Bezsenność. Monika Siuda

Bezsenność - Monika Siuda


Скачать книгу
spędzać w samotności ani minuty dłużej.

      – Cześć! – przywitała się, zamykając za sobą drzwi sklepu, niemal zupełnie zagłuszając dźwięk wiszącego nad nimi dzwoneczka, który oznajmiał ich otwarcie.

      – Dzień dobry. – Kamil wyłonił się spomiędzy regałów. – Jak się czujesz?

      – Dobrze. Dzięki. Biorąc pod uwagę to, co się stało, mogłoby być znacznie gorzej.

      – Dzwonił do ciebie policjant, który prowadzi sprawę tego morderstwa.

      – O której? – zdziwiła się Lidia, przecież kto jak kto, ale policjant powinien wiedzieć, o której może spodziewać się zastać ją w pracy.

      – Jakieś dziesięć minut temu.

      – I co powiedziałeś?

      – Że cię nie ma. Denerwował się. Mówił, że od wczoraj próbuje się z tobą skontaktować, ale nigdzie nie może cię znaleźć.

      Lidia pomyślała, że to wyjaśnia, dlaczego policjant postanowił zadzwonić pod numer antykwariatu jeszcze przed jego otwarciem. Wystraszył się, że coś mogło się jej przytrafić.

      – Nocowałam u Igi. Dlatego nie dodzwonił się do mojego domu.

      Kamil znał Igę z opowiadań szefowej.

      – A komórka? – zainteresował się.

      – Skorzystałam z niej, kiedy dzwoniłam do ciebie, a później wyłączyłam. Chciałam odpocząć.

      – Lepiej do niego oddzwoń, bo facet był bliski obłędu. Chyba się o ciebie martwi.

      Lidia wyszła z biura znajdującego się na zapleczu antykwariatu, chowając telefon do kieszeni spodni.

      – No to mi się oberwało. – Podeszła do Kamila.

      – Co się stało?

      – Pierwszy raz od niepamiętnych czasów poczułam się jak małolat, który nabroił, po czym dostał porządny ochrzan.

      – O co poszło?

      – W telegraficznym skrócie można powiedzieć, że pan policjant uznał, że jestem nieodpowiedzialna. Nie dość, że nie poinformowałam ich, że nie zamierzam spędzić tej nocy w domu i nie dałam im namiaru na adres, gdzie będę, to jeszcze wyłączyłam komórkę. Facet twierdzi, że dopóki nie wyjaśnią tego, co wydarzyło się na moich oczach, grozi mi niebezpieczeństwo.

      – Jak się nad tym zastanowić, to nie ma w tym tak dużej przesady, jak mogłoby się wydawać w pierwszej chwili.

      – Chyba żartujesz? – Lidia uznała, że ten pomysł jest co najmniej szalony.

      – W końcu byłaś świadkiem morderstwa. Ci, którzy załatwili tego biedaka, wcale nie muszą mieć ochoty na to, aby ktoś kiedyś ich rozpoznał i wskazał policji jako zabójców.

      – Nie sądzę, żeby w ogóle mieli pojęcie o moim istnieniu.

      – Ostrożności nigdy dość. To naprawdę poważna sprawa.

      – Oni nie mieli prawa mnie tam widzieć. A jeśli nawet widzieli jakąś oddalającą się osobę, to niemożliwe jest, żeby zdołali mnie rozpoznać. Co najwyżej widzieli moje plecy. Miałam na sobie długą, grubą kurtkę i zarzucony na głowę kaptur, więc nawet gdyby próbowali mnie zidentyfikować, to powiedz mi, w jaki sposób mieliby tego dokonać? – Lidia wypierała z całych sił możliwość, że może grozić jej jakiekolwiek niebezpieczeństwo. I trzeba przyznać, że jej argumentacji nie brakowało logiki.

      – Jeśli nawet uważasz, że jesteś bezpieczna, to chociaż doceń to, że policja przejmuje się twoim losem. Gdyby było inaczej, twoje zdjęcie już dawno znalazłoby się w lokalnej prasie z podpisem: Postrzelony mężczyzna umiera na rękach przypadkowo spotkanej kobiety. Tego chyba byś jednak nie chciała?

