Bezsenność. Monika Siuda
myśl o tym, jak brzmi twoja opowieść. Najważniejsze, że jest prawdziwa. – Iga miała nadzieję, że Lidia nie zrezygnuje z terapii. Jej przyjaciółka była już dostatecznie zmęczona bezsennością, by zacząć się o nią martwić.
– Tak sądzisz?
– Właśnie tak.
– Dziękuję. Nie wyobrażam sobie, co by się ze mną stało, gdyby nie ty.
– Na pewno poradziłabyś sobie równie dobrze.
– Przeceniasz mnie.
– Nic podobnego. Mam nadzieję, że się nie pogniewasz, ale pójdę już do domu. Zrobiło się późno.
– Nie przeszkadzasz mi.
– Uwierz, że chętnie bym została, ale mam sporo pracy zaplanowanej na jutro. Może los będzie mi dziś sprzyjał i pozwoli przespać choć dwie godziny.
– Zamówię ci taksówkę. – Lidia sięgnęła po telefon.
ROZDZIAŁ 9
Wojtek przywitał się z szefem, który właśnie zjawił się w pracy, po czym poszedł spakować swój plecak. Zanim się z nim pożegnał, zamienili kilka zdań.
Minął kilka magazynów i starych zrujnowanych budynków, których przeznaczenia już chyba nikt nie pamiętał i wyszedł na główną drogę, przy której znajdował się przystanek. Na szczęście nie musiał czekać długo na środek transportu, którym zamierzał dostać się do centrum. Po niespełna trzech minutach znalazł się w ciepłym wnętrzu pustego autobusu. Skasował bilet i zajął miejsce przy oknie. Wyjął z plecaka teczkę, w której ułożył starannie sporą ilość papierów i odnalazł wycinek prasowy, który teraz najbardziej go interesował. Niemal całą kartkę, wyciętą skrupulatnie z gazety, zajmowało zdjęcie Lidii. Fotografia upamiętniała moment otwarcia noclegowni dla bezdomnych, na budowę której Lidia przeznaczyła spory datek. Wojtek przyglądał się uśmiechniętej i świetnie ubranej kobiecie, nie wątpiąc już, że jest to osoba, której przez długie lata szukał.
Miał pewność, że właśnie nadeszła pora, aby wyjaśnić do końca tajemnicę, którą próbował rozwikłać przez tak długi czas.
Wiedział o Lidii bardzo wiele. Może nie wszystko, ale zdobył informacje, które uważał za najbardziej istotne. Wreszcie był gotowy działać. W końcu też zdobył się na odwagę, aby wykonać ten pierwszy krok. Miał świadomość, że zwlekał już zbyt długo i że im dłużej będzie z tym czekał, tym trudniej będzie mu się zdobyć na ten gest.
Wysiadł z autobusu i zarzucił plecak na ramię. Znał adres, pod którym mieszkała Lidia i zamierzał tam pójść. Spodziewał się, że nie od razu ją zobaczy, ale będzie zmuszony czekać na jej pojawienie się na ulicy wiele minut. Wiedział, że wychodziła do pracy około dziewiątej trzydzieści, a przed chwilą minęła dopiero ósma.
Kiedy znalazł się przed jej domem, poczuł się dziwnie. Nie potrafił określić uczucia, które nim zawładnęło. Czuł radość, strach i przedziwne podniecenie. I przez cały czas nie potrafił wyzbyć się przeświadczenia, że nie zdoła porozmawiać z tą, której tak długo szukał.
Dotkliwe zimno zaczęło przeszywać jego ciało. Zrozumiał, że absurdem było zjawiać się tu tak wcześnie. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że zdąży pójść na kawę do baru, który mijał po drodze. Zresztą gdyby nawet przeoczył wyjście Lidii z domu i tak doskonale wiedział, dokąd i którędy pójdzie. Dogoni ją bez problemu.
Jego serce zerwało się do szalonego galopu, kiedy zobaczył, że wychodzi z kamienicy. Sam nie wierzył, że zdołał ją rozpoznać. Miała na sobie grubą, długą kurtkę, na głowie głęboki kaptur obszyty futerkiem, a szyję owiniętą tak długim szalikiem, że w zasadzie jej twarz była niewidoczna. Mimo wszystko Wojtek wiedział, na kogo właśnie patrzy. Nie wątpił w najmniejszym nawet stopniu.
