Bezsenność. Monika Siuda

Bezsenność - Monika Siuda


Скачать книгу
było jej to potrzebne i jak wielką dzięki temu poczuła ulgę.

      – Nie ma za co. – Kurak pomyślał, że chętnie poszedłby do kogoś, komu mógłby się wygadać, jak to zrobiła przed chwilą jego pacjentka.

      – Co pan myśli na temat zmian w moim śnie? – zapytała Lidia, wierząc, że właśnie ten problem jest dla niej najważniejszy.

      – Trudno powiedzieć. Musiałbym wszystko dokładnie przemyśleć. A może pani ma jakiś pomysł na to, co mogło wywołać tę zmianę?

      – Sama nie wiem. Może ostatnie wydarzenia?

      – Zastanowię się nad tym i postaram się mieć jakieś wytłumaczenie na kolejnym spotkaniu – obiecał Kurak. – Jednak proszę, żeby Pani zrobiła to samo.

      – Postaram się. – Lidia zaczęła wkładać kurtkę. – Dziękuję i do widzenia.

      Waldemar Kurak został sam. Zamyślił się. Pierwszy raz spotykał się z podobnym przypadkiem. Lidia stanowiła dla niego tajemnicę. Prawdziwą. Może dlatego przeczuwał, że zrobi naprawdę wiele, aby ją rozgryźć. To, co opowiedziała mu dzisiaj, brzmiało niesamowicie. Jej koszmar ewoluował, przedstawiając zaskakujący obraz. W dodatku zbiegło się to z dramatycznymi wydarzeniami, których Lidia była świadkiem i w których części uczestniczyła. Czy to nie za duży zbieg okoliczności, aby sądzić, że słowa usłyszane od nieznajomego naprawdę nie wpłynęły na zmianę treści jej snu?

      Nie miał pewności.

      Pewien pomysł zaczął majaczyć mu w głowie. Na razie odpędzał go od siebie, co mu się udawało robić z niezłym skutkiem. Z czasem miał się jednak przekonać, że nie tak łatwo będzie mu o nim zapomnieć. Wbrew temu, co teraz o nim myślał, okaże się mniej irracjonalny, niż mógłby się spodziewać.

      ROZDZIAŁ 21

      – I jak było? – Lidia wsiadła do samochodu Igi, czekającej na nią nieopodal kamienicy, w której znajdował się gabinet Kuraka.

      – Normalnie. Za to teraz jest znacznie lepiej. – Lidia zapięła pas bezpieczeństwa.

      – Wygadałaś się?

      – Żebyś wiedziała – westchnęła Lidia. – Nie spodziewałam się, że tak bardzo tego potrzebowałam.

      – Kiedy tłumaczyłam ci, że rozmowa z psychoterapeutą to zupełnie coś innego niż rozmowa ze mną, nie chciałaś słuchać.

      – Ale teraz już wierzę. I zaczynam się też nad czymś zastanawiać.

      – Nad czym? – zapytała zaciekawiona Iga.

      – Skoro gada mi się z nim tak świetnie, to może przestaniemy się przyjaźnić?

      Lidia roześmiała się, kiedy poczuła porządnego kuksańca wymierzonego w jej ramię.

      – Jesteś pewna, że chcesz tam ze mną pojechać? – Iga w jednej sekundzie spoważniała.

      Umówiły się wcześniej, że zaraz po wizycie u Kuraka pojadą do mieszkania Wojtka.

      – Gdyby było inaczej, nie siedziałabym teraz obok ciebie.

      – Ale wiesz, że to, co chcemy zrobić, jest nielegalne?

      – Może przypominasz sobie, że to ja użyłam określenia „włamanie” na to, co zamierzamy zrobić?

      – Więc postanowione?

      – Jeśli o mnie chodzi, to na pewno. Chyba że ty się wahasz?

      – Nic podobnego.

      W niespełna kwadrans udało się im dojechać na miejsce. Iga pomyślała, że myliła się do tej pory, sądząc, że trudno o gorsze miejsce do zamieszkania niż ulica, przy której znajdowało się jej mieszkanie. Oglądając mijaną właśnie okolicę, doszła do wniosku, że naprawdę była bardzo daleka od prawdy.

