Czerń nie zapomina. Agnieszka Hałas
Ach – dorzuciła z zimnym uśmiechem Akhania – na wypadek gdyby chodziły wam po głowach jakieś głupstwa, uprzedzam, że dysponuję waszą krwią. – Wyjęła z fałdów szaty dwie płócienne chustki, z których jedna była oznaczona czerwoną, a druga fioletową tasiemką. Na każdej z chustek widniała rdzawa plama. – Kara za ewentualną zdradę będzie… bolesna.
Śnieg złowiła spojrzenie Ferena i wzruszyła ramionami.
– Jesteśmy magami. – Uznała, że może mówić za siebie i za niego. – Nie zwykliśmy łamać danego słowa.
– Oby tak było. – Akhania skinęła na golema, który przyprowadził Śnieg. – Rozkuj ich.
* * *
Kasza jęczmienna, duszona wieprzowina z warzywami oraz sałata z oliwą i octem winnym były obiektywnie bez zarzutu, a po dobie głodówki smakowały wprost niebiańsko. Jednakże Śnieg z rozmysłem jadła powoli, drobnymi kęsami, od niechcenia. Feren podobnie.
– Jeszcze wina? – zapytał uprzejmie Igiełka, chowaniec Akhanii ar Vithanare. Mały, chudy, wyglądał jak skrzyżowanie niedożywionego chłopca z jeżozwierzem. Błękitna szata wisiała na nim luźno.
Śnieg podziękowała, ale Feren pozwolił, żeby chowaniec dopełnił jego kieliszek. Wino było bardzo dobre, wytrawne, chyba z południowej Alkary.
Parę godzin wcześniej zostali sprowadzeni portalem z Domu Godnego Odejścia do wieży na pustkowiu będącej siedzibą Akhanii. Działanie środków blokujących dar zaczynało mijać i Śnieg wyczuła, że rezydencja magini jest opleciona siecią potężnych czarów ochronnych.
Wieża stała na urwistym wzniesieniu stanowiącym część większego skalistego masywu. Z jej okien roztaczał się widok na zarośnięte puszczą wzgórza. Z zewnątrz nie wyróżniała się niczym – stara budowla z jasnego kamienia, z murowanymi przybudówkami, zwieńczona krenelażem. Na dziedzińcu rosły dwie potężne jodły. W pobliżu znajdowało się kilka drewnianych szop i stajnia, jak również pozostałości murów sugerujące, że wieża była niegdyś częścią większej twierdzy.
Akhania tymczasowo przekazała żmijów w ręce Igiełki, który – jak przystało na doskonale ułożonego sługę – nawet drgnieniem powieki nie okazał zaskoczenia na ich widok. Jeszcze w Domu Godnego Odejścia obojgu zapięto na szyjach srebrne obroże z wyrytymi symbolami. Nietrudno było zgadnąć, że to magiczny odpowiednik kajdan. Emanowały zimną aurą powodującą lekkie, ale dokuczliwe swędzenie skóry. Śnieg, która niezbyt dobrze znała formuły stosowane przez Elitę, nie potrafiła odcyfrować, jakie czary wpleciono w obroże, i przeklinała swoją niewiedzę.
Zostali zaprowadzeni na jedno z wyższych pięter wieży, gdzie Igiełka pokazał im dwie sąsiadujące ze sobą izdebki. W tej, którą przeznaczono dla Śnieg, czekał kufer zawierający ubrania, bieliznę oraz kilka przydatnych drobiazgów, w tym grzebień. Żmijka w pierwszej chwili zdziwiła się taką hojnością ze strony Elity, ale szybko uzmysłowiła sobie, że odzież nie jest nowa. Jej poszczególne sztuki należały wcześniej do co najmniej trzech osób: dwóch mężczyzn i kobiety. Wszystko zostało starannie wyprane i wyprasowane, lecz nie wystarczyło to, żeby zatrzeć ślady obcej aury.
Śnieg rozłożyła zawartość kufra na łóżku i przekonała się, że ma do dyspozycji dwie pary spodni, dwie tuniki wełniane i jedną atłasową, sześć koszul, w tym jedną elegancką z koronkowymi mankietami, skromną suknię wełnianą oraz ładną jedwabną uszytą według talmeńskiej mody, płócienne halki do nich, czerwony płaszcz z kapturem i czarny filcowy kapelusz. Odepchnęła nieprzyjemną myśl, że poprzedni właściciele tych rzeczy mogli zginąć w Domu Godnego Odejścia.
