Czarne ziarno. Marta Zaborowska
wiemy, że takie rzeczy zdarzają się nawet teraz. Nie trzeba średniowiecza, w tej kwestii niewiele się zmieniło. Po piętnastu latach spędzonych za kratami jego adwokat zaczął się starać o ponowne rozpatrzenie sprawy. Tamten chłopak był już niemal wrakiem człowieka.
– Wyszedł?
– Tak. Prosto w moje ręce.
– Uniewinniony?
Doktor pokręcił przecząco głową.
– Sąd uznał, że podczas śledztwa doszło do nadużycia siły ze strony policji i dodatkowo wskazał kilka niedociągnięć prokuratury. To było podstawą do wypuszczenia go na wolność. Ale do tej pory nie zdjęto z niego piętna gwałciciela i mordercy.
– Skąd pan wie, że on tego nie zrobił?
– Znam się na ludziach, niech mi pani wierzy. Ten człowiek nie miał w sobie genu zabójcy.
– Może nie ma go też matka Niny. – Julia zdjęła z przegubu ręki gumkę do włosów i zakręciła nad karkiem szybki kok. Szyja parowała od ciepła dobywającego się z kaloryferów i wełnianego golfu.
– Nie rozmawiałem z nią, więc tego nie wiem. Wiem tylko, że technika policyjna poszła naprzód i badania przeprowadzone na miejscu zbrodni wykluczają przypadek.
– Zapomina pan, że za badaniami zawsze stoją ludzie.
– I mieliby jej celowo zaszkodzić? Pracowała pani wśród tych ludzi i wie…
– Wiem, że mają różne intencje. Nie wszystkie dowody trafiają na salę sądową i nie każda informacja przedstawiana jest podczas procesu. Słyszał pan kiedyś o manipulacji dowodami? No właśnie… Dlatego muszę zobaczyć się z Niną. Ona dużo widziała, może pomóc.
Okno zamknęło się i odcięło nagrzany kaloryferem pokój od rześkiego powietrza. Doktor Synowiec podszedł do umywalki i dokładnie umył ręce, pozbywając się z nich zapachu papierosa.
– O co chce ją pani zapytać? Czy widziała, jak matka podcina gardło jej bratu? Muszę panią rozczarować. Nie pozwolę na to.
– Pan nie rozumie, doktorze…
– Rozumiem bardzo dobrze. Chce pani, aby Nina odtworzyła w pamięci noc, w której doszło do zbrodni.
– Zrobię to delikatnie.
– Nie ma takiego sposobu, by delikatnie spytać o morderstwo. To nie kradzież roweru ani nawet nie pobicie. Jak to niby miałoby wyglądać? Jakich słów chce pani użyć zamiast „zabić”?
– Jeśli ona mi nie pomoże, nie zobaczy swojej matki na wolności przez długie lata, a być może nawet nigdy. Gdy stąd wyjdzie, trafi… dokąd, do kogo? Jak będzie żyła dalej? Niech pan się nad tym zastanowi. Ma dopiero jedenaście lat.
– Chce mnie pani wziąć na litość nad matką czy dzieckiem?
– Na zdrowy rozsądek. Siostra jej nie utrzyma, ledwie wiąże koniec z końcem. Poza tym nie ma pojęcia, jak wychowuje się dzieci. Nina trafi do domu dziecka i przesiedzi tam kolejnych siedem lat.
– Znajdą się ludzie, którzy…
– Tak, dobrzy ludzie z wielkim sercem! Naczytał się pan fantastyki, doktorze. Nikt nie zaadoptuje dziecka w tym wieku, które na dodatek ma matkę z kryminalną przeszłością. Takich jak ona nie chce się sadzać przy rodzinnym stole. Nina wyląduje w bidulu i pan świetnie o tym wie.
Doktor Synowiec stał przez chwilę oparty pięściami o blat biurka, po czym podszedł do metalowych szafek i wysunął szufladę z literami L—R. Wyjął z niej tekturową teczkę z nazwiskiem Niny Rawskiej. Klinika wciąż trzymała papierowe akta swoich pacjentów na wypadek awarii systemu komputerowego.
– Tu mam o niej wszystko, nie musi się pani z nią spotykać. Niech pani pyta, o co chce, mnie, nie ją. Zobaczę, co da się zrobić. Ale spotkania z Niną nie będzie.
