Czerń nie zapomina. Agnieszka Hałas
siebie uwagi. Nikt nie może wiedzieć, z czyjego polecenia działacie.
– Oczywiście – mruknęła Śnieg. – Władze Elity mogłyby nie być uszczęśliwione, że dwoje ka-ira pomaga zrealizować czyjeś prywatne cele pod szyldem srebra. Prawda?
– Wprost przeciwnie. – Magini uśmiechnęła się kącikiem ust. – Przyjęłam was na służbę za zgodą i aprobatą władz Elity. Arcymistrz osobiście wydał specjalną dyspensę, aby można było was zwolnić z Domu Godnego Odejścia.
– Czy świat stanął na głowie? – spytała retorycznie Śnieg. – Mam uwierzyć, że z dnia na dzień z jakiegoś powodu staliśmy się potrzebni srebru? Dlaczego?
– To długa historia. Obiecuję, że jeśli sprawnie zrealizujecie pierwsze zadanie, wrócimy do tego tematu. Teraz myślcie o tym, jak bezpiecznie sprowadzić Krzyczącego z Gangarocai.
– Poradzimy sobie – zapewnił ponownie Feren.
Śnieg potaknęła, bo niedyplomatycznie byłoby zaprzeczyć. W jej głowie kłębiły się pytania, które zamierzała zadać Żałobnikowi, gdy znajdą się sami.
– Czas nas goni – podjęła Akhania. – Bądźcie gotowi jutro w południe. Igiełka naszykuje dla was potrzebne akcesoria i otworzy portal. Wszystkie sprawy organizacyjne, kwestie pergaminów, ksiąg i czegokolwiek jeszcze, czego możecie potrzebować, ustalajcie z nim.
– Przydałaby się iluzja maskująca obroże – zauważyła Śnieg.
– Czwarta formuła z grymuaru Fligelisa. Igiełka zna ten czar. Ach, jeszcze jedno. – Magini dopisała coś na leżącym przed nią dokumencie, odłożyła pióro i zmierzyła ich spojrzeniem. – Bądźcie czujni i liczcie się z możliwością wystąpienia… komplikacji. Krzyczącego poszukują również wysłannicy Otchłani. Po tym, czego dokonał na Wyspach Śpiewu, Dolina Śniedzi życzy mu losu gorszego od śmierci.
* * *
Laaz-Azlith, demon stosunkowo niskiej rangi, lecz słynący wśród pobratymców z drapieżności i brutalnej siły, wpełzł przez uchylone wrota do sali tronowej. Jego ciemną, wieloręką postać spowijały cienie oraz woń zgniłego mięsa.
Minął zakutych w zielonkawe zbroje wartowników o rozjarzonych ogniście oczach. Popełzł tam, gdzie pod baldachimem z węży zasiadał Tuur-Hazl-Gaddah, trójgłowy władca Doliny Śniedzi. U jego stóp spoczywała bestia o łuskach barwy mosiądzu, skrzydłach sępa i kilkunastu bezokich, zębatych paszczach, z których wysuwały się rozwidlone języki.
– Bądź pozdrowiony, o najbardziej bezlitosny z synów wielkiej Tuur-Ghidal – wysyczał uniżenie Laaz-Azlith, bijąc przepisowe siedem pokłonów. Bezoka bestia zamruczała jak syty lew. – Twój niegodny poddany stawia się na rozkaz.
– Bardzo dobrze. – Głos władcy przywodził na myśl odległy grzmot. – Mam dla ciebie zadanie. Udasz się do świata ludzi, nad Morze Tęsknot, do osady zwanej Gangarocai. Mieszka tam szaleniec, którym opiekuje się odmianka imieniem Łasica. Rozpoznasz go po tym, że ma na policzku trzy szramy. Trzeba go zabić i zniszczyć jego duszę.
– Zabić i zniszczyć jego duszę – powtórzył Laaz-Azlith.
– Tak. Lecz bądź ostrożny. Ten człowiek to sługa Doliny Popiołów, czarny mag, który w pojedynkę pokrzyżował nam plany na Wyspach Śpiewu. Nasi szpiedzy nie zdołali ustalić, czy naprawdę postradał zmysły, czy tylko udaje, i jakie jeszcze sztuczki może skrywać w zanadrzu. Zachowaj czujność i rozwagę.
Laaz-Azlith ponownie skłonił się nisko.
– Słyszę i jestem posłuszny.
