Bezsenność. Monika Siuda

Bezsenność - Monika Siuda


Скачать книгу
radę, ale nie chcę wyjść na kogoś, kto nie interesuje się własnym interesem i swoim pracownikiem.

      – Jasne. Dzwoń. Przygotuję coś do jedzenia.

      Lidia wybrała numer Kamila, a Iga zajrzała do lodówki tylko po to, aby przekonać się, że odrobinę się pospieszyła, mówiąc, że przyrządzi jakiś posiłek. Jak zwykle nie miała zbyt wielkich zapasów. A szczerze, w jej lodówce leżała jedynie kostka masła. Sięgnęła po mały wiklinowy koszyczek, stojący na parapecie okna, i wybrała jedną z ulotek, na której znajdowało się menu baru, z którego zwykle zamawiała jedzenie. Wyszła z kuchni, nie chcąc przeszkadzać Lidii w rozmowie i stojąc w przedpokoju, złożyła przez telefon zamówienie.

      – I co? Wszystko w porządku? – zapytała Iga, wchodząc do kuchni.

      – Facet jest niezawodny – przyznała Lidia. – Mogę być wdzięczna losowi, że trafił mi się taki pracownik.

      – Nie masz nic przeciwko temu, że dziś na kolację będzie jedzenie z baru?

      – Jasne, że nie. Co zamówiłaś?

      – Kurczaka z rożna i zestaw surówek.

      – Bardzo dobry wybór. Nadal masz ochotę przyjrzeć się zawartości plecaka? – Lidia nie mogła się dłużej powstrzymywać przed powrotem do tej kwestii.

      – Jasne. Może przejdziemy do pokoju. Tam jest znacznie więcej miejsca niż w kuchni, choć i tak nie może się to równać z twoim salonem.

      – Nie przesadzaj.

      – To miłe, ale wiem, jak tu ciasno.

      Lidia nie zamierzała się dłużej spierać. Dalsze zaprzeczanie byłoby głupotą. Jej apartament był z pięć razy większy od mieszkania jej przyjaciółki. Dopiero gdy ją odwiedziła i zobaczyła, jak mieszka, zdała sobie sprawę, że ona sama mieszka w luksusowych warunkach. Od dziecka przywykła do tego tak bardzo, że nie myślała o tym jak o czymś wyjątkowym. Przyjmowała to raczej jako coś oczywistego.

      Lidia poszła do sypialni po plecak i papiery, które nadal leżały na łóżku. Wróciła do saloniku i usiadła obok Igi na kanapie.

      – Na pewno go nie znałaś? – Iga skinęła na plecak, dając do zrozumienia, że pyta o jego właściciela.

      – Naprawdę nie mam pojęcia, kim był ten człowiek – świadomie pomijała pewien szczegół dotyczący wydarzeń, o których rozmawiały. Z jakiegoś powodu, nie potrafiła wyjawić całej prawdy.

      – Nigdy wcześniej nie zauważyłaś, żeby za tobą chodził?

      – Nigdy. – To akurat była prawda, ale Lidia i tak czuła, jakby okłamywała Igę, nie mówiąc jej o wszystkim.

      – Nie uważasz, że to dziwne, że właśnie tobie, zupełnie obcej mu osobie, powierzył swoją własność?

      – To wyjątkowe – westchnęła Lidia.

      – Może powierzył plecak tobie, bo byłaś jedyną osobą w pobliżu – snuła domysły Iga. – Jak się nad tym zastanawiam, wydaje się to jedynym rozsądnym wytłumaczeniem jego zachowania. Bo przecież chyba nie oddałby swojej własności tym, którzy postanowili go zabić.

      – Jest coś… – zaczęła Lidia, nie mogąc się jednak zdobyć na dokończenie wypowiedzi.

      Iga spojrzała na nią z zaciekawieniem.

      – Zanim ten człowiek zginął, rozmawiał ze mną – powiedziała i ponownie ciężko westchnęła.

      – Zaczepił cię.

      – Dokładnie. Teraz żałuję, że nie dałam mu szansy, żeby powiedział to, co chciał. A wszystko wskazuje na to, że miało to większe znaczenie, niż się domyślam.

