Dżinsy i koronki. Diana Palmer
Rozprawianie na temat powodów, które popchnęły ojca do samobójstwa, sprawiło, że znowu zaczęła opłakiwać jego stratę. – Dał się oszukać, tak samo jak inni. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że namówił różnych inwestorów, żeby poszli za jego przykładem. – Patrzyła na zapłakaną matkę. – Nie wiedziałaś, że ta spółka była fikcyjna?
– Nie. Oczywiście, że nie. – Gussie spojrzała na nią z ciekawością i znów zaniosła się płaczem. – Potrzebuję lekarza. Kochanie, zadzwoń po niego.
– Mamo, lekarz już cię zbadał. Nic więcej nie jest w stanie zrobić.
– Wobec tego przynieś środki uspokajające, skarbie. Łyknę jeszcze jeden.
– Zażyłaś już trzy.
– Wezmę jeszcze jeden – oświadczyło Gussie stanowczo. – Przynieś mi.
Przez chwilę Bess miała ochotę odmówić albo powiedzieć matce, żeby sama je sobie przyniosła. Ale miała zbyt miękkie serce. Tak okrutna nie byłaby nawet dla nieznajomego, a co dopiero dla pogrążonej w żałobie matki. Jednak kiedy wstawała, by spełnić polecenie, uświadomiła sobie, że jeśli szybko czegoś nie zrobi, to skończy jako darmowa służąca. Tylko co mogła zrobić? Przecież nie mogła zostawić Gussie samej. Nie miała brata ani siostry, więc to na nią spadały wszelkie obowiązki. Nie pamiętała, by kiedykolwiek w życiu czuła się tak samotna. Biedny ojciec… ale przynajmniej on już miał spokój. Żeby tylko nie była tak odrętwiała! Owszem, kochała go, ale nie potrafiła po nim płakać. Zresztą Gussie z nawiązką nadrabiała to za nie obie.
Położyła się bardzo późno, ale i tak nie mogła zasnąć. Ostatnie dwa dni to był istny koszmar. Była pewna, że gdyby nie Cade, ona i Gussie nie dałyby sobie rady. A nazajutrz czekał je jeszcze pogrzeb.
Cofnęła się myślami do tych ostatnich dni, kiedy Cade uczył ją jazdy konnej. Jej próby flirtowania coraz bardziej go irytowały i ani się obejrzała, jak wszystko wzięło w łeb.
Złapał ją w pasie tak mocno, że aż się wystraszyła, i rzucił plecami na stóg siana. Leżała, nie bardzo wiedząc, co o tym sądzić, a on patrzył na nią z góry, natomiast jego ciemne oczy rzucały wściekłe błyski. Jej koszulka zsunęła się z gładkiego barku, co przykuło jego wzrok. Przyglądał jej się bez cienia skrępowania, od pełnych piersi przez płaski brzuch aż po długie zgrabne nogi w obcisłych dżinsach.
– Z tej perspektywy prezentujesz się całkiem, całkiem, Bess – powiedział napiętym, pełnym złości głosem. Uśmiechnął się, ale nie był to miły uśmiech. – Jeśli chcesz się zabawić z parobkiem, to chętnie służę.
Spiekła raka, ale wkrótce czekał ją kolejny szok. Cade położył się na niej, przyciskając biodra do jej bioder. Podparł się na rękach, a ich klatki piersiowe niemal się stykały. Roześmiał się zimno, widząc, jak nagle pobladła.
– Rozczarowana? – zapytał, przyszpilając ją wzrokiem. – Chyba czujesz, że wcale mnie nie podniecasz, bogata panno? Ale jeśli wyłuskamy cię z tych ciuchów, to może sprowokujesz mnie na tyle, że jakoś zdołam cię zaspokoić.
Nawet teraz Bess zamknęła oczy ze wstydu, jaki wywołały w niej jego słowa. Nigdy nie czuła męskiej erekcji, ale pomimo całej swej niewinności wiedziała, że Cade mówi prawdę. W ogóle na niego nie działała. Zesztywniała ze łzami w oczach, z drżącymi ustami przełykała upokorzenie i zażenowanie.
Cade rzucił pod nosem coś niemiłego i wstał gwałtownie. Wyciągnął rękę, by pomóc jej się podnieść, ale nie zdążyła odmówić ani w ogóle się odezwać, bo do stodoły wpadła Gussie. Jednym rzutem oka oceniła sytuację, zagoniła wstrząśniętą Bess do domu, nie zwracając uwagi na wściekłego Cade’a, i po lekcjach jazdy konnej pozostały tylko wspomnienia.