      – Masz rację. Tego bym nie chciała.

      – To zacznij na siebie uważać i chociaż nie wyłączać telefonu, aby policja mogła się do ciebie zawsze dodzwonić.

      – Postaram się.

      – Obiecujesz?

      Lidia usłyszała telefon dzwoniący w jej kieszeni i poczuła prawdziwą wdzięczność, że nadarzył się jej tak doskonały pretekst do przerwania tego dialogu. Musiała przyznać, że nie do końca miała chęć na kontynuowanie tej rozmowy, a już na pewno na składanie jakichkolwiek obietnic dotyczących poruszanego właśnie tematu.

      – Cześć – ze słuchawki popłynął głos Igi.

      – Cześć.

      – Jak twoje samopoczucie?

      – Nie najgorzej. Tylko policja się na mnie pogniewała za to, że nie odbieram od nich telefonów.

      – Powinnaś to robić, bo przecież…

      – Wiem, co powinnam. Zostało mi to wyjaśnione i to dwukrotnie w czasie mijającego właśnie kwadransa – przerwała Idze Lidia, nie mając chęci ponownego wysłuchiwania pouczeń.

      – Dzwoniłam dziś do Kuraka.

      – Już? – Lidia zastanowiła się, czy jej przyjaciółka czasami nie zapomina o tym, że ludzie pracujący do późnych godzin wieczornych rano mogą spać.

      – Przecież jest prawie jedenasta – zauważyła Iga.

      Lidia spojrzała z niedowierzaniem na zegarek. Iga mówiła prawdę. Nie mogła pojąć, kiedy minęły godziny, które dzieliły ją od nieprzyjemnej nocnej pobudki.

      – Domyślam się, że mam umówioną wizytę.

      – Dokładnie. Zgodził się dzisiaj z tobą spotkać, mimo że miał na ten dzień zapisaną maksymalną liczbę pacjentów.

      Lidia zaczęła wyobrażać sobie Igę rozmawiającą z Kurakiem. Zdołała już poznać ją na tyle, by mieć niemal całkowitą pewność, że nie pozostawiła psychologowi zbyt dużego wyboru.

      – O której mam u niego być?

      – O dwudziestej. Mam nadzieję, że ci pasuje?

      – Chyba musi. – Lidia wiedziała, że nie powinna odmawiać pójścia do psychologa. Iga robiła to wszystko dla niej i przez to, że się o nią martwiła.

      Lidii przyszło do głowy, że Idze zależy bardziej na rozwiązaniu jej problemu niż jej samej.

      – Masz dużo pracy?

      – A dlaczego pytasz?

      – Co byś powiedziała, gdybyśmy się gdzieś razem wybrały? Powiedzmy o drugiej po południu?

      – Masz ochotę na dobry obiad?

      – Nie. Chcę się dowiedzieć, gdzie mieszkał ten zabity.

      Lidia przypomniała sobie wieczorną rozmowę. Umawiały się, że odwiedzą miejsce, gdzie był zatrudniony ten biedak, aby zdobyć jego adres.

      – Gdzie się spotkamy? – Lidia zaczynała czuć, że chce dowiedzieć się o tym człowieku, ile tylko się da. Jeszcze wczoraj nie miała co do tego przekonania, ale dziś uległo to zmianie. Poczuła zaskoczenie, kiedy to sobie uświadomiła. Od rana nie poświęciła temu problemowi nawet chwili, a teraz zauważyła, że nie potrafi myśleć o niczym innym.

      – Przyjadę po ciebie. Będziemy musiały pojechać za miasto. Ale tego mogłyśmy się domyślić. Składy złomu raczej nieczęsto znajdują się w centrach miast.

      Już wczoraj wiedziały, gdzie Wojtek znalazł zatrudnienie. To akurat nie wymagało dużego sprytu. Wszystkie dane widniały na jego umowie o pracę.

      – Będę


Скачать книгу