Czarne ziarno. Marta Zaborowska
pani rację, Nina nie jest psychicznie chora i nigdy jej tak nie traktowaliśmy. Przeżyła traumę i dlatego chcieliśmy potraktować ją wyjątkowo. Dać nawet telewizor. Ale odmówiła. Uparła się na ten pokój.
– Spytał pan dlaczego?
– Powiedziała, że nie chce widoku z piętra.
– Tylko tyle?
– Dodała, że od nocy, w której zginął jej brat, okno na piętrze wywołuje w niej lęk. To typowe dla takich przypadków. Pacjent za wszelką cenę chce odsunąć od siebie wszystko, co kojarzy się z przykrym wspomnieniem. Nawet jeśli to tak błaha rzecz jak widok z okna.
– Z jej pokoju widać było cały ogród. Mogła być świadkiem tego, jak matka ciągnie ciało brata do komórki. – Julia wróciła myślami do małego pokoju na poddaszu. – Jeśli stała przy szybie i oglądała, jak Leon i sąsiedzi puszczają fajerwerki, to z całą pewnością widziała też całe zajście. Jedna z wystrzelonych petard mogła dodatkowo oświetlić ogród. Wtedy zobaczyła matkę i Leona.
– To wszystko? – spytał nagle doktor Synowiec. – Obejrzała już pani cały pokój. Pora wyjść.
– Chwila. – Julia podniosła się z materaca i odgięła jego brzeg. – Mówił pan o zniszczeniach. Nie widzę tu nic takiego poza odrapanym lakierem na ramach łóżka i kilkoma centymetrami wyrwanej gąbki.
Doktor podszedł do niebieskiej kanapy i ściągnął z niej minipoduszkę w kształcie serca.
– Co pan robi?
– Niech się pani przesunie.
Julia zrobiła, co jej kazał. Mężczyzna zmełł w ręku poduszkę i wcisnął w niszę z akrylowym lustrem. Następnie szarpnął ramą łóżka Niny i odciągnął je od ściany.
– Tu. – Wskazał ręką.
Oczom Julii ukazały się rysunki, a właściwie niezdarne rzeźbienia w ścianie wyryte czymś nie do końca ostrym, prawdopodobnie długopisem. Było ich dziesięć. Większość z nich przedstawiała ludzkie embriony, od tych najmniejszych, mających zaledwie kilka centymetrów, po kolejne, dużo większe. Kolejne fazy rozwoju płodu odwzorowane były mało udolnie, ale nie sposób było je pomylić z czymś innym. Na ostatnim, dziesiątym rysunku widniało dziecko już urodzone, miało dużą głowę i małe ręce.
– Bardzo ciekawe. – Julia wyjęła telefon i zrobiła nim kilka zdjęć. – Nie spotkałam się jeszcze z czymś takim. Co pan o tym sądzi?
– Nina próbuje się czymś zająć. Może wygląda to na coś nienaturalnego, ale nie przesadzałbym z oceną. Dostała od nas encyklopedię zdrowia, zresztą sama o nią poprosiła. Czyta też inne książki, ale głównie studiuje anatomię człowieka.
– To chyba dość nietypowe dla kogoś w jej wieku.
– Przeciwnie. Przeżyta trauma różnie wpływa na ludzi. Zaczynają czuć potrzebę poznania ludzkiego organizmu i chorób, na jakie zmarli ich bliscy, a w konsekwencji sposobu leczenia.Dzieci myślą, że gdy dorosną, będą studiować medycynę i pomagać innym, by nie dotknął ich rak czy alzheimer. Takie zjawisko obserwujemy właśnie u tych, którzy kogoś stracili. Mszczą się na chorobie, która odebrała im matkę czy siostrę. Nina straciła bliską osobę, i w żaden sposób nie mogła jej pomóc.
– Leon nie umarł na żadną chorobę. Został zamordowany.
– Tak, ma pani rację. Ale bez względu na to, w jaki sposób ginie człowiek, śmierć fascynuje żyjących jako zjawisko samo w sobie. To przerażająca zagadka, która często popycha do poznania tego, jak funkcjonuje nasze ciało. Stąd te rysunki.
– Jej pierwsze kroki w odkrywaniu tego, jak powstaje człowiek od momentu poczęcia?
– Na razie dość ogólnie. Zaczęła od encyklopedii, na medycynę akademicką przecież jeszcze za wcześnie.
