Bezsenność. Monika Siuda

Bezsenność - Monika Siuda


Скачать книгу
pomieszczeń: maleńki przedpokój, łazienka i kuchnia. Wszystko urządzono w niezwykle skromny sposób, ale nie dało się nie zauważyć panującego tu porządku. W środku wręcz pachniało czystością.

      Przeszukiwali szafki, szafeczki i półki, starając się nie narobić bałaganu. Mebli stało tu tak niewiele, że skończyli znacznie przed czasem, który sobie wyznaczyli, stwierdzając, że nie znaleźli nic, co mogłoby zainteresować ich szefa. Niedobrze. Wiedzieli, że to się musi tu gdzieś znajdować. Tylko gdzie? Rozejrzeli się po maleńkim mieszkaniu i stwierdzili, że nie mogli niczego przeoczyć. Było tu zbyt mało rzeczy, aby czegoś nie zauważyć.

      – I co? – zapytał Duch.

      – Na dziś koniec.

      – Jak to? – Duch wiedział, że nie wykonali planu, więc trudno mu było uwierzyć, że jego przyjaciel podjął właśnie taką decyzję.

      – Zwyczajnie. Spadamy stąd.

      – Dlaczego zrezygnowałeś z poszukiwań? – zapytał Duch, kiedy najtrudniejszy etap drogi powrotnej mieli już za sobą. Szczęśliwie udało się im zejść po rozedrganej drabinie, przedtem przeskakując z dachu jednego budynku na drugi.

      – Tam tego nie ma. Bez sensu było ryzykować i dalej tam siedzieć.

      – Więc gdzie jest?

      – Nie mam pojęcia. – Śmiały zaczynał się denerwować.

      Wiedział, że człowiek, którego zastrzelił, był w posiadaniu jakichś dokumentów. Powiedział mu o tym szef, któremu zależało na ich odzyskaniu. Problem tkwił w tym, że nie potrafili ich odnaleźć, a próbowali już kila razy, zanim jeszcze go zabił. Śmiały nie miał pojęcia, co powinien teraz zrobić. Najgorsze, że sytuacja okropnie go denerwowała. Nieczęsto przytrafiało mu się nie sprostać zadaniu, jakiego się podjął. Sprawę pogarszało to, że raczej nie miał co liczyć na wypłacenie mu przez szefa pozostałej części pieniędzy. Zlecenie nie zostało przecież wykonane do końca, a więc szef nie będzie widział powodu, dla którego miałby zapłacić całość umówionej kwoty. Śmiały wiedział też, że niestety w tej sytuacji pieniądze nie powinny stanowić jego najważniejszego zmartwienia. Powinien zacząć zastanawiać się nad wymyśleniem sposobu, jak uspokoić szefa, kiedy ten okaże niezadowolenie z takiego obrotu sprawy. Szef należał do ludzi, którzy potrafili okazywać je w szczególny sposób. Śmiały wolał nie doświadczyć tego na własnej skórze.

      ROZDZIAŁ 16

      Wieczór Igi i Lidii przedłużał się i mimo że obie odczuwały zmęczenie, żadna nie spieszyła się z propozycją, aby położyć się już spać. Wynikało to z obawy przed kolejną bezsenną nocą.

      – Może pójdziemy do łóżek? – powiedziała w końcu Iga, robiąc to jednak niechętnie. Wcale nie miała ochoty iść do sypialni tylko po to, żeby gapić się na sufit.

      – Nie jestem pewna, czy to ma sens.

      – Dopóki nie spróbujemy zasnąć, nie dowiemy się, czy prześpimy tę noc.

      – Albo pół godziny.

      – Nawet jeśli miałby to być jedynie kwadrans, to zawsze coś.

      – Sama w to nie wierzysz.

      – Koniec gadania. Ty idziesz jutro do pracy, więc musisz choć odrobinę wypocząć.

      – A ty? Przecież też pracujesz.

      – Zgadza się. Tylko że moich podkrążonych i zaczerwienionych oczu nie muszą oglądać inni ludzie. Chodź, pomożesz mi przygotować pościel.

      Położyły się spać. Lidia nalegała, aby to ona zajęła kanapę w saloniku. Około drugiej w nocy w mieszkaniu Igi zapanowała absolutna cisza i ciemność. Wbrew pesymistycznym przewidywaniom, kobietom udało się zasnąć. Niestety okazało się, że nie nacieszą się możliwością odpoczynku zbyt długo.