Nie dał po sobie poznać, że wzmianka o fiasku na Wyspach Śpiewu wzbudziła jego niepokój. Wśród pomniejszych demonów krążyły liczne plotki na temat tej kompromitującej porażki. Szeptano, że sam ognisty Hanakarlath, jeden z siedmiu książąt Doliny Śniedzi, został za nią ukarany kilkusetletnim więzieniem.
Kiedy Laaz-Azlith opuścił salę tronową, bestia o skrzydłach sępa zasyczała:
– Pamiętaj o Dolinie Popiołów, o okrutny. Zasłużyli na zemstę.
– Zasłużyli – potwierdził Tuur-Hazl-Gaddah. – Wszystko w swoim czasie, moja Krah-Hazl.
Wprawdzie układ sił i sojuszy w Otchłani na razie wykluczał bezpośredni atak na popieliste królestwo, ale było oczywiste, że taka sytuacja nie może trwać wiecznie. A zemsta to owoc, który smakuje najlepiej, gdy dojrzeje.
3. Szaleniec z Gangarocai
I co sądzisz o tym wszystkim?
Pytanie było na poły retoryczne, a Feren Berilt nie odpowiedział od razu. Dłuższą chwilę ważył słowa, nim odrzekł:
– Nie mam pojęcia. To najdziwniejsza rzecz, jaka mi się przytrafiła od lat. Ale żyjemy i siedzimy tutaj, zamiast oczekiwać w lochu na pierwszą serię tortur. Doceniam ten fakt.
– Dlaczego mistrzyni Elity postanowiła zaangażować dwójkę żmijów, żeby jej sprowadzili trzeciego? I to nie z jakiegoś odległego zakątka sfer, tylko z południowej prowincji Talme?
– Może dlatego, że nie chce narażać swoich sług.
– A nie wybierze się osobiście, bo jest to poniżej jej godności?
– Raczej dlatego, że oszczędza siły. Nie zwróciłaś uwagi na jej aurę? Stawiam złoto przeciw babkom z piasku, że poważnie chorowała lub została ranna w ciągu ostatniego miesiąca czy dwóch.
Śnieg, która nie wyczuła niczego niezwykłego w aurze srebrnej magini, mruknęła wymijająco. Zastanawiała się, czy środki blokujące dar podziałały na nią silniej niż na Ferena, czy też z racji większego doświadczenia lepiej czytał aurę.
– A po co jej akurat Krzyczący w Ciemności? Na świecie jest tylu innych ka-ira.
– Może mieli romans.
– Bądź poważny.
– Mówię serio. To pierwsze wytłumaczenie, jakie mi przyszło do głowy.
Śnieg prychnęła wzgardliwie.
– Nie sugeruj się tym, co poeci wypisują w balladach. Prawdziwe życie tak nie wygląda.
Siedzieli w izdebce, w której zakwaterowano Ferena. Na stole przed nimi stały dwa kałamarze, jeden z czarnym, drugi z czerwonym atramentem. Obok leżały trzy dostarczone przez Igiełkę pergaminy z formułami, kilka piór i nożyk do ich ostrzenia oraz dwanaście arkuszy cienkiego papieru. Ustalili już strategię działania na następny dzień, a teraz należało się przygotować na różne ewentualności.
Śnieg z zadowoleniem odnotowała, że Feren Berilt traktuje ją dokładnie tak, jak powinien: uprzejmie i neutralnie. Umiała sprawnie przywoływać mężczyzn do porządku – nie darmo przez cztery lata współpracowała z gildią przestępczą – ale zawsze przyjemniej nie musieć tego robić.
– Czy możesz teraz wyjawić, w jakim celu poszukiwałeś Krzyczącego? – zapytała. – Intryguje mnie ten zbieg okoliczności. Coraz mniej wygląda na przypadek, jeśli wiesz, co mam na myśli.
– Los potrafi płatać dziwniejsze figle, wierz mi. – Feren unikał jej wzroku. Wyczuła zmianę w jego aurze: wzmocnił zapory wokół umysłu. – A moje zamiary są już bez znaczenia. Nie sądzę, by były w jakikolwiek sposób powiązane z zamiarami Akhanii.
– Wolałabym sama móc to ocenić. Ale w porządku, nie chcesz mówić, to nie. – Śnieg wzruszyła ramionami. – Czy mam wypisać drugą i trzecią formułę Elgemisa na tej samej karcie?
– Tak, zawsze