Bezsenność. Monika Siuda

Bezsenność - Monika Siuda


Скачать книгу
najlepiej będzie, jeśli po prostu opowiesz mi o wszystkim. Wtedy będziemy mogły porozmawiać o tym, jak to brzmi i spróbować stwierdzić, czy jesteś wariatką, czy jednak nie.

      Lidia milczała przez jakiś czas, wcześniej odstawiając w połowie pełny kieliszek na stolik. Było widać, że próbuje się skoncentrować i zrobić wszystko, co w jej mocy, żeby jej wypowiedź była rzeczowa i jasna.

      – Mam powody sądzić, że moje problemy ze spaniem mają inne podłoże niż u większości ludzi. Sporo o tym czytałam i wiele wskazuje na to, że mój wniosek jest słuszny.

      – Co jest w tym takiego niezwykłego? – zaciekawiała się Iga.

      – Nie śpię przez koszmar, który do mnie powraca.

      – Koszmary nie są niczym niezwykłym – zauważyła Iga.

      – Mój jest. Wiem, jak to brzmi. Myślisz, że jestem jak wszyscy ludzie, którzy są zdania, że to właśnie ich problem jest wyjątkowy.

      – Śni ci się zawsze ten sam sen? Czy dobrze zrozumiałam? – postanowiła skupić się na najważniejszym problemie Iga.

      – Tak.

      W pokoju znów zapadła cisza. Lidia zapatrzona w ten sam, co przed chwilą, punkt, milczała jak zaklęta.

      – Wydaje mi się, że jestem wtedy mała – odezwała się w końcu. – Nie. Jestem tego pewna. Wszystko dzieje się w nocy albo przynajmniej o tej porze, kiedy już zdążył zapaść zmrok. Przede mną kuca kobieta. Za nią stoją jacyś mężczyźni. Za mną też stoi jakiś człowiek. Kobieta płacze, ale prosi, żebym się o nic nie martwiła. Zapewnia mnie, że wszystko będzie dobrze. Nie rozumiem, co się dzieje, ale coś karze mi się bać. Strach narasta i bardzo szybko staje się paraliżujący. Trzyma mnie za ręce, ale z każdą chwilą jej uścisk zdaje się słabnąć, za to moje dłonie z coraz większą siłą zaciskają się na jej rękach. Płacze coraz bardziej, robi to jednak niemal bezgłośnie. Widzę łzy płynące po jej policzkach. Widzę je, mimo że na niebie nie ma ani jednej gwiazdy, nie ma księżyca. Dopiero z czasem dociera do mnie, jak to możliwe, że jej twarz jest oświetlona. Dzieje się to w momencie, kiedy ktoś, kto do tej pory stał za mną, chwyta mnie za rękę i ciągnąc, zmusza mnie, abym się odwróciła. Wtedy dostrzegam samochód zaparkowany nieopodal. Samochód z zapalonymi światłami. To one umożliwiały mi tak dokładne przyjrzenie się płaczącej kobiecie. Czuję silne pociągnięcie, które jest reakcją na moją próbę spojrzenia w stronę klęczącej już teraz na ziemi kobiety. Dopiero teraz zaczynam się okropnie bać. Tak nie bałam się jeszcze nigdy. Nigdy. Strach jest tak silny, że nie mam siły płakać. Odwracam się jeszcze raz, dzieje się to w chwili, kiedy ktoś, zniecierpliwiony moim ociąganiem się, podnosi mnie i bierze na ręce. Wtedy mój wzrok sięga wyżej. Dostrzegam w oddali ogromy dom. Niektóre jego okna są rozświetlone. Ten widok przykuwa na chwilę moją uwagę, ale bardzo szybko zostaje ona skierowana na coś innego. Dom znika, a jego widok zostaje zastąpiony widokiem wnętrza samochodu. W końcu dopada mnie histeryczny płacz. Krzyczę i płaczę i uderzam dłonią w szybę samochodu. Przez łzy i już tylko przez kilka sekund widzę klęczącą na ziemi kobietę. Samochód odjeżdża, oddalając się od niej niespiesznie. Jedziemy w zupełnych ciemnościach. Nie widzę drogi oświetlonej przez światła samochodu. Jestem zbyt mała, aby dojrzeć ją z miejsca, na którym siedzę. Wyglądam przez boczne okno, ale jest za ciemno, bym mogła dojrzeć cokolwiek. Dopiero gdy księżyc na moment wyłania się spoza ciemnych, ciężkich chmur, dostrzegam, że jedziemy między drzewami.