Lidia zeszła ze schodów i poszła, jak zwykle, w prawo. Zmierzała do swojego antykwariatu. Szła dość szybko. Zważywszy na panująca aurę, nie powinno to nikogo dziwić. Wojtek stał chwilę, dosłownie gapiąc się na nią, nie mogąc uwierzyć, że znajduje się tak blisko kobiety, której szukał przez długie lata. Nie pozwolił sobie jednak na zbyt długą bezczynność. Jeśli teraz nie zrobi tego, co planował, nie zdobędzie się na to już nigdy.
– Przepraszam! – powiedział, unosząc odrobinę głos.
Znajdował się parę kroków za Lidią, ale z każdą chwilą ten dystans malał. Wojtek niemal biegł.
– Proszę pani! – Wreszcie znalazł się na tyle blisko, że mógł ją dotknąć. Położył rękę na jej ramieniu.
Lidia odwróciła się. Jej oczy przepełniał strach.
– Przepraszam – powiedział Wojtek, zdobywając się na uśmiech. – Nie chciałem pani przestraszyć.
– O co chodzi? – Lidia próbowała wyglądać na opanowaną, ale nie mogła przestać rozglądać się za kimś, kogo mogłaby poprosić o pomoc. Wołanie w próżnię było bezcelowe i zdradziłoby, niepotrzebnie, że się boi.
– Przepraszam, że tak panią zatrzymuję, ale… – Wojtek spojrzał Lidii w oczy i to wystarczyło, żeby najzwyczajniej w świecie się zaciąć. Nie mógł wykrztusić z siebie słowa. Stał tylko i patrzył.
– Czy coś się stało? – Lidia nie miała pewności, czy powinna się o tego człowieka niepokoić, czy może wykorzystać chwilę słabości, która najwyraźniej go dopadła i uciec jak najszybciej i jak najdalej się da.
– Nie. Nic. – Wojtek powoli odzyskiwał zdolność rozumowania. Nie spodziewał się, że spotkanie tej, której poszukiwał tak długo, wywoła w nim tak przedziwne uczucie.
Lidia zaczęła się odwracać. Zamierzała jak najszybciej dotrzeć do antykwariatu. O dziwo, nawet nie pomyślała o powrocie do domu.
– Proszę pani! – wykrztusił z siebie i przeklął w myślach Wojtek. Jak nie weźmie się w garść, nie zdoła nic osiągnąć.
Lidia nie odwróciła się na zawołanie, za to przyspieszyła kroku.
Wojtek ruszył za nią i kolejny raz położył jej rękę na ramieniu.
– Zjeżdżaj pan! – Lidia strąciła dłoń Wojtka.
– Mam pani coś do powiedzenia.
– Znikaj, bo zadzwonię po policję!
– Proszę dać mi kwadrans. Nie. Proszę o dwie minuty. Jeśli po tym czasie uzna pani, że nadal chce, abym odszedł, tak właśnie się stanie. Zniknę i już nigdy nie będę pani niepokoił. Proszę tylko o te parę chwil.
Lidia wpatrywała się w stojącego naprzeciw niej człowieka. Dopiero teraz spojrzała mu w oczy. Przebiegł ją dreszcz przerażenia, kiedy uświadomiła sobie, że nie potrafi oderwać od nich wzroku. Nie miała pojęcia, dlaczego tak się dzieje. I właśnie to wzbudziło w niej ciekawość – zwykłą, niemądrą, ludzką ciekawość.
– O co chodzi? – zapytała, dając Wojtkowi do zrozumienia, że właśnie dostał swoją szansę.
– Nawet pani nie wie, jak długo pani szukałem. Jak ja się cieszę. I w dodatku chce pani ze mną rozmawiać.
– Ma pan dwie minuty – przypomniała.
Wojtek w myślach podziękował jej za to. Jeśli chce wzbudzić w niej ciekawość, nie może marnować czasu.
– Mam pani coś do powiedzenia. Coś niezwykle ważnego. – Nawet nie wyobrażał sobie, że powiedzenie tego, co zamierzał, będzie tak cholernie trudne. Poczuł, jak mimo przejmującego chłodu