Bess często zachodziła w głowę, z jakiego powodu Cade traktował ją tak okrutnie. Mógł jej po prostu dać kosza, odprawić z kwitkiem, ale on zaatakował ją brutalnie i poniżył, gdy była kompletnie niewinna i ledwie przemieniała się w kobietę. Jeśli liczył na to, że ją do siebie zniechęci, to mu się udało. Ale jej uczucia nie znikły, tylko głęboko schowała je w sobie. Jego fizyczność powodowała, że wciąż czuła się przy nim zdenerwowana, a jednak w głębi serca wiedziała, że gdyby nagle wziął ją w ramiona, uległaby i dała mu wszystko, czego zechce, pal licho strach. Chociaż wtedy właściwie jej nie dotknął. Tak to sobie zaplanował. Ale najbardziej bolało ją to, że jej w ogóle nie pragnął i kpił sobie z niej z tego powodu.
Westchnęła głęboko i przewróciła się na drugi bok. Taki jej parszywy los, że była skazana na pożądanie jedynego człowieka na świecie, którego nie mogła mieć. Uważał, że się z nim tylko droczyła, bo był biedny, a ona bogata, ale z gruntu się mylił. Nie potrafił dostrzec, że jego kiepska sytuacja materialna nie miała nic wspólnego z uczuciami, jakie do niego żywiła.
Był silnym mężczyzną, ale to nie miało nic do rzeczy, bo kochała go z wielu innych powodów. Na przykład dlatego, że dbał o ludzi, zwierzęta i środowisko. Hojnie dzielił się swoim czasem i pieniędzmi, których nie miał zbyt wiele. Bez wahania brał pod swój dach bezpańskie psy albo bezdomnych. Nigdy nie odmówił pomocy kowbojowi bez grosza przy duszy ani zdanemu na własne siły podróżnemu, nawet jeśli musiał z tego powodu zaciskać pasa i oszczędzać na jedzeniu. Był surowy, miał trudny charakter, a jednak w głębi duszy był bardzo wrażliwy. Potrafił przejrzeć kryjących się za maskami ludzi i dostrzec ich prawdziwe wnętrze. Bess widziała, jak wpadał w złość, i wiedziała, że jeśli chciał postawić na swoim, niepotrzebnie bywał nieugięty i nierozsądny. Ale nie był pozbawiony zalet. Wręcz miał ich aż nadto.
Dziwne, że nigdy się nie ożenił, bo wiedziała, że przez lata romansował z co najmniej dwiema kobietami. Ostatnią, jeszcze przed dwudziestymi urodzinami Bess, była bogata rozwódka. Ten związek trwał najdłużej i wielu miejscowych sądziło, że Cade wpadł po uszy. Tymczasem rozwódka nagle wyjechała z Coleman Springs i żaden z Hollisterów nigdy więcej o niej nie wspominał. Od tej pory, jeżeli w jego życiu była jakaś kobieta, to skutecznie trzymał ją z dala od rodziny, przyjaciół i znajomych. Cade był wyjątkowo dyskretny.
Natomiast Bess nie miała w tamtym czasie żadnych prawdziwych amantów, chociaż dla zachowania pozorów umawiała się z kilkoma mężczyznami, żeby Gussie nie zorientowała się, jak bardzo szalała za Cade’em. W jej oczach żaden mężczyzna nie mógł się z nim równać, a podpuszczanie tych, którym nie miała nic do zaoferowania, według niej byłoby okrucieństwem. Pod wieloma względami była niewinna jak dziecko, ale Cade najwyraźniej uważał, że jest tak obyta, jak udawała przed ludźmi. Jedna wielka farsa! Gdyby tylko wiedział, od jak dawna cierpiała z pożądania!
Zamknęła oczy, próbując zmusić napięte mięśnie, by się rozluźniły. Musiała przestać zamartwiać się przeszłością i się przespać. Nazajutrz czekał ją pogrzeb. Złożą jej biednego ojca na wieczny odpoczynek, a potem z matką zdołają może pozbierać jakoś wszystko do kupy i nauczą się żyć dalej bez tego całego bogactwa, do którego przywykły. Nie lada wyzwanie! Była ciekawa, jak Gussie sobie z tym poradzi.
Rozdział czwarty
Zgodnie z przewidywaniami Bess, na skromny pochówek przybyły tłumy, ale nie tylko przyjaciół i sąsiadów. Było to wydarzenie medialne, stawiła się prasa i reporterzy telewizyjni z całego stanu. Na skraju ludzkiej ciżby Bess dostrzegła wysoką i majestatyczną Elise Hollister, która stała obok trzech synów. Elise podchwyciła jej spojrzenie i uśmiechnęła się łagodnie. Bess odruchowo zerknęła na Cade’a. W ciemnym garniturze wyglądał okropnie ponuro, gdy górował nad matką i braćmi, Garym i Robertem. Rudowłosy Rob w przeciwieństwie do Gary’ego i Cade’a był towarzyski. Gary, mól książkowy, prowadził ich księgowość. Był niższy od Cade’a i nie tak silnie opalony,