Bezsenność. Monika Siuda
wrażenie, że Igor go unika. Odczucie wydawało się o tyle dziwne, że pracowali razem i dzielili biuro, a Igor pozornie nie robił nic, co mogło jednoznacznie sugerować, że nie ma chęci na jego towarzystwo.
Sprawy służbowe załatwiali jak zwykle i Przemek, choć próbował doszukać się jednoznacznych sygnałów jego niechęci, nie potrafił tego zrobić. Przez kilka godzin nie znalazł okazji, aby go o to zapytać i jednocześnie utwierdzić się w słuszności swoich przeczuć (lub też im zaprzeczyć). Okazja nadarzyła się dopiero pod wieczór, kiedy drzwi ich biura pozostały zamknięte dłużej niż przez pięć minut, co oznaczało, że w końcu najważniejsze sprawy zostały załatwione, a oni od tej pory będą mieli odrobinę czasu tylko dla siebie.
– Czy wczoraj powiedziałem coś, co cię obraziło? – zapytał Przemek, siedząc przy swoim biurku i niechętnie zerkając na stos papierów, który się przed nim piętrzył.
– Nic podobnego. – Przed Igorem także rosła sterta dokumentów do uporządkowania.
– Odnoszę jednak wrażenie, że nie masz ochoty ze mną rozmawiać.
– Nic podobnego – zaprzeczył Igor, robiąc to tak szczerze, że Przemek uwierzył mu bez wahania.
– Więc skąd ta dziwna atmosfera?
– Nic mi o tym nie wiadomo.
– Tak spiętego, jak dziś, jeszcze cię nie widziałem. Nie próbuj zaprzeczać.
– Aż tak widać? – Igor nie patrzył przyjacielowi w oczy, za to błądził spojrzeniem po całym pomieszczeniu.
– Daj spokój. Znamy się już naprawdę długo i jakbyś nie zauważył, spędzamy ze sobą każdego dnia dużo czasu.
– Podjąłeś już decyzję? – wyrzucił z siebie Igor tak przedziwnym głosem, że sam wydał się zdziwiony jego brzmieniem.
– Podjąłem. – Przemek od razu wiedział, o co został zapytany.
Wczoraj w nocy w drodze do domu postanowił, że da szansę przyjacielowi i go wysłucha. Uważał, że to jedyne, co może zrobić. Zresztą nawet gdyby nie miał na to ochoty, jest mu to winien. Oprócz godziny, jaką mu poświęci, nic więcej nie będzie go to kosztowało, a miał pewność, jak wiele to będzie dla Igora znaczyło.
– Więc…?
– Jesteś pewien, że znajdziemy na to dzisiaj czas?
– Zgadzasz się? – Igor, choćby się starał z całych sił, nie zdołałby ukryć radości. Uśmiech rozjaśnił jego twarz, która ostatnio była nad wyraz poważna i zadumana.
– A czy mógłbym postąpić inaczej?
– Do tej pory nigdy nie chciałeś…
– Nie mówmy o tym, co było. Być może popełniałem ogromny błąd. Dziś zamierzam się tego dowiedzieć. Nie obiecuj sobie jednak zbyt wiele. To, że cię wysłucham, nie oznacza jeszcze, że poprę cię w twoich działaniach.
– Wiem o tym. – Igor nie zamierzał wmawiać przyjacielowi, że kiedy da mu szansę opowiedzenia o tej okropnej sprawie, nie będzie potrafił o niej zapomnieć, podobnie jak on teraz.
– Dużo masz do zrobienia?
– Sporo. Ale jeśli dadzą nam już dzisiaj spokój, zdołam uporać się z tym dość szybko.
– U mnie podobnie.
– Powiedziałeś w domu, że dzisiaj też możesz wrócić później?
– Nie umawialiśmy się na rozmowę trwającą pół nocy.
– Ale nie zaszkodzi uprzedzić. Tak na wszelki wypadek.