Julia podniosła na niego wzrok, który do tej pory śledził wędrówkę akt z szafki na biurko.
– Pan żartuje?
– Ani trochę.
– Chcę jej pomóc, nie skrzywdzić.
– Nigdy bym do tego nie dopuścił, droga Julio. Dlatego nie zobaczy się pani z Niną. Nie mogę tego zrobić, nawet ze względu na starą znajomość.
– Chowa się pan za procedurami czy boi się, że Nina powie coś, co będzie na tyle istotne, że trafi na kolejne przesłuchanie?
– To, co miała do powiedzenia, na pewno jest w raporcie u prokuratora. To wystarczy, żeby nie narażać jej na kolejną traumę. Wyniki jej leczenia mówią same za siebie. – Doktor Synowiec poklepał teczkę otwartą dłonią.
– Rozmawiała z panem o tamtej nocy?
Synowiec zawahał się przez chwilę.
– Nie, ze mną akurat nie rozmawiała. Wyspowiadała się innemu lekarzowi, co na to samo wychodzi. Powiedziała mu całkiem sporo, a to naprawdę duży postęp w stawianiu jej na nogi.
– Mogę zobaczyć raport z tej rozmowy? Macie go przecież, to część dokumentacji lekarskiej.
– Raporty z wywiadów z pacjentami objęte są tajemnicą. Niech pani nie udaje, że o tym nie wie. Bez nakazu prokuratora nie zobaczy pani dokumentów. Powiedziałem już, że mogę udzielić pani wielu informacji, ale będą to informacje ogólne, które w żaden sposób nie naruszą dobra naszej pacjentki. Dla niej przecież sprawa wciąż jest bardzo świeża.
– Minął ponad rok.
– Dla osoby, która była świadkiem zbrodni, to tak, jakby to było wczoraj. Zanim mózg zacznie normalnie pracować, wciąż będą się mieszać dni z nocami, a tygodnie z miesiącami. Mówi pani, że to już rok. Wie pani, co po roku dzieje się z Niną? Wciąż mało śpi i zawsze zasuwa na noc zasłony. Boi się patrzeć w ciemność za oknem, potrafi godzinami siedzieć odwrócona plecami do podwórza. Nie nawiązała znajomości z żadnym z pacjentów, zamknęła się w czterech ścianach. Wychodzi tylko na jedzenie i do łazienki. Odkąd tu jest, ani razu nie opuściła budynku. Boi się rozmów i unika ludzi.
– Nie powinno się jej zmusić do przebywania w grupie? Robicie z Niny odludka.
– Powiedziałem już, że Nina nie chce się z nikim widywać.
– Izolacja nikomu nie zrobi dobrze, niech mi pan tego nie wmawia, doktorze. Nawet papugi muszą mieć towarzystwo, a co dopiero jedenastoletnie dziecko. Niech jej pan wytłumaczy, że przysłała mnie Maria. Siostrze chyba ufa.
Doktor Synowiec otworzył teczkę i wyjął z niej jedną kartkę ze sporego pliku.
– Według naszych notatek siostra odwiedziła Ninę tylko raz. Przywiozła jej rzeczy osobiste i odjechała. Owszem, rozmawiały ze sobą przez telefon, ale tylko dwukrotnie. Po każdej rozmowie u Niny zaobserwowano podwyższoną nerwowość. Pielęgniarka, która robiła jej badania, napisała wyraźnie: „Po rozmowie z bliską osobą (z Marią Rawską) pacjentka doznała silnego uczucia lęku. Podano domięśniowo midanium, pacjentka pozostała pod obserwacją przez kolejną godzinę”. Identyczny wpis pochodzi z dnia kolejnej rozmowy.
– To niemożliwe, żeby na myśl o własnej siostrze ktoś wpadał w panikę.
– Wszystko jest możliwe, zwłaszcza jeśli w rodzinie panowały patologiczne zachowania. A sama pani przyzna, że rodzina Rawskich musiała być dysfunkcyjna, skoro doszło w niej do morderstwa. W takich sytuacjach musimy być wtedy z pacjentem do momentu, aż się uspokoi i będziemy mieć pewność, że lęk nie powróci.
– Nina nie powinna tak reagować. Są ze sobą silnie związane.
– Od kogo pani to wie?
– Od Marii.
Doktor