      – Jak myślisz, zaparkować pod samym budynkiem, czy, żeby nie rzucać się w oczy, trochę dalej? – poradziła się Iga.

      – To zależy.

      – Od czego?

      – Od tego, czy potrafisz szybko biegać. Jeśli tak, możemy zaparkować odrobinę dalej i w razie kłopotów szybko dobiec do samochodu.

      – Nie pomagasz mi.

      – Bo sama nie wiem, co ci odpowiedzieć. A ty, co chciałaś zrobić, zanim zapytałaś mnie o zdanie?

      – Chciałam stanąć w pobliżu, aby móc w razie czego szybko wsiąść do auta i zniknąć.

      – Więc tak zrobimy. Podobno pierwsze pomysły są najlepsze – zdecydowała Lidia.

      Wysiadły z samochodu, nie mając na to najmniejszej ochoty. Bez pośpiechu podeszły do interesującego je budynku. Miały nadzieję, że to ten właściwy. Nie na wszystkich domach widniała numeracja, więc musiały policzyć budynki, aby trafić pod właściwy adres. Miały nadzieję, że się nie pomyliły.

      – Wchodzimy? – zapytała Lidia, stojąc przed wejściem na klatkę schodową?

      – Myślisz, że to tutaj? – zawahała się Iga.

      – Jeśli założymy, że dobrze liczyłyśmy…

      – Dobra. Nie ma na co czekać. Albo robimy to teraz, albo nigdy – mówiąc to, zniecierpliwiona Iga przekroczyła próg kamienicy.

      – Ciemno tu – zauważyła Lidia, z wolna pokonując kolejne stopnie schodów.

      – Jak cholera – wyszeptała do niej Iga.

      Na szczęście musiały wejść tylko na pierwsze piętro. Zaraz przy drzwiach wejściowych na klatkę schodową znalazły włącznik światła, ale nie działał. Zdecydowały się nie korzystać z latarki, nie chcąc wzbudzać ciekawości mieszkańców budynku. Wyszły z założenia, że każdy lokator tego domu na pewno doskonale radzi sobie bez światła.

      Stanęły przed drzwiami, za którymi powinno znajdować się mieszkanie Wojtka. Zostało wcześniej zabezpieczone policyjnymi taśmami, które musiały komuś szczególnie nie przypaść do gustu, bo zostały zerwane. Ich strzępy walały się po podłodze, a przy ścianie zwisały ich przyklejone części.

      – Zastanowiłaś się, jak my tam wejdziemy? – Ten problem dopiero teraz dojrzał w głowie Lidii. Do tej pory jakoś nie brała pod uwagę, że tym razem nie wystarczy zapukać do drzwi, aby stanęły przed nimi otworem.

      – A jak ci się wydaje? – Iga wyjęła z kieszeni jakieś narzędzia.

      W miejscu, w którym stały, było odrobinę widniej. Docierało tu światło z okna znajdującego się na półpiętrze. Jego jasność nie należała do powalających, ale wystarczała, aby móc się odrobinę rozejrzeć.

      – Chyba nie sądzisz, że w ten sposób poradzimy sobie z zamkiem – wyszeptała Lidia, ledwo wydobywając z siebie głos. Ze strachu gardło ścisnęło się jej do granic możliwości. Spoglądała sceptycznie na jakieś druciki i śrubokręt spoczywający w dłoni przyjaciółki.

      – Nie miałam nic…

      Iga nie dokończyła. Zza drzwi drugiego z mieszkań znajdującego się na piętrze dobiegł do nich bełkotliwy męski głos.

      – Kurwa.

      Pierwsze wyraźnie usłyszane słowo, które do nich dotarło, nie zwiastowało nic dobrego.

      – Złodzieje, kurwa!

      Zaraz po tym usłyszały odgłos kroków. Człowiek, który najprawdopodobniej za chwilę otworzy drzwi, nie szedł jednak pewnie, ale szurał, najwyraźniej się zataczając.

      Lidia i Iga poczuły,


Скачать книгу