zmierzyć się ze swoimi problemami. W jej obecnym stanie mógłby ją całkiem dobić, bo zupełnie upadła na duchu. Zabolała go myśl, że może ją stłamsić jeszcze bardziej, niż to robiła Gussie. Był porywczy, wybuchowy i wcale się z tym nie krył, a Bess by mu uległa. Tyle że swoją agresywną przemocą zniszczyłby kobietę, w jaką z czasem mogłaby się przemienić.
Gwałtownie zapragnął zaspokoić pożądanie, które zobaczył w jej łagodnych piwnych oczach. Dlatego musiał wyrzucić ją z pokoju, i to jak najszybciej.
Tyle że pachniała gardeniami i wyglądała tak, jakby zobaczyła w nim idealne uosobienie swoich marzeń. Jej oczy, łagodne i spragnione, kochały się z jego oczami. I były to dziewicze oczy.
Musnął kosmyk miękkich włosów Bess, który uwolnił się z koka, i strząsnął go z jej długiej szyi. Nawet czarny żakiet i śnieżnobiała bluzka nie ujmowały jej atrakcyjności. Gdyby tylko się za siebie wzięła, byłaby piękna. Tyle że mamusia nie lubiła konkurencji i dlatego nie namawiała córki do strojenia się, robienia makijażu i czesania się w taki sposób, by wyglądać jak najkorzystniej. Wiedział o tym, choć Bess nie zdawała sobie z tego sprawy.
Dotknięcie jej włosów sprawiło, że rozchyliła usta. Pożerała go dzikim, podnieconym wzrokiem.
– Pragniesz mnie z całego serca, co? – powiedział cicho, świdrując ją oczami.
Poczuła, że ziemia usuwa jej się spod nóg. Zupełnie jakby wszystkie jej marzenia o nim nagle się spełniły. Wyraz jego ciemnych oczu, dotyk dłoni we włosach, sposób, w jaki nagle