      Dochodziła czwarta, kiedy Iga gwałtownie usiadła na łóżku. Rozejrzała się, ale w nieprzeniknionej ciemności pokoju nie dane jej było zobaczyć cokolwiek. W tym momencie nie miało to chyba większego znaczenia, bo to nie na tym zmyśle powinna się teraz skupić. Nie od razu zrozumiała, co się dzieje i co jest powodem jej pobudki, ale chwila wystarczyła, aby wszystko stało się jasne. Usłyszała okropny krzyk. Ten raz wystarczył, aby rozbudziła się na tyle, by zrozumieć, że powinna coś zrobić. Tylko co, do cholery. Oprócz tego, że Iga pojęła, że dzieje się coś, co wymaga jej interwencji, to jednocześnie dotarło do niej, że jest przerażona. Tak bardzo nie bała się chyba jeszcze nigdy. Chciała wstać z łóżka, ale okazało się, że nie potrafi zmusić się do zsunięcia z niego nóg, nie mówiąc już o tym, aby znaleźć w sobie siłę na wyjście z sypialni.

      Kolejny rozdzierający nocną ciszę krzyk spowodował, że coś się w niej odblokowało. Nie wiedziała, jak i kiedy znalazła się przy drzwiach sypialni i przekroczyła jej próg. Już po chwili kilkoma szybkimi krokami zdołała przemierzyć swój przedpokój, docierając do saloniku – źródła tego przeraźliwego krzyku. Nie miała najmniejszych wątpliwości, kto krzyczy. Najbardziej niepokojącym problemem było to, co go spowodowało. Jedyne, co Iga zdołała wziąć pod uwagę w tym krótkim czasie dzielącym ją od zbudzenia się do wejścia do salonu, było założenie, że w jej domu jest jakiś intruz, którego zauważyła Lidia. Szybko uznała tę teorię za błędną. W pokoju, w którym Lidia spała, nie było nikogo obcego.

      Iga, wpatrując się w szamocącą się na sofie przyjaciółkę, przypomniała sobie, jak opowiadała jej o przyczynach swojej bezsenności. Zrozumiała, że koszmar Lidii właśnie powrócił. Lidia zdawała się teraz szlochać. Wyraźnie się przed czymś wzbraniała. Iga, patrząc na to, zdecydowała się ją obudzić i skrócić jej cierpienie. Kiedy nachyliła się nad nią, aby to zrobić, Lidia, krzycząc niezwykle głośno, usiadła na łóżku z szeroko otwartymi oczami. Jej pierś unosiła się w oszalałym tempie. Oddech Lidii przypominał oddech początkującego sprintera po ukończonym biegu. Iga przysiadła obok niej na kanapie i położyła jej dłoń na ramieniu, drugą ręką próbując wymacać włącznik lampki stojącej obok sofy.

      – Już dobrze – odezwała się w momencie, kiedy udało się jej zapalić światło.

      Zauważyła, że jej przyjaciółka błądzi zdezorientowanym wzrokiem po pokoju.

      – Nocujesz u mnie, pamiętasz? – Iga spróbowała zwrócić jej uwagę na siebie.

      – Pamiętam – wyszeptała Lidia. Nadal z trudem łapała powietrze, ale jej oddech zdołał się już odrobinę uspokoić.

      – Chcesz wody?

      – Znowu ten koszmar – wyszeptała, zwilżając językiem spierzchnięte usta. Otarła ręką pot z czoła, próbując równocześnie pozbyć się poprzyklejanych do niego mokrych włosów.

      – Już dobrze. – Iga nie bardzo wiedziała, jak uspokoić przyjaciółkę. – Przyniosę ci wody.

      – Dziękuję.

      Iga na chwilę wyszła do kuchni, a kiedy wróciła, Lidia siedziała na kanapie w pozycji sugerującej, że przynajmniej na razie nie zamierza się ponownie kłaść.

      – Dzięki. – Lidia wzięła od Igi szklankę.

      – Lepiej się już czujesz?

      – Tak. – Lidia napiła się.

      – Nie mogłaś spać?

      – Wręcz przeciwnie. Zasnęłam prawie natychmiast po tym, jak przyłożyłam głowę do poduszki.

      – Więc co tu robisz?

      – Krzyczałaś tak, że zbudziłabyś umarłego.

      – Przepraszam.

      – Nie


Скачать книгу