Bezsenność. Monika Siuda

Bezsenność - Monika Siuda


Скачать книгу
Przemek również nie potrafił myśleć o nim w inny sposób, choć nie dawał mu tego tak jasno do zrozumienia jak inni, z którymi pracowali. Nieraz odczuwał żal, że Igor z dnia na dzień zyskał miano szaleńca. Zastanawiał się, jak to możliwe, że przepełnione politowaniem spojrzenia rzucane w stronę Igora czy też kpiące uśmieszki, pojawiające się na jego widok u kolegów z pracy, nie spowodowały, że sobie odpuścił.

      – Dobrze – westchnął Przemek, jakby czekało go wypełnienie przykrego obowiązku, od którego nie ma szansy się wykręcić. – Skoro już łaskawie zgodziłeś się poświęcić mi tego wieczora swój cenny czas i porozmawiać ze mną na temat dzisiejszego zabójstwa, nie mogę ci odmówić rozmowy na temat twojego kłopotu.

      – To nie jest jedynie mój kłopot – zdenerwował się Igor.

      – Słuchaj. Żeby była jasność. Jeśli chcesz pogadać o tej sprawie, to musisz nad sobą zapanować. Nie chce mi się wysłuchiwać morałów, ani tym bardziej pokłócić się z tobą.

      Igor rozejrzał się, po czym zaproponował:

      – Usiądźmy przy stoliku. Tu jest za dużo ludzi.

      Godzina robiła się coraz późniejsza i w lokalu przybywało gości. Z niewyjaśnionych powodów większość tłoczyła się przy barze i jedynym stole bilardowym. O dziwo trzy stoliki nadal stały puste. Jeden z nich przypadł Igorowi szczególnie do gustu. Znajdował się na widoku, ale w miejscu, gdzie nikt nie powinien mieć możliwości podsłuchania tego, o czym zamierzał mówić.

      – Niezły pomysł. – Przemek pomyślał, że chętnie zamieni barowy stołek na wygodniejsze krzesło.

      Kupili u barmana po piwie i zwolnili miejsca, które natychmiast zostały zajęte.

      – Naprawdę nie rozumiem, dlaczego każdego, kto próbuje wyjaśnić tę przeklętą sprawę, uważa się za wariata – zaczął Igor, kiedy już usiedli.

      – Nie wierzę, że tak cię to dziwi. – Przemek pociągnął łyk piwa z butelki.

      – A nie sądzisz, że większym powodem do zdziwienia jest to, że ludzie, którzy poszukiwanie wyjaśnień podobnych spraw powinni mieć we krwi, śmieją się z tego, któremu na tym zależy?

      – Ci ludzie, o których wspominasz, to oczywiście chłopaki od nas? – upewnił się Przemek.

      – A kogo innego mógłbym mieć na myśli?

      – Nie uważasz, że i bez tego mają masę roboty?

      – Tak jak i ja – zauważył Igor.

      – Może różnica tkwi w tym, że po robocie wolą wrócić do domu.

      Powiedz mi, ale tak szczerze, nigdy nie korciło cię, żeby sięgnąć po akta tej sprawy?

      – A niby dlaczego. Sprawa jak każda. – Przemek wzruszył ramionami. Spodziewał się jednak tego, co zaraz usłyszy. Wokół sprawy, którą zajął się Igor, powstało tyle niesamowitych legend, że któraś z nich musiała w końcu wywołać dreszcz emocji nawet u największego sceptyka i wzbudzić zainteresowanie u zatwardziałego niedowiarka.

      – Pozwól mi sobie o niej opowiedzieć.

      Przemek dostrzegł w oczach przyjaciela pasję.

      – Po to tu z tobą siedzę, żebyś w końcu mógł to zrobić – stwierdził Przemek, odrobinę obawiając się tej rozmowy. Nie miał pojęcia, co za chwilę usłyszy, ale nie to stanowiło dla niego najbardziej istotne zmartwienie. O wiele bardziej obawiał się swojej reakcji.

      – Powiedz mi, co wiesz na temat tego, nad czym spędzam tyle czasu.

