Bezsenność. Monika Siuda

Bezsenność - Monika Siuda


Скачать книгу
– Chwała odebrał natychmiast po pierwszym dzwonku. Pod ten numer mógł dzwonić tylko jeden człowiek: Śmiały.

      – Jesteśmy niedaleko – oświadczył głos dobiegający ze słuchawki.

      – Nikt za wami nie jedzie? – upewnił się Chwała.

      – Nikt. Szef przecież wie, że inaczej nie przyjechalibyśmy.

      – Świetnie.

      – Nie jest szef teraz zajęty? – Śmiały wiedział, że takiemu człowiekowi jak Chwale powinno się okazywać maksimum szacunku. Ten człowiek miał ogromną władzę i lepiej było nie wchodzić mu w drogę. Znacznie korzystniejsze było okazywanie mu posłuszeństwa. Zachowanie, jakiego oczekiwał, zapewniało bezpieczeństwo, ale i spore dochody. Zlecenia dawał jedynie najbardziej zaufanym i posłusznym pracownikom, a kiedy już to robił, okazywało się, że są one niezwykle korzystne.

      – Możecie przyjechać. Jak długo będę na was czekał?

      – Nie dłużej niż kwadrans.

      – Wejdźcie – odezwał się Chwała, słysząc pukanie do drzwi.

      Nigdy nie załatwiał podobnych interesów w gabinecie znajdującym się w domu. Do podobnych celów miał urządzony drugi gabinet, znajdujący się w piwnicy, do którego można było wejść bezpośrednio z podwórka. Drzwi prowadzące do niego znajdowały się w takim miejscu, że nie sposób było wypatrzyć je od frontu domu.

      – Dobry wieczór – przywitał się Śmiały. Duch milczał. Stanął przy samych drzwiach, nie zamierzając wchodzić dalej.

      Jego zachowanie nikogo nie dziwiło. Ten człowiek raczej rzadko się odzywał i stronił od bezpośredniego kontaktu z ludźmi. Chwała akceptował to. Nawet zdołał nauczyć się znosić, że nie mówi mu dzień dobry wtedy, kiedy powinien. Duch zasłużył na to, bo nigdy jeszcze nie zawiódł i wywiązywał się z obowiązków we wzorowy sposób.

      – Siadaj. – Chwała wskazał krzesło naprzeciw swojego biurka.

      – Wykonaliśmy zadanie – oznajmił Śmiały, choć zdawał sobie sprawę z tego, że jego szef dowiedział się o tym niemal zaraz po tym, kiedy to się stało. Media działały błyskawicznie i nieraz niewiele brakowało, aby dowiedziały się o czymś wcześniej niż policja.

      – Byli jacyś świadkowie?

      – Nie – odpowiedział Śmiały i choć skłamał, jego głos nie załamał się ani na chwilę. Wiedział, że lepiej nie przysparzać szefowi niepotrzebnego stresu, zwłaszcza, jeśli problem bez trudu można rozwiązać.

      Widział w pobliżu miejsca strzelaniny jakąś kobietę, ale ocenił, że nie może stanowić żadnego zagrożenia. Zresztą zaraz po tym, jak uznał, że mogła coś widzieć, postanowił odszukać ją i skutecznie uciszyć. Już nieraz doskonale radził sobie w podobnych sytuacjach i nie widział powodu, dla którego tym razem miałoby się stać inaczej.

      – Czy ten człowiek miał coś przy sobie? – zapytał Chwała. Starał się, żeby ton jego głosu brzmiał obojętnie.

      – Nic nie zauważyłem – przyznał zgodnie z prawdą Śmiały.

      Akurat w tym wypadku nie musiał kłamać. Wojtek trzymał plecak za górny uchwyt. Nie założył go na plecy, ale zwisał mu wzdłuż nogi, a że był niewielki, zwyczajnie umknął uwadze Śmiałego.

      – Pamiętasz, że przed wami jeszcze wykonanie drugiej części zadania?

      – Tak. Ale czy nie możemy uznać, że to, co zrobiliśmy, zasługuje na wynagrodzenie? – zapytał Śmiały. Każdy przecież miał prawo dbać o interesy.

      – Mam dla was pieniądze. Jednak tylko niewielką część. Doceniam, że wszystko przebiegło zgodnie z planem, ale nie zapłacę za coś, czego nie dostałem.

