Zła krew. Maria Jaszczurowska
znajomemu, że ma zastrzeżenia do współpracy Theranosa z koncernami farmaceutycznymi. Nie chciał powiedzieć nic więcej, ale znajomy zauważył, że Michaela coś trapi.
W marcu 2008 roku Todd i Michael skontaktowali się z jednym z członków zarządu, Tomem Brodeenem, i oznajmili, że prognozowane przychody, które Elizabeth prezentuje zarządowi, nie mają pokrycia w rzeczywistości. Nie owijali w bawełnę: kwoty są nadmuchane i nie uwzględniają faktu, że produkt jeszcze nie jest ukończony.
Brodeen był doświadczonym przedsiębiorcą. Miał sześćdziesiąt parę lat i swego czasu stał na czele jednej z największych firm konsultingowych oraz kilku przedsiębiorstw z sektora technologii. W zarządzie Theranosa zasiadał od niedawna – dołączył do zespołu na prośbę Dona Lucasa jesienią 2007 roku. Zważywszy na swój niewielki staż w tej firmie, poradził Toddowi i Michaelowi, by swoje obawy zgłosili Donowi Lucasowi, prezesowi zarządu.
Jako że zaledwie kilka miesięcy wcześniej podobne wątpliwości zgłaszał Avie Tevanian, Lucas tym razem potraktował sprawę poważnie. W pewnym sensie nie miał wyboru: Todd był zięciem jednego z inwestorów Theranosa, B.J. Cassina. Cassin i Lucas przyjaźnili się od dawien dawna. Obaj dołączyli do grona inwestorów Theranosa w tym samym czasie – podczas Serii B, na początku 2006 roku.
Lucas zwołał nadzwyczajne zebranie zarządu w swoim biurze przy Sand Hill Road. Elizabeth poproszono, by poczekała za drzwiami, a w tym czasie w środku naradzali się pozostali członkowie zarządu: Lucas, Brodeen, Channing Robertson i Peter Thomas, założyciel jednej z pierwszych firm zajmujących się inwestycjami kapitałowymi – ATA Ventures.
Po zakończonej dyskusji czterej mężczyźni doszli do zgodnego wniosku, że Elizabeth należy zwolnić ze stanowiska dyrektora wykonawczego. Kobieta okazała się zbyt młoda i niedoświadczona. Tymczasowo na czele firmy miał stanąć Tom Brodeen, dopóki nie znajdzie się ktoś na stałe. Członkowie zarządu wezwali Elizabeth i skonfrontowali ją z tym, czego się dowiedzieli, a następnie poinformowali o swojej decyzji.
Wtedy wydarzyło się coś nieoczekiwanego.
W ciągu następnych dwóch godzin Elizabeth zdołała przekonać ich do wycofania się. Powiedziała, że zdaje sobie sprawę z niedoskonałości swojego zarządzania, i obiecała poprawę. Od tej pory miała działać bardziej przejrzyście i reagować na ewentualną krytykę. Dała słowo, że taka sytuacja jak teraz więcej się nie powtórzy.
Brodeen nie palił się do porzucenia spokojnej emerytury i zarządzania start-upem działającym w dziedzinie, w której nie miał doświadczenia, więc zajął neutralne stanowisko i patrzył, jak Elizabeth przy pomocy idealnego połączenia skruchy i uroku osobistego stopniowo odzyskuje zaufanie trzech pozostałych członków zarządu. Nawet starszy i bardziej doświadczony kierownik firmy, zaprawiony w korporacyjnych potyczkach, nie poradziłby sobie z tą sytuacją tak sprawnie jak ona. Brodeenowi przypomniało się stare powiedzonko: „Kiedy porywasz się na króla, musisz go zabić”. Todd Surdey i Michael Esquivel porwali się na króla, a raczej królową. A ona przeżyła.
Nie tracąc ani chwili, królowa zabrała się za tłumienie rebelii w swoich szeregach. Najpierw zwolniła Surdeya, a kilka tygodni po nim – Esquivela.
Aaron Moore, Mike Bauerly i Justin Maxwell odebrali tę czystkę jako kolejny znak, że dzieje się coś niedobrego. Nie zostali wtajemniczeni w zdarzenia na zebraniu zarządu, ale mieli świadomość, że Theranos stracił właśnie dwóch dobrych pracowników. Todd i Michael nie byli ich kolejnymi kumplami z pracy, z którymi można skoczyć na piwo, lecz mądrymi pracownikami z zasadami. Jak powiedział Mike Bauerly, to ludzie ulepieni z najlepszej gliny.
Po tych nieoczekiwanych zwolnieniach Justin jeszcze bardziej zraził się do Theranosa. Takiej rotacji w szeregach personelu nigdzie nie widział; martwił się, że w przedsiębiorstwie zapanowało coś, co mógłby nazwać kulturą nieuczciwości.