      – Wiem tyle, że wszystko zaczęło się około osiemdziesiąt lat temu i już dawno się skończyło. A prawdziwym nieszczęściem jest to, że nikomu w porę nie udało się wyjaśnić, kto za tym wszystkim stoi. Ale to chyba ty miałeś opowiadać, nie ja – zirytował się odrobinę Przemek. Nie miał najmniejszej ochoty wypowiadać się na ten temat. Przede wszystkim dlatego, że nie lubił mówić o czymś, o czym niewiele wiedział.

      – Nie dość, że wiesz tak niewiele, to jeszcze twoje informacje nie mają dużo wspólnego z prawdą. A jeśli mam być bardziej dokładny, to całkowicie się z nią rozmijają.

      – O czym ty mówisz?

      – Widzisz, gdybyś choć raz dał mi szansę i poświęcił choć kwadrans na rozmowę o tym, co powoduje, że stałem się pośmiewiskiem całego komisariatu, wiedziałbyś chociaż tyle, że jesteś w błędzie.

      – Skoro tak, to mnie oświeć.

      – Wiesz, zrobię to, ale nie teraz. Pogadamy o tym jutro. Wolałbym pokazać ci parę dowodów na poparcie moich słów. Nie sądzę, abyś bez możliwości ich obejrzenia uwierzył mi.

      – Nie taka była umowa. – Przemek zamierzał poświęcić godzinę na tę rozmowę i zrobić to teraz. Nie myślał, żeby zajmować się tą sprawą przy innej okazji.

      – Wiem. Zrobisz, co uznasz za stosowne. Szanuję twój czas i nie będę miał do ciebie żalu, jeśli uznasz, że nie masz ochoty poświęcać go na coś, co stało się obsesją twojego kumpla.

      Przemek w milczeniu przyglądał się przyjacielowi, który najwyraźniej nie zamierzał powiedzieć ani słowa o tym, co tak bardzo zajmowało go od kilku miesięcy. Nie miał pewności, czy powinien czuć na niego złość. Najpierw zawraca mu głowę i niemal wymusza zgodę na rozmowę, po czym się wycofuje i chce przełożyć wszystko na kolejny dzień.

      – Naprawdę uważasz, że wzbudziłeś we mnie ciekawość? – Przemek przyjrzał się badawczo Igorowi.

      – A niby dlaczego miałbym tak myśleć.

      – Wiesz, że wcale nie miałem ochoty na tę rozmowę dzisiaj, a mimo to proponujesz, żebyśmy pogadali o tym jutro.

      – Przecież obiecałeś mi, że mnie wysłuchasz.

      – Owszem. Zamierzałem to zrobić teraz.

      – A to jakaś różnica?

      – Jutro mogę nie mieć na to ani czasu, ani ochoty.

      – Zrobisz, co uznasz za słuszne.

      – I nie będziesz miał mi za złe, jeśli nigdy więcej nie wyrażę chęci powrotu do tego tematu? – Przemek po raz kolejny przyjrzał się badawczo przyjacielowi.

      – Przeżyję. Jeszcze jedno piwo?

      – Myślę, że możemy sobie na to pozwolić. – Przemek spojrzał na zegarek, sprawdzając, która jest godzina. Na szczęście obaj mieli jutro popołudniową zmianę.

      Igor poszedł w stronę baru. Przemek obserwował, jak z trudem przepycha się przez stłoczonych tam ludzi, aby złożyć u barmana zamówienie. Jego myśli nieustannie krążyły wokół pytania, co powinien zrobić. Czy słuszne będzie zapoznanie się z problemem, który gnębił przyjaciela? Uzmysłowił sobie, że odpowiedź w ciągu paru minionych chwil stała się oczywista. Patrząc na niego, doszedł do wniosku, że powinien to zrobić. Powinien wysłuchać o jego problemie, o tym, co odbiera mu szansę na odpoczynek i co jest powodem tego, że stał się pośmiewiskiem dla całego komisariatu. Jeśli nadal chciał się uważać za przyjaciela Igora, nie powinien dopuszczać do siebie innej możliwości.

      – Niełatwe zadanie. – Igor wrócił do stolika i postawił na nim piwo.

      – Okropnie dużo ludzi dzisiaj.

      – Barman ledwie nadąża.

      – Słuchaj, jeśli chcesz jutro…

      – Nie mówmy teraz o tym – przerwał Igor. – Daj sobie czas na przemyślenie mojej


Скачать книгу