      – Oczywiście. – Śmiały nie zamierzał się sprzeczać.

      Dziwiło go tylko, dlaczego przeszukanie mieszkania tego mężczyzny szef uznawał za znacznie bardziej skomplikowane i wartościowe niż zastrzelenie go.

      – Nie muszę chyba przypominać, że oczekuję największej dyskrecji.

      – Wszystko będzie wykonane, jak należy – zapewnił Śmiały i wyciągnął rękę po koperty, które podał mu szef.

      Chwała został sam. Czuł ulgę. Właśnie pozbył się problemu, który od bardzo długiego czasu spędzał mu sen z powiek. Miał nadzieję, że przeszukanie mieszkania tego człowieka, którego zabicie zlecił, upewni go jedynie w przekonaniu, że rozdział życia z nim związany słusznie uznał za zamknięty.

      Zamknął drzwi na klucz, zgasił lampkę stojącą na biurku i ruszył w stronę dobrze ukrytych drzwi prowadzących z gabinetu urządzonego w piwnicy wprost do gabinetu znajdującego się w centralnej części jego ogromnego i starego domu. Mimo braku światła, bez trudu odnalazł ukryte za regałem drzwi i dźwignię, która umożliwiała ich zamknięcie.

      Chwała nalał sobie solidną porcję koniaku i rozsiadł się w fotelu. Popijał powoli trunek, czując, jak z każdym kolejnym łykiem stres, gromadzący się w nim od rana, powoli znika. Mimo że już nieraz w swoim życiu podejmował tak kategoryczne decyzje, nigdy nie przestał pamiętać o tym, jak poważne mogą być ich konsekwencje w przypadku najdrobniejszego nawet niepowodzenia. Oczywiście miał świadomość, że armia najlepszych prawników stanęłaby na wysokości zadania i nigdy nie zostałby ukarany. Jednak nie o to tu chodziło. Chodziło o jego reputację, o to, że jego nazwisko zaczęłoby być kojarzone z czymś takim jak morderstwo. Na to nie mógł pozwolić. Nigdy.

      Drzwi gabinetu otworzyły się i w progu stanęła jego żona Edyta.

      – Nie przeszkadzam ci? – zapytała, wahając się, czy powinna wejść.

      – Jasne, że nie. Chodź do mnie. Masz ochotę na drinka?

      – Chętnie. – Edyta usiadła w fotelu, a Chwała podał jej szklaneczkę z trunkiem.

      – Jak ci minął dzień?

      – Nic szczególnego. Zrobiło się tak zimno, że zrezygnowałam z jazdy konnej. Na szczęście Alicja nie miała na dzisiaj żadnych planów, więc pojechałyśmy razem do fryzjera, a później poszłyśmy na kawę.

      Alicja była najlepszą przyjaciółką Edyty.

      – Jadłaś coś?

      – Nie. Myślałam, że zjemy razem.

      – To niezły pomysł. Myślisz, że Joanna przygotuje coś dobrego?

      – Jak poprosimy, to mamy szansę.

      – Nie będzie z tego zadowolona, ale obiecam jej premię. – Chwała uśmiechnął się i sięgnął po telefon. Zamierzał zadzwonić do kuchni, królestwa ich gosposi i wyprosić, aby zrobiła coś do jedzenia. Nie ze wszystkimi pracownikami obchodził się w jednakowy sposób. Nie wszystkim rozkazywał.

      ROZDZIAŁ 14

      Iga i Lidia jadły, siedząc na podłodze przy niskim stoliku. Wokół nich leżały rozłożone papiery, stanowiące zawartość teczki, która jeszcze rano należała do Wojtka.

      – To niezwykłe – stwierdziła Iga, spoglądając na kopie artykułów.

      – Jak myślisz, długo to zbierał? – Lidia była w szoku. Jakiś obcy człowiek z niewiadomych powodów postanowił zebrać wszystkie dostępne informacje na jej temat. Ilość dokumentów, które udało mu się zdobyć, świadczyła o tym, że to nie mogło trwać krótko. Chyba że robił to niezbyt długo, ale poświęcał na to cały swój czas.

      – Nie ma pojęcia.


Скачать книгу