Umyła się i z ulgą przebrała w męski strój. Ubranie nie leżało idealnie, ale nie zamierzała wybrzydzać. Na szczęście w Domu Godnego Odejścia oddano jej buty.
Teraz ona i Feren jedli wczesny obiad na najniższej kondygnacji w towarzystwie irytująco uprzejmego Igiełki. Komnata, gdzie zastawiono dla nich stół, nie była izbą czeladną, wyglądała raczej jak salka do podejmowania mniej ważnych gości. Kamienna posadzka, dębowy stół, naczynia z fajansu i błękitnego szkła. Na ścianach wisiały nedgvarskie kobierce w misterne roślinne wzory.
– Proszę za mną – powiedział odmieniec, gdy posiłek dobiegł końca. – Mistrzyni Akhania ma wam do przekazania kilka informacji.
Zaprowadził ich piętro wyżej, do gabinetu, do którego prowadziły rzeźbione hebanowe drzwi. Śnieg wyczuła lodowate sploty srebrnych czarów, którymi obłożono odrzwia, próg i ościeżnicę. Większości formuł nie rozpoznawała, ale niektóre owszem. Tak, Akhania dbała o swoje bezpieczeństwo w sposób fachowy i skuteczny.
Igiełka wyszeptał kilka słów i trzykrotnie zastukał do drzwi. Otworzyły się bezszelestnie.
– Wejdźcie – polecił odmieniec. Sam został na korytarzu.
W gabinecie unosił się przyjemny zapach kordiału z pięciolistu. Na półkach stały opasłe księgi, zwoje pergaminu oraz różne akcesoria, w tym kilka kryształowych kul i co najmniej jedna czaszka. Na lewo od drzwi wisiało owalne zwierciadło w ozdobnej srebrnej ramie.
Akhania ar Vithanare siedziała za dużym biurkiem zawalonym stertą dokumentów. Umoczyła pióro w kałamarzu, zamaszyście coś przekreśliła na leżącej z wierzchu karcie i uniosła wzrok.
– Usiądźcie. – Wskazała im dwa wyściełane krzesła. – Mam mało czasu, więc będę się streszczać. Shial, jesteś tu dlatego, że znałaś ka-ira znanego jako Krzyczący w Ciemności. Waszym pierwszym zadaniem będzie sprowadzenie go do mnie.
Cholera, pomyślała Śnieg. Los jednak lubi przedziwne zbiegi okoliczności.
– Mówiłaś, pani, coś o honorze – odezwał się cicho, złowrogo Feren.
Magini popatrzyła na niego ze wzgardliwym rozbawieniem.
– Proszę nie wyciągać pochopnych konkluzji z nikłych przesłanek, panie Berilt. Krzyczącego nie spotka z mojej strony żadna krzywda, wprost przeciwnie. Potrzebuje pomocy, a ja zamierzam mu jej udzielić.
– A ja jestem pawiem i mam pawi ogon – skwitował Żałobnik.
Akhania uniosła brew.
– A chce pan pawi ogon? Proszę mnie nie prowokować.
– Myślę, że nasza nieufność jest w pełni uzasadniona – odezwała się Śnieg nieco bardziej ugodowym, ale chłodnym tonem. – Jeżeli służba ma polegać na wyłapywaniu naszych braci w darze…
– Kto mówi o braciach w liczbie mnogiej? Chcę, żebyście tu sprowadzili jednego brata, i ręczę honorem maga, że nie mam względem niego wrogich zamiarów. Tak się składa, że Krzyczący służył mi w przeszłości, tak samo jak wy teraz. Zrealizował dla mnie niebezpieczną misję na Wyspach Śpiewu, udaremniając zakusy Doliny Śniedzi.
– A później zbiegł? – spytała cokolwiek kąśliwie Śnieg.
– Nie. W wyniku pechowego splotu okoliczności przypuszczalnie został poważnie ranny oraz porażony czarem odbierającym pamięć. Przebywa obecnie w osadzie Gangarocai nad Morzem Tęsknot. Chcę, żebyście go odszukali, zweryfikowali, czy to faktycznie on, i sprowadzili go tutaj. Bez ofiar. Jeżeli rzeczywiście stracił pamięć, może stawiać opór. Nawet w złej kondycji będzie niebezpieczny jak zranione dzikie zwierzę.
Śnieg niepewnie popatrzyła na Ferena.
– Myślę, że sobie poradzimy – oznajmił ku jej zdziwieniu. – Pod warunkiem że obroże nie sprawią nam jakiejś przykrej niespodzianki. Jak one działają?
Akhania ar Vithanare wyglądała na zupełnie szczerze zaskoczoną.
– Sądziłam, że znana jest