Bezsenność. Monika Siuda
ją z plecaka. Dziwne było to, że nie wypełniono pola, w które należało wpisać adres zamieszkania.
– Mam nadzieję, że pomyślałaś o tym samym co ja? – Lidia spojrzała niepewnie na przyjaciółkę.
– Chcesz tam pójść i o niego zapytać? – Iga nie miała wątpliwości, że się nie myli.
– Mam nadzieję, że nie uważasz tego pomysłu za szalony.
– Może odrobinę.
– Ale sama przyznaj, że w wypytywaniu o ludzi nie ma wcale nic nadzwyczajnego, zwłaszcza kiedy wymyśli się jakąś wiarygodną historię uzasadniającą zainteresowanie.
– Pewnie, że nie ma w tym nic dziwnego. Interesujące jednak może się wydawać to, że zaczniemy wypytywać o kogoś, kto właśnie w biały dzień został zabity w środku miasta.
– Zawsze przecież możemy udać, że nie mamy o niczym pojęcia.
– Widzę, że z góry założyłaś, że zgodzę się odwiedzić jego miejsce pracy razem z tobą. – Iga uśmiechnęła się.
– Wcale nie – w głosie Lidii zabrakło przekonania. – Skąd ta pewność? – zapytała, nie bardzo rozumiejąc, jak Iga się tego domyśliła.
– Przed chwilą użyłaś liczby mnogiej.
– Kiedy?
– Mówiąc, że możemy udać, że nie mamy pojęcia, co przytrafiło się temu biedakowi.
ROZDZIAŁ 15
– Myślisz, że powinniśmy dzisiaj odwiedzić mieszkanie, które mamy przeszukać? – zwrócił się do Ducha Śmiały.
Właśnie znaleźli się na drodze prowadzącej do centrum miasta, przed chwilą opuszczając las, przez który należało przejechać, chcąc dotrzeć do domu Chwały.
– Sam nie wiem – odpowiedział Duch, siedzący za kierownicą.
Mówił bardzo rzadko, a Śmiały należał do tych nielicznych, których zaszczycał niekiedy rozmową. Nie wątpił, że to dlatego, że pracowali razem i musieli się ze sobą komunikować.
– Chciałbym wykonać to zadanie do końca i zainkasować resztę pieniędzy, które nam się należą.
– Więc, jeśli chcesz, możemy spróbować załatwić tę sprawę jeszcze dzisiaj.
To, kiedy dokończą zadanie, było tylko i wyłącznie ich sprawą. Chwała nie wtrącał się w podobne sprawy ani w ich metody. Jedyne czego oczekiwał, to wykonanie zlecenia w taki sposób, aby żaden najdrobniejszy ślad nigdy nie doprowadził do niego i najlepiej także do jego pracowników.
– Wiesz, że to ryzykowne – zauważył Duch, zatrzymując się na skrzyżowaniu z sygnalizacją świetlną.
– Uważasz, że na odwiedziny tego mieszkania jest zdecydowanie za wcześnie – domyślił się Śmiały.
– Przecież dopiero co sprzątnęliśmy tego faceta. Jak myślisz, z jak dużym prawdopodobieństwem policja obserwuje to miejsce?
– Z bardzo dużym.
– Właśnie.
– Tylko że my bardzo dobrze znamy najbliższą okolicę budynku, w którym znajduje się to mieszkanie i wiemy, jak dostać się do niego, nie wchodząc drzwiami znajdującymi się przy chodniku.
W słowach Śmiałego nie było ani odrobiny przesady. Zanim wykonali pierwszą część zlecenia, przez długi czas obserwowali mężczyznę, którego mieli zabić. Zapoznali się także z najbliższą okolicą kamienicy, w której mieszkał, nie zaniedbując sąsiadujących z nią budynków.
Duch nie zamierzał dłużej dyskutować na ten temat. Jak na jego gust, ta rozmowa i tak już trwała zbyt długo. Zmienił za to kierunek jazdy, obierając drogę prowadzącą do domu, o którym rozmawiali. Nie dojechali jednak na miejsce, zostawiając samochód o kwadrans drogi piechotą do celu.
