Someone new. Laura Kneidl

Someone new - Laura Kneidl


Скачать книгу
już dłużej tego słuchać. Zostawiłam ich pod pretekstem konieczności odświeżenia się i zanim kolejni klienci i partnerzy biznesowi moich rodziców zdążyli mnie zaczepić, ruszyłam dalej.

      Przeszłam przez salon z wysokim sufitem, ciemnym kompletem wypoczynkowym i gigantycznym oknem wykuszowym otwierającym się na ogród. Ale zamiast pójść do łazienki, zwiałam do kuchni. Donośne głosy i śmiechy za moimi plecami robiły się coraz cichsze i po raz pierwszy od dwóch godzin odetchnęłam z ulgą.

      Choć moi rodzice nigdy nie przebywali w kuchni, była tak wielka jak kawalerka i miała na wyposażeniu profesjonalny piec, jaki każdy kucharz chciałby mieć w swojej pięciogwiazdkowej restauracji. Gotowała tutaj jednak tylko Rita, gosposia. Nawet serwowane przez obsługę z kateringu przekąski nie były tu przygotowane. Wszędzie stały przykryte folią tace i pojemniki.

      Otworzyłam lodówkę, monstrualnych rozmiarów urządzenie ze stali szlachetnej, z podwójnymi drzwiami i miejscem na jedzenie dla dziesięcioosobowej rodziny. Ze środka ziała jednak pustka, nie licząc jakichś smoothies i kolejnych przekąsek. Zamknęłam lodówkę, zdjęłam buty i wdrapałam się na kredens, co w ciasnej sukience okazało się nie lada wyzwaniem. Moi rodzice nie życzyli sobie w domu białego cukru, więc Rita zawsze chowała dla mnie kilka czekoladowych batonów w najdalszym kącie jednej z szafek. Ale tym razem schowek był pusty.

      – Świetnie – mruknęłam zdenerwowana i już miałam zejść z kredensu, gdy z tyłu otworzyły się drzwi. Drgnęłam i musiałam się złapać jednej z szafek, żeby nie spaść. Shit. Odwróciłam się powoli, spodziewając się ujrzeć mamę. Od incydentu sprzed dwóch lat nie spuszczała mnie z oczu na tego typu imprezach. Ale to nie mama weszła do kuchni, tylko kelner.

      Stał jak rażony gromem i wpatrywał się we mnie szeroko otwartymi oczami. Przy próbie zejścia z kredensu podwinęła mi się sukienka i facet miał doskonały widok na moją czerwoną koronkową bieliznę. Gapił się na mnie bez skrępowania.

      Wyzywająco uniosłam brew.

      – Podoba ci się ten widok?

      Przesunął wzrok od mojego tyłka na twarz. Obojętnie wzruszył ramionami.

      – Jeśli mam być szczery, bardziej podobałaby mi się czarna bielizna, ale czerwona też jest w porządku.

      Ten grubiański komentarz całkowicie zbił mnie z tropu. Większość ludzi, którzy pracowali dla moich rodziców, obchodziła się ze mną jak z jajkiem. Albo uważali mnie za naiwną gąskę, albo bali się, że rozpuszczona panienka narobi im kłopotów. Dlatego mówili przy mnie tylko to, co, jak im się wydawało, chciałabym usłyszeć.

      Zeskoczyłam z kredensu, naciągnęłam sukienkę na uda i przeciągle spojrzałam na faceta. Byłam pewna, że jeszcze nie proponował mi dzisiaj szampana. Zwróciłam uwagę na kanciaste rysy twarzy i pełne usta, które właśnie ułożyły się w krzywy uśmiech. I choć spiczasty nos był trochę za duży, nie zmieniało to faktu, że był zdecydowanie najatrakcyjniejszym facetem, jakiego widziałam tego wieczoru. Ciemne włosy, przypominające kolorem karmel, były nieco za długie, tak jakby przegapił ostatnią wizytę u fryzjera, i niedbale zaczesane do tyłu w sposób, jaki nie spodobałby się mojej mamie.

      – Czarna jest nudna – powiedziałam w końcu.

      – Jest elegancka.

      – Twoja bielizna jest czarna?

      Przechyliłam głowę i próbowałam z daleka rozpoznać kolor jego oczu, co przy sztucznym świetle reflektorów sufitowych było praktycznie niemożliwe. Domyślałam się jednak, że są niebieskie albo zielone, nie brązowe tak jak moje.