      Lidia przestała mówić. Iga zauważyła w jej oczach łzy. Nie miała wątpliwości, że sen, który właśnie opowiedziała, jest dla niej najprawdziwszym koszmarem. Wyraz twarzy Lidii sugerował, że na samo jego wspomnienie przeżywa trwogę.

      – Wiem, jak to brzmi – po niedługiej przerwie Lidia ponownie podjęła temat. – Albo raczej, jak nie brzmi – poprawiła się po chwili namysłu.

      – Podpowiesz mi, bo przyznaję, że chyba nie nadążam.

      – To, co mi się śni, chyba nie można nazwać koszmarem.

      – No cóż – westchnęła Iga – rzeczywiście wilkołaków w nim nie ma.

      – Ani wampirów, ani duchów – dodała Lidia, wzruszając z rezygnacją ramionami.

      – Ale chyba nie to jest najważniejsze.

      – A co?

      – Wydaje mi się, że najbardziej istotne są emocje, jakie ten sen u ciebie wywołuje. Tylko to, tak naprawdę, określa, co możemy uznać za koszmar. Wierzę, że ludzie czasem śnią najgorsze okropieństwa, które jednak nie wywołują u nich żadnych emocji, a nawet jeśli tak się dzieje, to zaraz po przebudzeniu zwyczajnie o nich zapominają.

      – Uważasz, że to, co nazywamy koszmarem, jest pojęciem względnym?

      – Sama bym lepiej tego nie ujęła. Mogę tylko dodać, że chyba po prostu każdy ma swój własny koszmar.

      – Każdy ma taki koszmar, na jaki zasługuje – spróbowała żartować Lidia, ale dopiero kiedy jej słowa wybrzmiały, zdała sobie sprawę, że w rzeczywistości żart nie był najlepszy.

      – Dokładnie – zgodziła się Iga. – Powiedz tylko, dlaczego zdecydowałaś się opowiedzieć mi o swoim śnie właśnie dzisiaj?

      – Jak już mówiłam, wiem, że moment, kiedy będę zmuszona powiedzieć o nim Kurakowi, zbliża się nieuchronnie i chciałam się przekonać, jak to wszystko wyjdzie. Czymś innym jest o czymś rozmyślać, a zupełnie inną sprawą jest spróbować ubrać to w słowa. Chciałam sprawdzić, czy moja opowieść zabrzmi tak mało przekonująco, jak się spodziewałam.

      – I jak według ciebie wypadła? – zaciekawiła się Iga, która czuła coraz większą chęć zadania chociaż jednego pytania.

      – Kiepsko. Mój sen nie jest koszmarem, a przynajmniej w ogólnie przyjętym znaczeniu.

      – Ale przecież jest koszmarem i to na tyle okropnym, że skutecznie pozbawia cię snu już od kilku miesięcy.

      – No tak.

      – Chcesz jeszcze chwilę o tym porozmawiać? – zapytała Iga, spodziewając się, że Lidia może być już zmęczona dyskusją na ten temat.

      – Czemu nie. Skoro już się na to zdobyłam.

      – Czy znasz kobietę ze swojego snu?

      – Nie – zaprzeczyła zdecydowanym tonem Lidia. Idze wydało się, że odpowiedź padła niezwykle szybko. Zbyt szybko.

      – A może ma to coś wspólnego z jakimś wspomnieniem z okresu twojego dzieciństwa – zasugerowała.

      – Nic podobnego. Nigdy nie widziałam tych ludzi, tej kobiety.

      – A może chociaż przypominasz sobie ten dom? Może miałaś okazję w nim kiedyś przebywać?

      – Nic podobnego. Budynek jest mi zupełnie obcy.

      – Może twoi rodzice będą w stanie go rozpoznać, kiedy im go opiszesz?

      Lidia spojrzał na nią zaskoczona.

      – Przecież to sen. Majak ukazujący coś zupełnie nierealnego – stwierdziła zdumiona. – Jak mogłabym pytać o coś podobnego rodziców?

      – Przecież sama twierdzisz, że we śnie jesteś małą dziewczynką. Możesz nie pamiętać, że gościłaś kiedykolwiek w tym miejscu.

      – Wiesz, wciągnięcie w to szaleństwo moich rodziców byłoby ostatnią rzeczą, którą bym chciała zrobić.

      – Pewnie masz rację – stwierdziła zamyślona


Скачать книгу