– Zaczynam żałować, że namówiłem cię dziś na odwiedzenie tego miejsca. – Śmiały postawił kołnierz kurtki i naciągnął na głowę kaptur. Panująca aura należała do wyjątkowo podłych i nawet takim twardzielom jak Śmiały trudno było ją zignorować.
Duch miał podobne zdanie na temat pogody, ale nie skomentował tego. Jak dla niego temat należał do zbyt błahych, żeby wysilać się na rozmowę.
Ten dzień należał do niezwykle pracowitych. Śledzili swój cel od wczesnego ranka, zaczynając jego obserwację jeszcze zanim opuścił swoje miejsce pracy. W ten sposób spędzili w samochodzie kilka godzin, marznąc i cierpnąc. Po tym, jak wykonali zleconą im pracę, natychmiast opuścili miasto. Jeździli bez celu do wieczora, klucząc po okolicznych drogach albo oddalając się od miasta na sto kilometrów tylko po to, aby zaraz wrócić na jego przedmieścia, obierając inną drogę. Musieli przeczekać pierwsze godziny po zastrzeleniu tego faceta, z nadzieją, że do wieczora policja odrobinę odpuści pogoń. Zrobili tak, choć przypuszczali, że policja wcale nie zorganizuje wielkiego pościgu ani blokad dróg. Policjanci nie mieli najmniejszego punktu zaczepienia i wiedzieli, że podobne działanie nie przyniesie żadnych efektów ponad to, że wprowadzi jedynie chaos w życie miejscowych.
Chodnikiem szli tylko przez parę minut, po czym weszli w jeden z zaułków. Mijali tylne ściany kamienic, zaplecza sklepów, z których większość już nie istniała oraz tyły jakichś dwóch lokali, w których podawano jedzenie, ale których z całą pewnością nie można było nazwać restauracjami.
Pokonywali drogę w milczeniu, nie licząc uwag Śmiałego na temat panującej pogody. Na pogaduszki nie mieli najmniejszej ochoty, a to, w czym właśnie brali udział, nie wymagało żadnych komentarzy ani narad. Obaj doskonale wiedzieli, co mają robić.
W końcu doszli do budynku, przy którym przystanęli. Rozejrzeli się uważnie, próbując się upewnić, że nikt się im nie przygląda. Kiedy uznali, że są sami, zaczęli wspinać się po drabinie znajdującej się przy ścianie jednej z kamienic. Nie należała do najnowszych, więc nie można się było spodziewać, że będzie w dobrym stanie. Rdza naruszyła większość jej elementów, a na nieszczęście, jej szczeble nie były wykonane z drewna. W dodatku ledwie trzymała się ściany, przy najostrożniejszym ruchu bujając się na wszystkie strony.
Poczuli prawdziwą ulgę, kiedy ich nogi znalazły stabilne podłoże. Niestety wiedzieli, że to jeszcze nie koniec ryzykownych działań. Dali sobie chwilę na oddech i przygotowanie się do tego, co za chwilę będą zmuszeni zrobić.
– A co, jeśli ktoś zamknął właz? – zapytał, ku zaskoczeniu Śmiałego, Duch.
– Na razie o tym nie myślałem.
– Odłożymy wtedy sprawę na inny termin?
– Nie mam pojęcia, co wówczas zrobimy. Zanim zacznę się nad tym zastanawiać, powinniśmy się przekonać, czy jest nadal otwarty. – Śmiały domyślał się, że jego towarzysz nie ma najmniejszej ochoty na kontynuację tego, czego się właśnie podjęli. Wcale mu się nie dziwił. Perspektywa przeskakiwania z dachu na dach również i jego nie nastrajała optymistycznie.
– Dobra – odezwał się Duch. – Jeśli mamy to zrobić, zróbmy to teraz.
Nabrali takiego rozpędu, na jaki pozwalała długość dachu, na którym się znajdowali, po czym skoczyli. Wylądowali szczęśliwie, choć nie uniknęli niewielkich urazów. Obaj się wywrócili.
– Mam nadzieję, że ten raz, który jest jeszcze dzisiaj przed nami, naprawdę będzie ostatnim. – Śmiały otrzepywał spodnie z brudu.
Podeszli do włazu prowadzącego z dachu na niewielki strych, z którego można było dostać