      Na twarzy kelnera pojawił się wyraz rozbawienia, na jego gładko ogolonych policzkach pojawiły się dołki. Z całkowitym spokojem odstawił pustą tacę, tak jakby codziennie widywał obnażone kobiety na kredensach.

      – Kto powiedział, że w ogóle noszę bieliznę?

      – Wiesz, że serwujesz tutaj jedzenie?

      – Ale do tego akurat używam rąk, a nie… – Urwał i zacisnął usta, żeby nie powiedzieć tego, co miał już na końcu języka, a potem odchrząknął. – Co ty tu w ogóle robisz? Szukasz czegoś? – Wskazał na otwartą szafkę.

      – Jedzenia.

      – Przecież jest go mnóstwo.

      Prychnęłam.

      – Widzę, ale macie coś bez kawioru, homarów i innych martwych zwierząt?

      – Obawiam się, że nie.

      – Kurczę.

      Z jękiem oparłam się o kredens i objęłam się rękami w pasie, jakby to mogło powstrzymać mój żołądek przed ciągłym burczeniem. Dlaczego po drodze nie zatrzymałam się przy Whole Foods?

      – Może będę mógł ci pomóc.

      Kelner podszedł bliżej i zobaczyłam, że jego oczy są zielone. Nie jasnozielone jak pączki na wiosnę, tylko ciemne jak liście, zanim zaczną brązowieć i spadać z drzew. Nie zatrzymał się jednak przy mnie, tylko poszedł do spiżarni, w której zwykle przechowywano konserwy i suche produkty. Dzisiaj znajdowały się tam stosy ubrań i torebek. Kelner ukląkł i zaczął się przez nie przekopywać. Nie wiedziałam, czego szuka, aż w końcu wstał i podszedł do mnie z kanapką. Podał mi ją bez słowa.

      Nie wahałam się.

      – Dzięki, masz u mnie dług.

      – Chętnie wezmę napiwek.

      – Dostaniesz.

      Odwinęłam folię z kanapki, upewniłam się, że naprawdę jest bez mięsa, ugryzłam kawałek i jęknęłam z zachwytu. Smakowała fantastycznie, nie tylko dlatego, że byłam wygłodniała. Chleb był miękki, jak świeżo upieczony, i obłożony nie tylko, tak jak zwykle, żółtym serem, majonezem, sałatą, ogórkami i pomidorami, ale miał dodatkowo odrobinę musztardy i czegoś słodkiego, czego nie umiałam rozpoznać.

      Kelner mnie obserwował. Powoli i jednocześnie natarczywie przesuwał wzrok po moim ciele, tak jakby chciał zobaczyć nie tylko wymuskaną postać, ale i ukrywającą się pod spodem osobowość. Wielu mężczyzn przyglądało mi się tego wieczoru, ale od ich spojrzeń robiło mi się zimno. Teraz serce zaczęło mi bić szybciej.

      – Jak masz na imię? – zapytałam z pełnymi ustami. – W myślach przez cały czas nazywam cię kelnerem.

      – Ludzie już mnie gorzej nazywali.

      Powiedział to w lekki sposób, lecz jednocześnie w jego oczach zamigotało coś ciemnego, co nie pasowało do tonu głosu.

      Czekałam, żeby się przedstawił, ale zamilkł.

      – Powiedz – nalegałam.

      Nie wiedziałam, dlaczego tak mi zależy na poznaniu jego imienia, prawdopodobnie nigdy więcej już się nie spotkamy. W firmach kateringowych ludzie ciągle się zmieniali. Studenci przychodzili i odchodzili, jak im pasowało w danym semestrze. Nie byłam pewna, czy on jest jednym z nich. Był trochę starszy, wyglądał na dwadzieścia parę lat, ale może studiował jakąś trudną dziedzinę, na przykład medycynę, albo robił doktorat na jakimś innym kierunku.

      – Julian – powiedział w końcu i to było wszystko: Julian. Bez tytułu, bez drugiego imienia, bez nazwiska, które mogłoby jakoś go określić i dać mi do zrozumienia, ile pieniędzy mają jego rodzice.

      Uśmiechnęłam się i wskoczyłam na blat kredensu. Nogi wisiały mi w powietrzu.

      – Ja jestem Micah.

      – Wiem, kim jesteś. Michaella Rosalie Owens.

      – Zabrzmiało jakoś groźnie. Jakbyś był stalkerem.

      – Nie jestem żadnym stalkerem, tylko kelnerem z dobrym słuchem. Ludzie mówią o tobie.

      – Co


Скачать книгу