Córka. Anne B. Ragde

Córka - Anne B. Ragde


Скачать книгу
Miała album z pogrzebu Margida, z pogrzebu, którym zajęli się Karin i Konrad Bovimowie, rodzice Pedera prowadzący o wiele większe przedsiębiorstwo pogrzebowe od małego biura Neshov.

      W albumie znalazło się też zdjęcie Margida w trumnie, nalegała na to, bo tak pięknie w niej wyglądał, w ciemnym garniturze, białej koszuli i z tym krawatem w kolorze niebiańskiego błękitu, który sama wybrała, niebieskim jak niebo, w które wierzył. Nie było ważne, że ona tej wiary nie podziela, to Margido tam leżał, to jego niebo miał odzwierciedlać ten krawat, jego godność podkreślać ten garnitur, w zasadzie zgodnie z przepisami nie wolno było chować ludzi w takich ubraniach, ponieważ nie były biodegradowalne, dlatego Konrad Bovim w albumie cyfrowym pominął zdjęcie Margida leżącego w trumnie, aby na wypadek zamieszczenia fotografii w internecie nikt nie zobaczył, że pracownicy biura omijają przepisy, kiedy chodzi o bliskich im ludzi. Mieliby wtedy kłopot z wyjaśnianiem tego następnym klientom.

      Jednocześnie cieszyła się – nie wiedziała, jak to inaczej nazwać… – ale tak, cieszyła się, że miała ten przywilej przygotowania Margida do ostatniej podróży, że mogła zaznać, jak to jest znaleźć się po drugiej stronie barykady, kiedy samemu jest się tym bliskim krewnym i chce się podjąć wszystkie ważne decyzje, dokonać jak najlepszych wyborów. Nauczyło to ją, jeśli to w ogóle możliwe, jeszcze większej pokory.

      Chociaż oczywiście zdawała sobie sprawę, że Konrad i Karin Bovimowie po prostu robią swoją robotę w związku ze śmiercią Margida, cały ten proces dał jej poczucie wielkiego sensu, czuła wagę własnych łez, znaczenie kwiatowych wieńców, tak jakby nigdy wcześniej w życiu ich nie widziała.

      Przeżywała smutek wypełniony od wewnątrz miłością.

      Prawdziwy profesjonalizm stwarzał przestrzeń na przeżywanie żałoby w godny i właściwy sposób. Opłakiwanie zmarłego również przez agenta pogrzebowego nie było do tego niezbędne, wręcz przeciwnie, trudno było tego w ogóle oczekiwać. Do chwili nadejścia śmierci zmarły był dla agenta zazwyczaj obcym człowiekiem, a jednak musiał on sprostać potrzebie bliskich, żeby ceremonia była poruszającym pożegnaniem wypełnionym wielkim smutkiem, więc uczucia były konieczne, niemniej jednak nigdy nie powinny przyćmiewać logistyki, to właśnie o niej bliscy powinni móc zapomnieć, należało zdjąć ją z ich barków, to za to rodzina płaciła agentom pogrzebowym.

      Ale oni przecież też byli tylko ludźmi, ci, którzy przez cały czas zajmowali się pogrzebami, nie byli żadnymi herosami, chociaż profesjonalizm stwarzał pewną tarczę, a za procedurami można było ukryć własne uczucia. Nekrologi, kwiaty, program w kościele, muzyka, wszystkie te sprawy należały do dziedziny logistyki, ale Torunn często poruszał smutek bliskich, ich łzy, czuła się prawie tak, jakby to właśnie trzymało ją przy życiu, jakby robiła to śmierć, to przeżywanie smutku, tęsknoty i miłości, które w sobie mieściła, czuła się tak, jakby mogła utracić swoje człowieczeństwo, jeśli nie dopuści do siebie świadomości śmierci. Mogła pozwolić sobie na płacz przy czytaniu wiersza, który miał zostać umieszczony w nekrologu, w tym nie było nic złego, to nie groziło otwarciem jakichś głębszych pokładów, to było tu i teraz, strata ubrana w słowa.

      Pani Marstad i pani Gabrielsen pomagały jej. Organizowały termosy z kawą, ciasteczka, pudełka z jednorazowymi chusteczkami i wszystkie wydruki, których Torunn potrzebowała, żeby w odpowiedni sposób przeprowadzić spotkania z rodzinami. Po śmierci Margida pani Marstad cały czas była przy niej, dzieląc się swoim doświadczeniem, również w kwestii przygotowania zwłok, które dla Torunn było najtrudniejszym przeżyciem, chociaż w tym także robiła postępy, powoli ucząc się skupiać na stronie profesjonalnej i na działaniu według procedur zamiast na własnych uczuciach.