Najgorszy był Tim Kemp, kierownik działu oprogramowania i potakiwacz. Nigdy nie postawił się Elizabeth i nie próbował jej uświadomić, co jest możliwe do zrobienia, a co nie. Zaprzeczył na przykład słowom Justina i wbrew jego opinii zapewniał Elizabeth, że we Flashu da się napisać szybszy interfejs użytkownika do edisona niż w JavaScript. Na drugi dzień rano Justin zauważył na jego biurku samouczek Flasha.
Elizabeth nigdy nie upominała Tima, nawet gdy zwracano jej uwagę na ewidentne przykłady jego dwulicowości. Ceniła jego lojalność; ponieważ nigdy nie powiedział jej „nie”, uważała go za proaktywnego, gotowego na wszystko pracownika. Nie miało znaczenia, że wielu współpracowników Tima uważało go za miernotę i kiepskiego menedżera.
Justinowi zapadł w pamięć incydent z udziałem Elizabeth. Pewnego wieczoru podczas wymiany mejli poprosił ją o informację, której potrzebował do napisania fragmentu oprogramowania. Elizabeth odpowiedziała, że poszuka jej nazajutrz rano, kiedy będzie w biurze. Justin wywnioskował, że w tamtej chwili była w domu. Ale kilka minut później wpadł na nią w biurze Tony’ego Nugenta, kilka drzwi dalej. Wkurzył się i uciekł bez słowa.
Chwilę później Elizabeth zajrzała do jego biura. Powiedziała, że rozumie jego rozgoryczenie, ale ostrzegła:
– Więcej nie strzelaj mi takiego focha.
Justin próbował sobie tłumaczyć, że Elizabeth jest jeszcze bardzo młoda i musi się wiele nauczyć na temat zarządzania firmą. W jednej z ostatnich rozmów mejlowych polecił jej dwa poradniki z dziedziny zarządzania: The No Asshole Rule: Building a Civilized Workplace and Surviving One That Isn’t [Jak stworzyć pozytywne miejsce pracy i przetrwać w każdym innym] oraz Beyond Bullsh*t: Straight-Talk at Work [Bez ściemy. Prosta rozmowa ze współpracownikami][3]. Wkleił nawet linki do obu książek na Amazonie.
Dwa dni później się zwolnił. W mejlu z wypowiedzeniem napisał:
powodzenia i proszę, poczytaj sobie te książki, obejrzyj serial Biuro i czasami uwierz w ludzi, którzy ośmielą się z Tobą nie zgadzać… Kłamstwo to obrzydliwy zwyczaj, a w rozmowach firmowych zaczyna się pojawiać niepokojąco regularnie. Należałoby wykorzenić ten brzydki nawyk, poważniejszy od epidemii otyłości… Nie będę myślał o Tobie źle, bo wierzyłaś w to, co robiłem, i kibicowałaś mi, kiedy zaczynałem pracę w Theranosie. Wydaje mi się, że jestem Ci winien te kilka słów na koniec. Nieoficjalnie, bo nie mamy działu HR, w którym mógłbym złożyć taki list.[4]
Zdenerwowana Elizabeth wezwała go do siebie, powiedziała, że nie zgadza się z tymi słowami krytyki, i poprosiła, by odszedł „z godnością”. Justin zgodził się pomóc w sprawnym podziale swoich obowiązków i obiecał rozesłać do współpracowników mejl ze szczegółowymi instrukcjami na temat lokalizacji danych dotyczących projektów, nad którymi pracował. Kiedy usiadł za biurkiem, by spisać wytyczne, nie mógł się oprzeć pokusie, by dorzucić tu i ówdzie trochę własnych przemyśleń na temat stanu zaawansowania tych projektów, choć wiedział, że i za to oberwie po uszach od Elizabeth.
Aaron Moore i Mike Bauerly pracowali w Theranosie jeszcze przez kilka miesięcy, ale nie mieli już do tej firmy serca. Nowe biuro było niczego sobie, miało na przykład duży taras nad wejściem do budynku. Mike poustawiał tam leżaki i zainstalował hamak. Z Aaronem spędzali w tym miejscu długie przerwy na kawę, a popołudniowe słońce ogrzewało im twarze podczas przyjacielskich pogawędek.
Zdaniem Aarona ktoś powinien powiedzieć Elizabeth, by trochę przystopowała i przestała się upierać przy wprowadzaniu na rynek produktu, który wciąż nie działał. Musiałaby jednak usłyszeć to od któregoś z trzech kierowników najwyższego szczebla: Tima, Gary’ego albo Tony’ego. Kłopot w tym, że żaden nie chciał nadstawiać karku. Tony przez cały czas pracował pod ogromną presją, którą wywierała na niego Elizabeth, więc po jakimś czasie miał dosyć narzekania Aarona i poradził mu, by się zwolnił.
– Znajdź sobie firmę, w której będziesz mógł zgrywać ważniaka.
Aaron przyznał mu rację. Czas rozejrzeć