      – Ale coś jednak powiedział.

      – Niestety miał na to niewiele czasu. Najważniejsze wyjawił dopiero po tym, jak go postrzelono.

      – Czego to dotyczyło?

      Lidia miała problem ze sformułowaniem kolejnego zdania. Informacja, którą chciała się podzielić, wydawała się jej tak abstrakcyjna, że z trudem przychodziło jej powtórzenie usłyszanych słów.

      – W sumie nie wiem, czy to było najważniejsze. Jak się nad tym zastanowię, to chyba raczej szalone. Ale dla niego było bez wątpienia sprawą o niezwykłej wadze. – Lidia nadal nie potrafiła powtórzyć usłyszanych od Wojtka słów.

      – A czego dotyczyła ta sprawa? – Iga zaczynała odnosić wrażenie, że jej przyjaciółka coś kręci.

      – Mnie.

      – Ale jak to? Przecież mówiłaś…

      – Że go nie znam – dokończyła Lidia. – Ale wiele wskazuje na to, że on znał mnie całkiem dobrze.

      Dopiero teraz Lidia rozchyliła teczkę i oczom Igi ukazała się sterta papierów.

      – Udało mu się zebrać sporo informacji na mój temat.

      – Żartujesz? – Iga poczuła, że zapiera jej dech w piersi. Wzięła do ręki kartkę leżącą na samej górze pokaźnego stosiku.

      Kartka była kserokopią artykułu. Większą jej część zajmowała fotografia Lidii, zrobiona na jakimś balu dobroczynnym.

      – Nawet nie wiedziała, że ta gazeta opublikowała jakiś tekst na mój temat. – Lidia wyglądała na poruszoną i chyba zdenerwowaną.

      – A reszta? – Iga wskazała na plik dokumentów.

      – Jak już mówiłam, zawartość teczki przejrzałam pobieżnie, ale to wystarczyło, abym się dowiedziała, że kartka, którą trzymasz w rękach, nie jest tu wyjątkiem.

      – Ale wspominałaś też, że coś ci powiedział.

      – To szaleństwo…

      – Nawet jeśli to szaleństwo, to wystarczy na ciebie spojrzeć, aby zrozumieć, że wywarło na tobie bardzo duże wrażenie.

      – Powiedział, że jest moim bratem – wyrzuciła z siebie Lidia, wiedząc, że jeśli nie powie tego teraz, nie zdobędzie się na to już nigdy.

      – Ale przecież przed chwilą sama mówiłaś…

      – Wiem, co mówiłam. Twierdziłam, że go nie znam. I to prawda. Za to on wychodził chyba z założenia, że zna mnie bardzo dobrze.

      ROZDZIAŁ 12

      – To był szalony dzień. – Igor rozsiadł się wygodnie na krześle, które zatrzeszczało przeciągle w buncie przeciwko naporowi. I nie stało się tak dlatego, że Igor należał do ludzi z nadwagą. Przeciwnie, od zawsze wyglądał, jakby należał do grona niedożywionych albo cierpiących na jakąś paskudną chorobę.

      Igor należał do chudzielców. To prawda. Ale do prawdy należało też, że krzesło, na którym siedział, miało chyba tyle samo lat, co on. No może to lekka przesada, ale Igor pamiętał doskonale, że kiedy przyjęto go do pracy w policji i pokazano mu biurko, przy którym będzie spędzał długie godziny na nudnym wypełnianiu dokumentów, to krzesło już tam stało i wcale nie wyglądało na nowe.

      – Idziemy do domu? – zapytał Przemek, partner Igora.

      – Sam nie wiem – zawahał się Igor. – Może zostanę i jeszcze nad czymś posiedzę.

      – Sugeruję, abyś odpoczął. – Przemek wiedział, że Igor od miesięcy męczy się nad wyjaśnieniem pewnej sprawy. Nie należała ona do spraw nowych. Przeciwnie. Miała długą historię. Zbyt długą, aby można było liczyć na to, że kiedykolwiek się ją wyjaśni. Zdążyła już spędzić sen z oczu wielu policjantom


Скачать книгу