– Nie łatwiej byłoby jej robić te rysunki w zeszycie?
– Łatwiej, ale ona tak nie chciała. Ma w sobie dużo złości, a złość rodzi nadprogramową energię, która musi znaleźć swoje ujście. Rysowanie w zeszycie zajmuje zaledwie parę minut. Kilka kresek i rysunek gotowy. A ona musi zabić czas, skupić się na czymś przez dłuższą chwilę. Rycie w ścianie długopisem to wysiłek. Nieraz obserwowałem ją pochłoniętą, jak siedzi w tym kącie i bazgrze po murze. Najpierw szkicuje, potem dłubie. Potrzebuje się wyżyć, jak to się mówi.
Doktor Synowiec spojrzał wymownie na zegarek, dając tym samym sygnał, że czas wizyty Julii zbliża się do końca. Zaraz potem złapał za ramę łóżka i ustawił je na dawnym miejscu. Poduszka w kształcie serca wróciła na niebieską kanapę.
– Nie ruszymy tego – powiedział, dociskając materac do ściany. – Zabroniłem gipsować mur i wspominać przy Ninie, że przez jej nowe hobby czeka nas remont. Niech to będzie jej sekret.
– Dlatego zasłonił pan wcześniej lustro? Żeby nie widziała, jak odkrywa pan przede mną jej rysunki?
Nie odpowiedział.
– Pan wybaczy, doktorze, ale nie widzę w tym wszystkim logiki. Przecież Nina ma świadomość, że pan widział, co znajduje się za łóżkiem. Jest obserwowana przez kamerę przez całą dobę, więc po co ten cały cyrk i mydlenie sobie wzajemnie oczu?
– Nie nazywałbym tego cyrkiem.
– A jak? Obopólnym przyzwoleniem na iluzję intymności? Brzmi może ładniej, ale to wciąż cyrk. Raz wy ją, raz ona was… Bo teraz to ona bawi się w podglądacza, prawda? Jest tam, za ścianą, obserwuje nas od samego początku.
Julia podeszła do lustra i pomachała do ukrytej za murem Niny.
– Niech pani przestanie.
– Patrzy i zastanawia się, po co tu przyszłam. Czy jestem jej przyjacielem czy wrogiem.
– Potrzebuje czasu.
– Nie, doktorze. Ona potrzebuje kogoś, kto stanie razem z nią przy tym cholernym oknie na piętrze i zobaczy to, co widziała ona. Możecie ładować w tego dzieciaka tony leków, ale to będzie jak leczenie dżumy aspiryną.
– Za dużo pani mówi.
– Pan natomiast zbyt mało. Jako ktoś, kto chce pomóc jej rodzinie, powinien pan…
– Wiem, co powinienem. Nina nie potrzebuje pani pomocy. Nie takiej.
– Tak, tak… Lepiej odizolować ją od ludzi. Zamknąć w klatce, żeby jeszcze bardziej zdziczała. A może pan nie chce, żeby stąd wyszła? Nie wiem, na jak długo zostało opłacone jej leczenie, ale te pieniądze skończą się prędzej niż później.
– Sugeruje pani, że trzymam ją tu dla zysku?
– Ja niczego nie sugeruję.
– I niech tak zostanie. – Ręka doktora zacisnęła się na ramieniu Julii. – A teraz lepiej będzie, jeśli pani stąd pójdzie. Naprawdę, szkoda mojego i pani czasu na te dziecinne uszczypliwości.
– Myślałam, że miło sobie rozmawiamy. Żałuję, że jest pan odmiennego zdania.
Wyszli z pokoju. Julia widziała, jak Synowiec daje kątem oka znać stojącej za progiem pielęgniarce, że już po wszystkim i niewygodna wizyta dobiegła końca. Kiedy tylko zielony płaszcz Julii zniknie w korytarzu prowadzącym do recepcji, wyprowadzą Ninę ze schowka i wpuszczą do pokoju z całodobowym monitoringiem. Może wcale nie chciała, by ją podglądali i nie było z jej strony na to żadnego przyzwolenia, a historyjka o przedziwnej prośbie Niny była kłamstwem, które wyszłoby na jaw, jeśli Julia stanęłaby z nią oko w oko. Dlatego ją schowali.
– Doktorze! – zawołała Julia za odchodzącym w przeciwnym kierunku Synowcem.
Mężczyzna