– Zrobię to, jeśli ci na tym zależy. – Przemek wziął telefon do ręki i wybrał numer do Rozalii.
ROZDZIAŁ 23
– Lepiej rozpakuj to, co trzymasz na kolanach – przypomniała o ich znalezisku Iga.
Lidia zaczęła odwijać folię, starając się robić to ostrożnie. Nie miała pojęcia, co się pod nią znajduje, a nie chciała tego uszkodzić.
– I co ? – niecierpliwie zapytała Iga, kiedy nie doczekała się żadnego komentarza.
– Skarbem bym tego nie nazwała – z rozczarowaniem stwierdziła Lidia.
– Nie możesz po prostu powiedzieć, co trzymasz w rękach?
– Zeszyty.
– Ale chyba zapisane?
– Jeden zapisany, a drugi wygląda jak blok rysunkowy. Są w nim jakieś szkice.
– Ładne chociaż?
– A co to za różnica – w głosie Lidii zaczęło pobrzmiewać zdenerwowane. – I po to tyle ryzykowałyśmy?!
– Nie za wcześnie na takie rozczarowanie? Może najpierw powinnyśmy dokładnie przejrzeć te notesy? – Iga miała przeczucie, że nie są tak bezwartościowe, jak oceniała je Lidia.
– Może masz rację.
– Zaraz będziemy w domu i dokładnie to obejrzymy.
Weszły do kuchni, aby zrobić sobie coś ciepłego do picia. Zanim zagrzała się woda, Iga nalała do lampek koniaku.
– To nam dobrze zrobi. – Postawiła jeden kieliszek przed Lidią. Ta spojrzała na zawartość, powąchała i nawet nie dziękując, wypiła od razu połowę jego zawartości.
– Dobre – oceniła.
– Cieszę się. To na pewno pozwoli nam się odrobinę zrelaksować.
– Nie wątpię – stwierdziła Lidia i wypiła resztę zawartości kieliszka.
– Dolać ci? – Iga stała oparta o kuchenną szafkę, powoli sącząc swój trunek i z rozbawieniem przyglądając się przyjaciółce. Po pierwszym łyku zaszkliły się jej oczy, a po drugim policzki oblał niezwykle pąsowy rumieniec o wyjątkowym trójkątnym kształcie.
– Poproszę.
– Nie krępuj się. Mam w domu spory zapas aspiryny – zażartowała Iga, nalewając koniak do kieliszka.
– Bez obaw.
– Zrobiłam niewielkie zakupy. Możemy zrobić sobie tosty, jeśli masz ochotę.
– Jasne, że mam. O ile mnie pamięć nie myli, dzisiaj nic jeszcze nie jadłam.
Popijając niespiesznie z kieliszków, zajęły się przygotowaniem tostów. Na razie zeszyty wyjęte spod podłogi leżały na szafce w przedpokoju. Lidia i Iga zostawiły je tam celowo, chcąc ochłonąć po tym, co niedawno przeżyły, zanim zabiorą się za ich przeglądanie. Wielką niewiadomą stanowiło, co mogły w nich znaleźć, ale wolały dać sobie czas na przygotowanie się do ujrzenia czegoś, co według nich musiało być czymś naprawdę wyjątkowym.
– Myślę, że jestem gotowa na zderzenie się z rzeczywistością. – Lidia wstała od stołu i poszła po znalezisko.
– Obawiasz się je obejrzeć?
– Tak. Kiedy w samochodzie zobaczyłam, co jest owinięte w folię, poczułam ogromne rozczarowanie. Jednak teraz zaczynam o tych zeszytach myśleć zupełnie inaczej.
– Szybko zmieniłaś zdanie.
– Wniosek, do jakiego doszłam, nie należał do zbyt skomplikowanych. Wręcz sam się nasunął.
– Czego dotyczy?
– Gdyby te zeszyty rzeczywiście nie mały żadnej wartości, nikt nie zadałby sobie trudu, aby ukryć je w ten sposób.
– To