      Świadomość, że Karin i Konrad Bovimowie mieli tak wielki szacunek dla Margida, również dawała jej siłę i większe poczucie znaczenia tego dziedzictwa, które teraz miała ponieść dalej, a także to, że oni również szczerze go opłakiwali; płakali wspólnie w zakrystii tuż przed rozpoczęciem ceremonii, a ona w tym czasie niemal histerycznie sprawdzała telefon, żeby się dowiedzieć, czy Erlendowi i matce udało się przetransportować dziadka do kościoła, a wtedy oboje Bovimowie nagle objęli ją ramionami, w tym samym czasie, każde ze swojej strony, to było prawie jak grupowy uścisk, coś, co w innych okolicznościach trąciłoby patosem, ale tak zrobili i nie było w tym nic patetycznego.

      Objęli ją. Ileż czasu minęło od chwili, kiedy po raz ostatni ktoś ją obejmował! Matka i Margrete, kiedy odwiedziły ją w Zielone Świątki, matka i Erlend na pogrzebie. I teraz Bovimowie. To wszystko.

      Telefon znów zadzwonił, usłyszała go z oddali, potem ucichł i rozdzwonił się ponownie. Nadal leżał na stoliku w salonie. Odetchnęła głęboko. Tak dobrze było tu siedzieć. Na ganku w Neshov. Gdyby tylko ściany mogły mówić!

      Zgasiła papierosa w popielniczce. Zamierzała teraz wejść do środka i się wysikać, cieszyła się bardzo, bo wreszcie udało jej się urządzić na parterze małą toaletę, w tym schowku pod schodami, gdzie po tym, jak jej ojciec uszkodził sobie nogę, stała jego przenośna ubikacja, akurat te ściany lepiej, żeby nie mogły przemówić, powinny zamknąć mordę na zawsze. Nigdy nie zapomni widoku ojca leżącego na podłodze w sieni, obok turkusowego klozetu przewalającego się w całym syfie za nim, kiedy z własnej inicjatywy przyjechała z Oslo, żeby mu pomóc w prowadzeniu gospodarstwa, w obrządzaniu świń, i bez uprzedzenia otworzyła drzwi i przestraszyła go tym tak, że spadł z tej mało stabilnej plastikowej konstrukcji.

      Teraz ta niewielka komórka zmieniła się w zaskakująco przestronną toaletę z umywalką i lustrem, Torunn pomalowała ściany na kolor omszałej zieleni i kupiła małe ręczniki w tym samym odcieniu. Zrobiło się ładnie. I dużo prościej niż wtedy, kiedy trzeba było wspinać się po długich schodach do łazienki na piętrze.

      Napiję się wody, pomyślała, a potem zupełnie na spokojnie oddzwonię do matki. Najpierw wezmę głęboki oddech. Policzę do dziesięciu. Albo nawet do dwudziestu czy trzydziestu.

      Przypisy:

      – Widzę, że dzwoniłaś, byłam na dworze i sprzątałam w kojcu.

      Matka odetchnęła niezbyt głośno. To miło, że Torunn oddzwania, nie spodziewała się rozmawiać z nią w najbliższym czasie.

      Torunn próbowała wyczytać nastrój matki z tonu jej głosu, lecz ten był zupełnie płaski pod tymi sztywnymi, formalnymi słowami, które tak naprawdę mogły oznaczać cokolwiek.

      – Dlaczego nie spodziewałaś się rozmawiać ze mną w najbliższym czasie? Zostawiłam telefon podłączony do ładowarki, sorry, ale nic wielkiego się nie stało. Jak wspominałam, mam trochę spraw do załatwienia. Nie tylko ty próbowałaś się ze mną skontaktować.

      Faktycznie, telefon zadzwonił jeszcze dwukrotnie, gdy była w toalecie, znów ten podejrzany, koszmarnie długi numer, będzie musiała spytać Pedera Bovima, czy da się go zablokować, bo bała się śmiertelnie, że padnie ofiarą oszustów. Miała co prawda na koncie okrągłą sumkę po sprzedaży mieszkania w Oslo i, praktycznie rzecz ujmując, była multimilionerką. Również mieszkanie Margida zostało sprzedane w ciągu zaledwie trzech dni od wystawienia oferty, na czym z początku skorzystał Erlend, z nieocenioną pomocą mecenasa Berlinga, bo w grę wchodziła masa spadkowa i przelewy zagraniczne. Po całej tej operacji Erlend podjął decyzję, którą sam nazwał „jedyną moralnie słuszną”: „Nie ma mowy, żebym trzymał wszystkie te pieniądze ze sprzedaży mieszkania, trzy czwarte należą się tobie, Torunn, masz gospodarstwo, które wymaga gruntownej renowacji, jeśli chcesz tam mieszkać, a rozumiem, że tak właśnie jest, i ani słowem nie wspomnę


Скачать книгу